[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I bardzo szczęśliwy był też, po przeciwnej stronie, niemiecki kler katolicki — z powodu rzezi, w której dziennie ginęło do siedmiu tysięcy ludzi („Co komu szkodzi wojna?"), w sumie dwa­naście milionów, do czego trzeba dodać dwadzieścia milionów rannych i kalekich oraz siedem milionów zmarłych z głodu pod­czas tej wojny, którą pasterze i arcypasterze sławili potem jako „wiosnę ludów", „święty czas", „czas łaski", „największą epokę w dziejach Niemiec", jako „dzień uczyniony przez Pana", „wojnę miłą naszemu Panu", „dzieło Ducha Świętego", „przywrócenie Królestwa Bożego", „zaślubiny zwycięskiego narodu z Bogiem"; moglibyśmy przytoczyć więcej podobnych bezwstydnych popisów eloąuentiae sacrae, z których rozpowszechnienia w milionach eg­zemplarzy trzeba sobie zdawać sprawę tak samo, jak z tego, co wyznaje katolicki teolog Heinrich Misalla: iż badając niemieckie kazania duchownych katolickich z lat wojny 1914-1918 nie natra­fił „w żadnym ze zbiorów kazań, jakie są dostępne" na wypowiedzi o innej wymowie.To samo oczywiście po stronie protestanckiej.A w czasie drugiej wojny światowej? Jak wtedy wypasali pa­sterze swoje stada? Otóż zgodnie ze starym obyczajem paste­rzy; tym razem zresztą dla największego zbrodniarza w dziejach świata, któremu już w 1933 roku przypisali gremialnie „padający nań blask panowania Boga i udział w Jego wiecznej władzy", któ­remu wspólnie obiecali w 1936 roku poparcie „na wszelkie spo­soby" i „wierność aż do śmierci".A gdy biskup hrabia von Galen, znany „bojownik ruchu oporu", w roku 1938, akurat w okresie wielkiego pogromu Żydów, „nocy kryształowej", autoryzował rotę przysięgi na wierność Hitlerowi, kończącej się słowami:Co tam ból i zima zła!Mnie przysięga gna.Ona jak pożar wybucha,Ogarnia miecz, serce, rąk moich ruchy.Cokolwiek czeka mnie potem —Rzeszo, ja jestem gotów!biskupi przykazali katolickim żołnierzom uczestniczącym w woj­nie, która po stronie niemieckiej była najzupełniej niesprawie­dliwa, by „przez posłuszeństwo wobec Fiihrera wykonywali swoje obowiązki i byli gotowi poświęcić się całkowicie".Jego atak na Rosję odnotowali, znowu in corpore, „z satysfakcją", utożsamili go ze „świętą wolą Boga" i „triumfem nauk Jezusa nad naukami niewiernych", a także nie omieszkali wspólnie zaświadczyć dla po­tomności, że „zawsze i usilnie wzywali" do popierania tej rzezi.I podczas gdy niestrudzenie zachęcali do modlitw za owego super-gangstera i kazali bić w dzwony po jego zwycięstwach, nawet przez siedem dni z rzędu, podczas gdy odprawiali nabożeństwa dzięk­czynne, intonowali Te Deum, gratulowali, fundowali nowe dzwony do kościołów, żądali równocześnie — zauważmy: w interesie ban­dyty, który zdążył tysiące ich własnych duchownych (ale oczywi­ście nie było wśród nich żadnego arcypasterza) zamknąć w swoich obozach koncentracyjnych i rozkazał setki ich wymordować! — żądali od każdego, „by w pełni, chętnie i wiernie wykonywał swój obowiązek", dołożył „wszelkich starań", poniósł „wszelką ofiarę"; chwalili Hitlera jako „świetlany wzór", jego koszmarne państwo jako „zbawcze przedmurze Europy", zaatakowanie całego świata jako „wyprawę krzyżową" i „świętą wojnę" i wyjaśniali swoim owieczkom — gdy miliony ich zaczęły się wykrwawiać i zama­rzać, gdy niemieckie miasta zamieniały się w zgliszcza — „jakie to niewypowiedzianie wielkie szczęście, że możemy być Niemcami".Ach, bieg wydarzeń był znowu bardzo szczęśliwy! Zwłaszcza że i papież Pacelli, Pius XII, bez wątpienia najwyższy z arcypa-sterzy! — który jeszcze jako kardynał i sekretarz stanu popie­rał Hitlera w roku 1933, przy okazji zaanektowania Austrii oraz wkroczenia do Czechosłowacji, teraz popierał go tym bardziej, po­dobnie jak wszystkich faszystów.Bo chociaż, jak sam mówi, bez­ustannie apelował o pokój, o pokój, to jednak przestrzegał „mi­liony katolików" w „niemieckich wojskach": „Oni przysięgali.Oni muszą być posłuszni", a prócz tego, jak znowu sam wyznał, pod­czas tej największej krwawej łaźni w dziejach świata nie zabrakło mu „świetlanych momentów", jego „serce przepełniała nadzieja na coś wielkiego, świętego", był pełen „podziwu dla wspaniałych cech Fuhrera" i niczego nie pragnął bardziej niż jego zwycięstwa, o czym poinformował go za pośrednictwem aż dwóch nuncjuszów.Miliony, wiele milionów poległych, rannych, kalekich, za­gazowanych, wdów, sierot, bezdomnych, wygnańców, nieszczę­śników wszelkich odmian — „Wypasaj moje owieczki!" Czyżby pasterze zawiedli? Czyżby wzięli w tym udział? Czy unurzali się po szyje we krwi? O nie! Przecież zawsze walczyli przeciw Hi­tlerowi.Już przed 1933 rokiem.A w 1945 roku znowu zaczęli z nim walczyć.A pokonane stada, które tymczasem posłali za pomocą kazań na jego pola bitewne, ściągali z powrotem do za­grody.Otwierali szeroko wrota: „Przychodźcie wszystkie do mnie, wy, które się utrudziłyście i jesteście objuczone [.]".I co czynili później? Po doświadczeniach dwóch wojen świa­towych? Byli pierwszymi, którzy — ustami kardynała Fringsa (na zjeździe katolików w roku 1950) — zażądali publicznie ponow­nego uzbrojenia Niemców i uznali odmowę służenia w wojsku za „niegodny sentymentalizm".W roku 1956 wikariusz generalny i pomocniczy biskup polowy armii Hitlera Werthmann, który — przyozdobiony swastyką — postulował swego czasu, by „rozpra­wiono się" z katolikami nie chcącymi iść na wojnę, by „skra­cano ich o głowę", został wikariuszem generalnym Bundeswehry.W 1957 roku arcybiskup Jager, który służył już nazistowskim ban­dytom jako kapelan dywizji i oczywiście nie w nich, ale w ich ro­syjskich przeciwnikach dopatrywał się „nienawiści do Chrystusa, czyniącej z nich prawie że zwierzęta", zażądał realizacji „ideałów krucjat [.] w formie odpowiadającej nowym czasom".W 1958 roku — zapewne gwoli uzmysłowienia owej formy — Jager i inni czołowi przedstawiciele duchowieństwa propagowali wyposażenie Bundeswehry w broń jądrową.W 1959 roku jezuita Gundlach oznajmił, opierając się na doktrynie najwyższego z pasterzy: „Wy­wołanie wojny jądrowej nie jest całkowicie niemoralne".A dzisiaj katolickie duszpasterstwo wojskowe przygotowuje już żołnierzy na to, że Chrystus [!] wymaga od nas więcej niż wymagał Hitler [.]".Czyżby jeszcze nie było wiadomo, z kim ma się tutaj do czy­nienia?Seksualizm a chrześcijaństwoDopóki chrześcijańska moralność nie jest odbierana jako największa zbrodnia wobec życia, dopóty obrońcy chrześcijań­stwa są w korzystnej sytuacji.NIETZSCHENajistotniejszym osiągnięciem chrze­ścijaństwa była „problematyzacja" seksualizmu [.].Potrzeba nam takiej postawy duchowej, która widziałaby w seksualiźmie nie „problem", lecz „przyjemność".Większości ludzi brak na to pewności sie­bie — i często także miłości.ALEX COMFORTFundamentalne znaczenie seksu znajduje wyraz we wierze­niach każdego narodu i pierwotnie był to zawsze wyraz pozy­tywny.Vułva i phallus, srom i prącie, są dla tamtych wczesnych ludzi święte jako nosiciele zdolności do rodzenia i poczynania, akty płciowe zaś często są najważniejsze w dawnej religii.Hołdowano seksualizmowi poprzez hierogamię, sakralne pa­rzenie dwojga ludzi, największy ze starożytnych kultów religijnych, przy czym — przynajmniej w najwcześniejszym okresie — zgro­madzeni ludzie często łączyli się przypadkowo w wyuzdanych ma­sowych orgiach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl