[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale jakbyś tak nadał, że siedzi tu facet, którychętnie skorzystałby z pomocy, może by to coś dało.Tylko pamiętaj, bez nazwisk. Za kogo ty mnie masz?  oburzył się. Ma się rozumieć, że bez na-zwisk. Przyjrzał mi się badawczo. Nie powiem, że mnie to dziwi, chłopie.Jakbym miał siedzieć w pierdlu dwadzieścia lat, to chyba bym dostał świra.Twójkłopot polega na tym, że nie wyplułeś grzecznie tego, o co prosili, tylko naplułeśim w twarz.Oni tego nie lubią, wiem. Westchnął ciężko. Jak mówiłem, na-stępnym razem staję przed perukarzem i lecę w gumę.Kiedyś mogłem liczyć napięć do siedmiu kalendarzy, ale to było w czasach, zanim te przebierance nie stałysię takie krwiożercze.Teraz nie mam pojęcia, ile bym oberwał.Może dziesięć,dwanaście, czy nawet piętnaście.Jak się nie wie, na jaką gumę można liczyć,to człowiek robi się nerwowy, jak słowo honoru. Może lepiej odpuść sobie i po wyjściu z mamra wycofaj się z interesu? A co innego mógłbym niby robić?  zapytał z przygnębieniem. Niejestem dość bezczelny, żeby zostać dobrym naciągaczem, bo do tego trzeba niezlenawijać i mieć dar przekonywania.Ja go nie mam i nawijać nie umiem.Wyszkolićsię na doliniarza? Za stary już jestem.Gorylem miałbym niby zostać? Nie, mamza miękkie serce, a tam trzeba ludzi łomotać, jak się patrzy.Nie, nie.Ja jestemfacet, co lubi robotę w ciepełku.Myk! I w górę po rynnie! To cały ja. Zawsze możesz wziąć się do uczciwej roboty.Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. To dla wieśniaków.Widzisz mnie, jak siedzę w robocie od dziewiątej dopiątej? Widzisz, jak haruję w jakimś warsztacie i tytłam sobie łapy po łokcie? Milczał chwilę. Nie żebym chciał się dać zapuszkować, co to, to nie.W końcunie jestem taki Snooky, nie? Ale wiem, co mi pisane i muszę się z tym pogodzić. Wpatrywał się nieruchomym wzrokiem gdzieś przed siebie, jakby zaglądającw ponurą przyszłość. A Bractwo Wykałaczek nawet palcem w mojej sprawienie kiwnie  powiedział cicho. Nie mam szmalu.Nigdy nie miałem.52 Ja zaś nie widziałem dużej różnicy między Snookym a Johnnym Swiftem.Obydwóch czekał ten sam koniec.IIMijały miesiące.Szorowałem, czyściłem i pastowałem hol C w nie kończącym się, na okrągłoponawianym trudzie, jak gdyby hol C, za przyczyną świń, które w nim mieszkały,był stajnią Augiasza.Zaliczyłem z tego powodu jedną czy dwie sprzeczki, ale niena tyle poważne, bym zarobił w aktach minusa.Forbes usiłował mnie ze dwa razy naciągnąć na te brylanty, lecz kiedy zorien-tował się, że nic ze mnie nie wydusi, poddał wreszcie sprawę.Chyba spisano mniena straty jako jednostkę nie rokującą nadziei na poprawę.Dwukrotnie zajrzał do mnie Maskell.Za pierwszym razem spytał, czy nie chcęodwołać się od wyroku. A czy w ogóle warto?  zapytałem. Rzecz czysto techniczna  odparł. Być może pamięta pan, jak sędziazwracając się do Rollinsa stwierdził, że praktycznie nie widzi możliwości, żebydało się jeszcze bardziej zaszkodzić pańskiej sprawie.To była niefortunna uwaga,miała niewątpliwy wpływ na przysięgłych i można by ją wykorzystać jako pod-stawę do apelacji.Ale z drugiej strony pańska postawa w sprawie brylantów niewróży niczego dobrego.Uśmiechnąłem się. Panie mecenasie, skoro nic o tych brylantach nie wiem, nie mogę okazaćsię pomocny tak, jak się tego ode mnie oczekuje, prawda?Sprawy apelacji już nie ruszaliśmy.Za drugim razem ujrzałem go w gabinecie naczelnika. Pański adwokat zwraca się do pana z prośbą o podpisanie pełnomocnictwa wyjaśnił naczelnik.Maskell gładko włączył się do rozmowy. Pan Rearden posiada w Afryce Południowej aktywa, które uległy likwi-dacji i przeniesieniu do Anglii.Jest rzeczą naturalną, że skoro pan Rearden niemoże się tym zająć osobiście, powinien mieć doradcę, który owe środki pieniężneodpowiednio zainwestuje. O jaką sumę chodzi?  spytał naczelnik. Nieco ponad czterysta funtów  odparł Maskell. Ulokowanie tej sumyw zawsze bezpiecznym funduszu powierniczym zaowocuje po dwudziestu latachkwotą tysiąca funtów i mam nadzieję, że pan Rearden będzie tych pieniędzy z ra-dością oczekiwał. Wyciągnął jakiś dokument. Mam tutaj zgodę Minister-stwa Spraw Wewnętrznych.53  Doskonale  rzekł naczelnik, więc bez szemrania podpisałem pełnomoc-nictwo.Ktoś przecież musiał zapłacić za radio, na otrzymanie którego dostałempozwolenie  w więzieniu radia nie dostaje się za darmo  no i dobrze byłowiedzieć, że ktoś jeszcze o mnie pamięta.Podziękowałem Maskellowi.Ciepło.Nadeszła wreszcie pora, gdy mogłem już wyrwać trzysta sześć dziesiątą pią-tą kartkę z kalendarza.Przede mną jeszcze tylko dziewiętnaście lat.Nie miałemżadnych wieści ani od Johnny ego, ani od tak zwanego Bractwa Wykałaczek i za-czynałem widzieć przyszłość w czarnych kolorach.W dalszym ciągu należałem do kategorii specjalnej, co łączyło się ze wszyst-kimi dyżurnymi uciążliwościami.Zdążyłem się już przyzwyczajać do spania przyzapalonym świetle i z precyzją bezmyślnego automatu wykładałem przed celęubranie, nim Smeaton zamknął ją na noc.Zmieniałem też cele.Chociaż prowadzi-łem skrupulatne notatki, chcąc wytropić jakąś prawidłowość tych przeprowadzek,nigdy nie umiałem jej dostrzec ani w odstępach czasu dzielących moje więziennewędrówki, ani w systemie doboru cel.Myślę, że przypadkowość zmian regulo-wali albo wyciąganiem numerków z kapelusza, albo inną temu podobną metodą.Taki system jest nie do rozgryzienia.Mniej więcej wtedy ujrzałem pierwszy raz Slade a [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl