Pokrewne
- Strona Główna
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Krawedz miecza [Na Krawedzi 4] Andrews Ilona
- Saul Bellow Dar Humboldta
- 1588433196
- Erikson Steven Ogrody ksiezyca (2)
- Darwin Karol Autobiografia (2)
- Przez bezmiar nocy Veronica Rossi (2)
- Nana Zola E
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radioclubhit.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tom i ja patrzymy na niego zdumieni, jakby Matt żartował.Kto kiedy słyszał o oknie wykuszowym na barce? Z drugiej strony trzeba przyznać, że spalone okno nigdy nie odzyskało dawnej świetności.Tyle że kit, gwoździe i klej trzymają je jakoś w kupie.Wybucham śmiechem.Teraz z kolei Matt i Tom patrzą na mnie, jak gdybym zwariował.Przychodzi mi do głowy, że być może mają rację.Życie twórcze i taniecBarka w sposób niezwykły sprzyja pracy twórczej.Przekonałem się, jak wiele znaczy fizyczne oddalenie od lądu, samotność, wygodne biurko i ciche miejsce do pracy.Korzystam też z szafki na akta, którą nabyłem w Abbe Pierre.Łódź pomaga odnaleźć się w chaosie codzienności i skupić rozproszone myśli.Przysiadam fałdów i w ciągu trzech lat piszę dwie książki, z których jedną wydaje poważna oficyna amerykańska.Dostaję za nią zaliczkę równą dziesięciu obrazom.Gdy przychodzą pieniądze za sprzedaż praw do wydania kieszonkowego, nasza sytuacja finansowa poprawia się tak dalece, że na dobrą sprawę mogę przestać sprzedawać obrazy, tylko malować je i kupować materiały do remontu barki.Ni stąd, ni zowąd odgrywam przed sobą rolę „bogatego wujka”.Nigdy przedtem moje życie nie było tak udane jak obecnie.Rosemary lubi uczyć; nie potrafię jej namówić, żeby rzuciła tę pracę i zaczęła robić to, na co zawsze miała ochotę.Powtarza, że najbardziej zależy jej właśnie na tym, by uczyć w przedszkolu.No cóż, gdyby odeszła, musielibyśmy płacić horrendalne czesne za naukę dzieciaków w Szkole Amerykańskiej.Nawet z pieniędzmi za paperbacks byłoby to dla nas duże obciążenie.Postanawiamy uczcić dzień, kiedy podpisuję kontrakt na sprzedaż praw, i organizujemy potańcówkę, którą obiecałem Neilowi, Barbarze, Robinowi, Donnie i Joemu, gdy przybijaliśmy podłogę na dole.Zwijamy dywan w tylnej części barki, składamy go na biurku i wypożyczamy ze szkoły wzmacniacz z głośnikami, żeby muzyka grała na całego.Kseruję zaproszenia dla wszystkich rodziców dzieci, którymi opiekuje się Rosemary, większości zaprzyjaźnionych nauczycieli oraz dla paru przyjaciół spoza szkoły.Informujemy ich, że na naszej barce odbędzie się potańcówka i że zapewniamy muzykę, wino i piwo.Zaproszonych zachęcamy do przyniesienia czegoś do wspólnej spiżarni.Jeżeli chcą powiększyć zapasy wina lub piwa, to proszę bardzo, ale trunki wysokoprocentowe odpadają.Obowiązuje też ścisły zakaz palenia papierosów, chyba że na przednim pokładzie.Wieczorem, przed prywatką, biegam po miasteczku i przyczepiam strzałki i napisy, aby pomóc gościom odnaleźć drogę do barki.Wysłaliśmy blisko siedemdziesiąt zaproszeń, lecz spodziewamy się jakichś dwudziestu osób.Zjawia się ponad osiemdziesiąt.Całe szczęście, że pomost wytrzymuje, a barka ma dwie kondygnacje.Porozwieszałem wszędzie tabliczki z zakazem palenia, na których papierosowe strzałki kierują palaczy na przedni pokład.Wysłałem go sztuczną murawą i dostawiłem tam kilka krzeseł; jak się truć, to przynajmniej w wygodnych warunkach.Tak się jakoś ułożyło, choć nie planowaliśmy tego, że pokój gościnny, gdzie w otwartym piecyku pali się ogień, staje się miejscem - jak to nazywam - posiedzenia filozofów.Gromadzą się tutaj ludzie, którzy na przyjęciach lubią siedzieć i gadać, rozwiązując problemy tego świata i stawiając je sobie wzajemnie.Znajdują się blisko frontowych drzwi, tak więc zawsze mogą wyjść na papierosa, jeśli potrzeba lub nałóg zmuszą ich do tego.Na pokładzie zbierają się nie tylko palacze, lecz i ci, którzy mają ochotę porozmawiać - czasem kontynuując posiedzenie filozofów - oraz ci młodzi duchem, którzy szukają miłego, ciemnego zakątka.Staram się nie przejmować, że ktoś wypadnie za burtę, ale na wszelki wypadek przypominam wszystkim o kamizelkach ratunkowych.Na dolnym piętrze, u podnóża schodów, umieszczamy stoły, na których stawiamy wciąż nowe porcje jedzenia.Na bieżąco utrzymujemy dostawę pizzy, którą pieczemy w małym kuchennym piekarniku, aby zapełnić puste żołądki.Ale jedzenia jest więcej, niż ktokolwiek zdołałby pomieścić.To prawdziwe cocktail party dla obżartuchów.Stojący wszędzie ludzie rozmawiają lub plotkują, jedząc i popijając.Zwłaszcza przy drabinie panuje taki ścisk, że nie ma gdzie palca wcisnąć.Palą się tu mleczne żarówki, ich blask pozwala się jednak zorientować, z kim się rozmawia i co się je lub pije.W tylnej części kadłuba, gdzie zrolowaliśmy dywan, odbywają się tańce.Poprosiliśmy paru przyjaciół, ażeby przywieźli kasety z muzyką, przy której lubią tańczyć.Ciemności i muzyka powodują, że choć zabawa wolno się rozkręca, około dziesiątej wre tutaj istna dyskoteka.To moja ulubiona część przyjęcia.Tańczę ze wszystkimi.Rosemary także lubi tańczyć, toteż w przerwach między serwowaniem pizzy oboje suniemy po parkiecie.Mój zegarek co dwadzieścia minut przypomina nam o wyjęciu ciasta z piekarnika [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Tom i ja patrzymy na niego zdumieni, jakby Matt żartował.Kto kiedy słyszał o oknie wykuszowym na barce? Z drugiej strony trzeba przyznać, że spalone okno nigdy nie odzyskało dawnej świetności.Tyle że kit, gwoździe i klej trzymają je jakoś w kupie.Wybucham śmiechem.Teraz z kolei Matt i Tom patrzą na mnie, jak gdybym zwariował.Przychodzi mi do głowy, że być może mają rację.Życie twórcze i taniecBarka w sposób niezwykły sprzyja pracy twórczej.Przekonałem się, jak wiele znaczy fizyczne oddalenie od lądu, samotność, wygodne biurko i ciche miejsce do pracy.Korzystam też z szafki na akta, którą nabyłem w Abbe Pierre.Łódź pomaga odnaleźć się w chaosie codzienności i skupić rozproszone myśli.Przysiadam fałdów i w ciągu trzech lat piszę dwie książki, z których jedną wydaje poważna oficyna amerykańska.Dostaję za nią zaliczkę równą dziesięciu obrazom.Gdy przychodzą pieniądze za sprzedaż praw do wydania kieszonkowego, nasza sytuacja finansowa poprawia się tak dalece, że na dobrą sprawę mogę przestać sprzedawać obrazy, tylko malować je i kupować materiały do remontu barki.Ni stąd, ni zowąd odgrywam przed sobą rolę „bogatego wujka”.Nigdy przedtem moje życie nie było tak udane jak obecnie.Rosemary lubi uczyć; nie potrafię jej namówić, żeby rzuciła tę pracę i zaczęła robić to, na co zawsze miała ochotę.Powtarza, że najbardziej zależy jej właśnie na tym, by uczyć w przedszkolu.No cóż, gdyby odeszła, musielibyśmy płacić horrendalne czesne za naukę dzieciaków w Szkole Amerykańskiej.Nawet z pieniędzmi za paperbacks byłoby to dla nas duże obciążenie.Postanawiamy uczcić dzień, kiedy podpisuję kontrakt na sprzedaż praw, i organizujemy potańcówkę, którą obiecałem Neilowi, Barbarze, Robinowi, Donnie i Joemu, gdy przybijaliśmy podłogę na dole.Zwijamy dywan w tylnej części barki, składamy go na biurku i wypożyczamy ze szkoły wzmacniacz z głośnikami, żeby muzyka grała na całego.Kseruję zaproszenia dla wszystkich rodziców dzieci, którymi opiekuje się Rosemary, większości zaprzyjaźnionych nauczycieli oraz dla paru przyjaciół spoza szkoły.Informujemy ich, że na naszej barce odbędzie się potańcówka i że zapewniamy muzykę, wino i piwo.Zaproszonych zachęcamy do przyniesienia czegoś do wspólnej spiżarni.Jeżeli chcą powiększyć zapasy wina lub piwa, to proszę bardzo, ale trunki wysokoprocentowe odpadają.Obowiązuje też ścisły zakaz palenia papierosów, chyba że na przednim pokładzie.Wieczorem, przed prywatką, biegam po miasteczku i przyczepiam strzałki i napisy, aby pomóc gościom odnaleźć drogę do barki.Wysłaliśmy blisko siedemdziesiąt zaproszeń, lecz spodziewamy się jakichś dwudziestu osób.Zjawia się ponad osiemdziesiąt.Całe szczęście, że pomost wytrzymuje, a barka ma dwie kondygnacje.Porozwieszałem wszędzie tabliczki z zakazem palenia, na których papierosowe strzałki kierują palaczy na przedni pokład.Wysłałem go sztuczną murawą i dostawiłem tam kilka krzeseł; jak się truć, to przynajmniej w wygodnych warunkach.Tak się jakoś ułożyło, choć nie planowaliśmy tego, że pokój gościnny, gdzie w otwartym piecyku pali się ogień, staje się miejscem - jak to nazywam - posiedzenia filozofów.Gromadzą się tutaj ludzie, którzy na przyjęciach lubią siedzieć i gadać, rozwiązując problemy tego świata i stawiając je sobie wzajemnie.Znajdują się blisko frontowych drzwi, tak więc zawsze mogą wyjść na papierosa, jeśli potrzeba lub nałóg zmuszą ich do tego.Na pokładzie zbierają się nie tylko palacze, lecz i ci, którzy mają ochotę porozmawiać - czasem kontynuując posiedzenie filozofów - oraz ci młodzi duchem, którzy szukają miłego, ciemnego zakątka.Staram się nie przejmować, że ktoś wypadnie za burtę, ale na wszelki wypadek przypominam wszystkim o kamizelkach ratunkowych.Na dolnym piętrze, u podnóża schodów, umieszczamy stoły, na których stawiamy wciąż nowe porcje jedzenia.Na bieżąco utrzymujemy dostawę pizzy, którą pieczemy w małym kuchennym piekarniku, aby zapełnić puste żołądki.Ale jedzenia jest więcej, niż ktokolwiek zdołałby pomieścić.To prawdziwe cocktail party dla obżartuchów.Stojący wszędzie ludzie rozmawiają lub plotkują, jedząc i popijając.Zwłaszcza przy drabinie panuje taki ścisk, że nie ma gdzie palca wcisnąć.Palą się tu mleczne żarówki, ich blask pozwala się jednak zorientować, z kim się rozmawia i co się je lub pije.W tylnej części kadłuba, gdzie zrolowaliśmy dywan, odbywają się tańce.Poprosiliśmy paru przyjaciół, ażeby przywieźli kasety z muzyką, przy której lubią tańczyć.Ciemności i muzyka powodują, że choć zabawa wolno się rozkręca, około dziesiątej wre tutaj istna dyskoteka.To moja ulubiona część przyjęcia.Tańczę ze wszystkimi.Rosemary także lubi tańczyć, toteż w przerwach między serwowaniem pizzy oboje suniemy po parkiecie.Mój zegarek co dwadzieścia minut przypomina nam o wyjęciu ciasta z piekarnika [ Pobierz całość w formacie PDF ]