Pokrewne
- Strona Główna
- Saylor Steven Roma sub rosa t Rzut Wenus
- John Gray Mezczyzni sa z Marsa a kobiety z Wenus
- John Gray Mezczyzni sa z Marsa a kobiety z Wenus (2)
- Saylor Steven Rzut Wenus
- (60) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Pasażer Von Stuebena
- Von Daniken Erich Czy sie mylilem
- Clavell James Ucieczka
- John Toland Bogowie wojny t.2
- Hannah Sophie Konstabl Simon Waterhouse 4 Druga połowa żyje dalej
- Chmielewska Joanna Wielki diament t.1
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniusiaczek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ty, ty jesteś taki zimny, postępujesz ze mną jak z kawałkiem drewna.Ale czekaj, chcę żebyś i ty poczuł się zakochany! — mówiąc to zawisła znowu czule na moich ustach.— Nie podobam ci się już, muszę znowu być dla ciebie okrutna, dziś jestem dla ciebie zanadto dobra; wiesz co głuptasku, będę cię trochę bić batem.— Ależ dziecko!— Ja tak chcę.— Wando!— Zbliż się i daj związać — mówiła dale j skacząc swawolnie po pokoju — chcę cię widzieć prawdziwie zakochanym, rozumiesz? Oto są sznury.Czy będę mogła to uczynić?Zaczęła mi krępować nogi, potem związała silnie na plecach moje ręce, wreszcie ściągnęła mi ramiona, jak jakiemuś zbrodniarzowi.— Tak — rzekła wesoło — czy możesz się jeszcze poruszyć?— Nie.— Dobrze.Teraz zrobiła z mocnego sznura pętlicę, zarzuciła mi ją na głowę, zsunęła aż na biodra, następnie ściągnęła ją silnie i przywiązała mnie do filara.W tej chwili przejęły mnie dreszcze.— Doznaję uczucia, jak gdybym miał być stracony — rzekłem z cicha.— Powinieneś być dziś tylko porządnie obity! — zawołała Wanda.— Ubierz się jednak w futerko — powiedziałem — proszę cię o to.— Tej przyjemności ci nie odmówię — odpowiedziała, po czym przyniosła swoje okrycie i włożyła je z uśmiechem.Następnie ze złożonymi na piersiach rękami stanęła przede mną i przypatrywała mi się półprzymkniętymi oczyma.— Czy znasz opowieść o wole Dionizjusza? — zapytała.— Przypominam sobie bardzo niejasno.Cóż to za historia?— Pewien dworzanin wymyślił dla tyrana syrakuzańskiego Dionizjusza nowe narzędzie męki, a mianowicie żelaznego wołu, w którym skazanego na śmierć można było zamykać i umieszczać w ogniu.Gdy tylko żelazny potrzask zaczynałby się żarzyć, krzyk skazańca miał rozbrzmiewać tak, jak ryk prawdziwego wołu.Dionizjusz przyjął wynalazek łaskawie i rozkazał, aby dla wypróbowania dzieła zamknąć w żelaznym wole najpierw to samego wynalazcę.— Historia bardzo pouczająca.— Ty byłeś tym, który mi pierwszy wszczepił egoizm, dumę i okrucieństwo, ty wiec powinieneś być pierwszą ofiarą swojego dzieła.Rzeczywiście, znajduję w tym wielką przyjemność, kiedy mogę posiadać w swej mocy człowieka myślącego i czującego tak samo jak ja, kiedy mogę męczyć i poniżać mężczyznę, który jest silniejszy ode mnie duchem i ciałem, a już szczególną rozkosz odczuwam, gdy dręczę mężczyznę, który mnie kocha.Ale — dodała — czy kochasz mnie jeszcze?— Aż do szaleństwa! — zawołałem.— Tym lepiej — odparła — o tyle więcej będziesz miał rozkoszy z tego, co teraz chcę z tobą uczynić.— Cóż uczynisz? — zapytałem.— Nie rozumiem cię wcale, twoje oczy błyszczą prawdziwym okrucieństwem, a ty jesteś szczególnie piękna, prawdziwa "Wenus w futrze".Wanda, nie odpowiadając, wsparła ramiona na moim karku i pocałowała mnie.W tej chwili opanowała mnie znowu szalona namiętność.— No, a gdzie jest bat? — zapytałem.Roześmiała się i odstąpiła dwa kroki.— Chcesz więc koniecznie dostać batem? — zawołała, odrzucając przy tym dumnie w tył głowę.— Tak.Wówczas oblicze Wandy zmieniło się zupełnie.Wydało mi się gniewem oszpecone, przez moment było dla mnie nieomal wstrętne.— A więc bij go pan! — zawołała głośno.W tej samej chwili, zza firanki spływającej nad jej łóżkiem, wysunęła się czarna, kędzierzawa głowa pięknego Greka.Struchlałem.Sytuacja była okropna, choć zarazem, poniekąd komiczna.Byłbym się może nawet roześmiał, gdyby położenie, w którym się znalazłem, nie było dla mnie równocześnie tak rozpaczliwie smutne, tak strasznie hańbiące.Sytuacja ta przerastała nawet moją wyobraźnię.Poczułem mróz w całym ciele, gdy mój rywal ukazał się w butach do jazdy konnej, wąskich, białych spodniach i obcisłym surducie.Krew zastygła w mych żyłach, kiedy spojrzałem na jego atletyczną sylwetkę.— Pani jest rzeczywiście okrutna — rzekł, zwracając się do Wandy.— Tylko żądna rozkoszy — odparła z dziką radością i dodała.— Rozkoszą może być samo istnienie.Kto doznaje rozkoszy, temu ciężko rozstawać się z życiem, kto cierpi, ten wita śmierć jak przyjaciela.Kto chce doznawać rozkoszy, musi brać życie wesoło, nie wolno mu, jak powiadali starożytni, ani niczego się obawiać, ani cieszyć szczęściem innych; jemu nie wolno mieć litości, on musi innych przywiązać do swego wozu, zaprząc do swego jarzma, jak zwierzęta.Ludzie, mogący rozkoszować się tak jak ten tutaj, tym właśnie, że się ich czyni niewolnikami, czują przyjemność, gdy usługują innym.Nie myślą, czy im się przy tym dobrze powodzi, czy też giną pod ciężarem.Jednak ja muszę ciągle pamiętać, że gdyby oni mieli mnie w swych rękach, tak jak ja ich, to uczyniliby mi to samo i musiałabym płacić za ich rozkosze swoim potem, krwią, a nawet duszą.Taki był świat starożytności.Rozkosz i okrucieństwo, wolność i niewolnictwo przechodziły zawsze z rąk do rąk.Ludzie, chcący żyć na wzór olimpijskich bogów, musieli mieć niewolników, których rzucali do stawu na pożarcie rybom i gladiatorów, którzy mogliby walczyć w czasie ich wspaniałych uczt.I nic sobie z tego nie robili, gdy przy takiej walce trysnęło na nich nieco krwi.Jej straszne słowa odnosiły się do mnie.— Rozwiąż mnie! — zawołałem oburzony.— Czyż nie jesteś moim niewolnikiem, moją własnością?— odparła Wanda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.A ty, ty jesteś taki zimny, postępujesz ze mną jak z kawałkiem drewna.Ale czekaj, chcę żebyś i ty poczuł się zakochany! — mówiąc to zawisła znowu czule na moich ustach.— Nie podobam ci się już, muszę znowu być dla ciebie okrutna, dziś jestem dla ciebie zanadto dobra; wiesz co głuptasku, będę cię trochę bić batem.— Ależ dziecko!— Ja tak chcę.— Wando!— Zbliż się i daj związać — mówiła dale j skacząc swawolnie po pokoju — chcę cię widzieć prawdziwie zakochanym, rozumiesz? Oto są sznury.Czy będę mogła to uczynić?Zaczęła mi krępować nogi, potem związała silnie na plecach moje ręce, wreszcie ściągnęła mi ramiona, jak jakiemuś zbrodniarzowi.— Tak — rzekła wesoło — czy możesz się jeszcze poruszyć?— Nie.— Dobrze.Teraz zrobiła z mocnego sznura pętlicę, zarzuciła mi ją na głowę, zsunęła aż na biodra, następnie ściągnęła ją silnie i przywiązała mnie do filara.W tej chwili przejęły mnie dreszcze.— Doznaję uczucia, jak gdybym miał być stracony — rzekłem z cicha.— Powinieneś być dziś tylko porządnie obity! — zawołała Wanda.— Ubierz się jednak w futerko — powiedziałem — proszę cię o to.— Tej przyjemności ci nie odmówię — odpowiedziała, po czym przyniosła swoje okrycie i włożyła je z uśmiechem.Następnie ze złożonymi na piersiach rękami stanęła przede mną i przypatrywała mi się półprzymkniętymi oczyma.— Czy znasz opowieść o wole Dionizjusza? — zapytała.— Przypominam sobie bardzo niejasno.Cóż to za historia?— Pewien dworzanin wymyślił dla tyrana syrakuzańskiego Dionizjusza nowe narzędzie męki, a mianowicie żelaznego wołu, w którym skazanego na śmierć można było zamykać i umieszczać w ogniu.Gdy tylko żelazny potrzask zaczynałby się żarzyć, krzyk skazańca miał rozbrzmiewać tak, jak ryk prawdziwego wołu.Dionizjusz przyjął wynalazek łaskawie i rozkazał, aby dla wypróbowania dzieła zamknąć w żelaznym wole najpierw to samego wynalazcę.— Historia bardzo pouczająca.— Ty byłeś tym, który mi pierwszy wszczepił egoizm, dumę i okrucieństwo, ty wiec powinieneś być pierwszą ofiarą swojego dzieła.Rzeczywiście, znajduję w tym wielką przyjemność, kiedy mogę posiadać w swej mocy człowieka myślącego i czującego tak samo jak ja, kiedy mogę męczyć i poniżać mężczyznę, który jest silniejszy ode mnie duchem i ciałem, a już szczególną rozkosz odczuwam, gdy dręczę mężczyznę, który mnie kocha.Ale — dodała — czy kochasz mnie jeszcze?— Aż do szaleństwa! — zawołałem.— Tym lepiej — odparła — o tyle więcej będziesz miał rozkoszy z tego, co teraz chcę z tobą uczynić.— Cóż uczynisz? — zapytałem.— Nie rozumiem cię wcale, twoje oczy błyszczą prawdziwym okrucieństwem, a ty jesteś szczególnie piękna, prawdziwa "Wenus w futrze".Wanda, nie odpowiadając, wsparła ramiona na moim karku i pocałowała mnie.W tej chwili opanowała mnie znowu szalona namiętność.— No, a gdzie jest bat? — zapytałem.Roześmiała się i odstąpiła dwa kroki.— Chcesz więc koniecznie dostać batem? — zawołała, odrzucając przy tym dumnie w tył głowę.— Tak.Wówczas oblicze Wandy zmieniło się zupełnie.Wydało mi się gniewem oszpecone, przez moment było dla mnie nieomal wstrętne.— A więc bij go pan! — zawołała głośno.W tej samej chwili, zza firanki spływającej nad jej łóżkiem, wysunęła się czarna, kędzierzawa głowa pięknego Greka.Struchlałem.Sytuacja była okropna, choć zarazem, poniekąd komiczna.Byłbym się może nawet roześmiał, gdyby położenie, w którym się znalazłem, nie było dla mnie równocześnie tak rozpaczliwie smutne, tak strasznie hańbiące.Sytuacja ta przerastała nawet moją wyobraźnię.Poczułem mróz w całym ciele, gdy mój rywal ukazał się w butach do jazdy konnej, wąskich, białych spodniach i obcisłym surducie.Krew zastygła w mych żyłach, kiedy spojrzałem na jego atletyczną sylwetkę.— Pani jest rzeczywiście okrutna — rzekł, zwracając się do Wandy.— Tylko żądna rozkoszy — odparła z dziką radością i dodała.— Rozkoszą może być samo istnienie.Kto doznaje rozkoszy, temu ciężko rozstawać się z życiem, kto cierpi, ten wita śmierć jak przyjaciela.Kto chce doznawać rozkoszy, musi brać życie wesoło, nie wolno mu, jak powiadali starożytni, ani niczego się obawiać, ani cieszyć szczęściem innych; jemu nie wolno mieć litości, on musi innych przywiązać do swego wozu, zaprząc do swego jarzma, jak zwierzęta.Ludzie, mogący rozkoszować się tak jak ten tutaj, tym właśnie, że się ich czyni niewolnikami, czują przyjemność, gdy usługują innym.Nie myślą, czy im się przy tym dobrze powodzi, czy też giną pod ciężarem.Jednak ja muszę ciągle pamiętać, że gdyby oni mieli mnie w swych rękach, tak jak ja ich, to uczyniliby mi to samo i musiałabym płacić za ich rozkosze swoim potem, krwią, a nawet duszą.Taki był świat starożytności.Rozkosz i okrucieństwo, wolność i niewolnictwo przechodziły zawsze z rąk do rąk.Ludzie, chcący żyć na wzór olimpijskich bogów, musieli mieć niewolników, których rzucali do stawu na pożarcie rybom i gladiatorów, którzy mogliby walczyć w czasie ich wspaniałych uczt.I nic sobie z tego nie robili, gdy przy takiej walce trysnęło na nich nieco krwi.Jej straszne słowa odnosiły się do mnie.— Rozwiąż mnie! — zawołałem oburzony.— Czyż nie jesteś moim niewolnikiem, moją własnością?— odparła Wanda [ Pobierz całość w formacie PDF ]