[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponad ramieniem rzucił spojrzenie za siebie.Widział, jak siwo­włosy mężczyzna z jakąś kobietą i resztą uchodźców, a nawet Kubańczycy, pędzą, by ratować swe życie.Rourke rozejrzał się po pasach startowych.Podczas minut spędzonych wewnątrz budynku deszcz wzmógł się, pęknięcia powierzchni poszerzyły, a wszystkie, z wyjąt­kiem kilku, samoloty wystartowały.Nie widać było nastę­pnych, podchodzących do lądowania.Tylko jedna maszyna stała na pasie - DC-3, którym Rourke i Sissy Wiznewski przylecieli.John rozpoznał jego oznakowania.- Tam! - zawołał, rzucając się w stronę samolotu, ciągle trzymając rękę Natalii, a w prawej dłoni Detonics’a.Przez gęstą zasłonę deszczu nie widział prawie nic.Usłyszał krzyk Natalii i odwrócił się, by zobaczyć, jak pada.Pod­nosząc ją, sam o mało nie stracił równowagi od coraz gwałtowniejszych wstrząsów.Puścił dłoń Rosjanki.We dwoje zaczęli pomagać starszym uchodźcom, to samo czynili niektórzy Kubańczycy.Do samolotu było jeszcze pięćdziesiąt jardów, jak ocenił Rourke.A przed nim wid­niała szczelina, niemal niedostrzegalnie rozszerzająca się.John zaczął znowu biec, pomagając jakiejś starszej kobiecie.Teraz na pasie lądował kolejny samolot.Był nim dwu­silnikowy Beechcraft.Rourke zauważył to machinalnie kątem oka.“Idiota” - pomyślał.Staruszka, z którą biegł, potknęła się i o mało nie upad­ła.Policzki miała czerwone od wysiłku.Rourke wepchnął Detonics’a za pas, po czym porwał kobietę na ręce i pędził dalej ile sił w nogach, przeskakując po drodze pęknięcie.Stopami rozpryskiwał głębokie kałuże, wiatr z de­szczem chłostał go po twarzy.Widząc, że luk załadunko­wy samolotu DC-3 zaczyna się zamykać, krzyknął:- Czekajcie! Czekajcie! Nie odlatujcie!Wtedy zobaczył tuż przed sobą Natalię.Z ciemnymi włosami zlepionymi na głowie biegła co tchu przez lotni­sko, machając rękoma w stronę samolotu.Maszyna zaczęła już kołować, lecz Natalia zabiegła drogę, uniemożliwiając start i samolot zatrzymał się.Po chwili Rourke był przy kadłubie.Luk otworzył się i wychyliły się z niego ręce, przyjmując podniesioną przez niego kobietę.Wydało mu się, że słyszy jej szept: “Niech cię Bóg błogosławi, synu”.Rourke obrócił się, widząc siwowłosego mężczyznę z AK-47, a obok niego jednego z Kubańczyków.Obaj pod­sadzali na pokład jakąś staruszkę.Natalia pomagała wspiąć się do środka innemu starszemu człowiekowi.- Nie ma już miejsca! - krzyczał przez luk załadunkowy członek załogi.- Nie mogę was czworga zabrać! Za duży ciężar!Rourke napotkał oczyma wzrok Natalii.Skinął głową.“Sarah, dzieci.Co się z nimi stanie, jeśli zginę?” - prze­mknęło mu przez głowę.Spojrzał poza Natalię.- Ten cholerny samolot tam! Ten Beechcraft! Chodźmy!Rourke oddalił się od kadłuba DC-3.Na pasie starto­wym pozostał tylko on, siwowłosy mężczyzna z AK-47 i jego żona oraz Natalia.John wolałby, żeby to byli Kubańczycy, na przykład ich oficer.Zaczął krzyczeć coś do staruszka.- Wszystko w porządku - przerwał ten.- Nie! - krzyknął Rourke.Stał przez chwilę, po czym dał sygnał człowiekowi w drzwiach DC-3.- Chodźcie! -zawołał do Natalii i starszego małżeństwa.- Pierwszy do­padnę samolotu.Zatrzymam go! Natalia, zostań tu z ni­mi! - I pochylony w strumieniach ulewy pędził co sił w stronę niewielkiego samolotu na drugim końcu płyty.Beechcraft kołował, ale Rourke nie był pewien, czy wytraca on prędkość po lądowaniu, czy przygotowuje się do startu.- Czekajcie! - krzyknął.- Czekajcie!Nie przerywając biegu, wyrwał zza pasa oba Detonics’y.Ziemia trzęsła się tak gwałtownie, że ledwie mógł utrzymać się na nogach, pęknięcia płyty rozszerzały się.Samolot sunął po pasie startowym, oddalając się od Johna.Rourke podniósł pistolety i zaczął strzelać.Jeden strzał, drugi, następny, potem jeszcze dwa.Sa­molot nie zwalniał.Rourke nie przerywał ognia.Kolejny wystrzał, potem dwa naraz i znowu dwa.Stracił rachubę, jeden pistolet opróżnił się, po nim drugi.Ale maszyna ha­mowała.Rourke wcisnął nie zabezpieczoną broń na miejsce i spróbował przyspieszyć bieg [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl