[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.4Alter ego internetowe gracza może być jednak również jego „przebraniem”, jego „maską”.Gracz w Internecie nie musi się przecież przedstawiać innym współuczestnikom fabularnej historii jako pewien autentyczny człowiek; dziewczyna może występować równie dobrze jako mężczyzna, jak też jako wieloryb czy smok, byle taki, co się posługuje mową ludzką albo jej „przekładem komputerowym”.Tego rodzaju udania i przebierania, rozczłonkowania nawet jednej postaci na wiele różnych są najzupełniej możliwe: mnie jednak fascynowało, kiedym o „fantomatyce” wiele dziesiątków lat temu pisał, coś zupełnie odmiennego.Mianowicie, cofając się niejako dla obejrzenia całego istniejącego i przyszłego pola „gier”, trzeba najogólniej rzec, co następuje.Droga kolejnych odkryć i wynalazków ludzkości zaczynała się zawsze od tego, co najprostsze, ażeby zrazu powoli, a później z narastającym przyspieszeniem zmierzać ku wyżynom ciągłej komplikacji, nieustającego przyboru złożoności.Co więcej, i co dodać należy, ten ruch od prostoty ku zawiłości nie był, i nie jest, wynikiem postanowień indywidualnych albo kolektywnych, lecz to po prostu efekt danej nam niekwestionowalnie Natury Świata.Taki właśnie zastali już praludzie w eolicie i sięgnęli dlatego po kamienie, nadające się na „protonarzędzia”, jak pięściaki, i setki tysięcy lat paleolitu musiały upłynąć, zanim się ich późni potomkowie wspięli na poziom neolitu, aż wreszcie my się już wdarliśmy na wysokość, z której otaczający Kosmos, nie tylko jako Kosmos, ujrzeć można, ale i nakłuć go pierwszymi astronautycznymi wypadami.To samo dotyczy wszystkich bez wyjątku osiągnięć człowieka — od tratwy i galery po pancerniki i atomowe lodzie podwodne, od medycyny jako „magicznego folkloru” po współczesny wstęp do medycyny i do inżynierii genetycznej.Złożoność nie jest nigdy celem naszych wysiłków odkrywczych czy wynalazczych.Pokonywanie jej jest ceną, którą płacimy i płacić za „postęp” musimy, ponieważ sam świat jest tak właśnie utworzony i takim nam dany.Toteż w zakresie informatycznym pokazało się, że droga od liczydła do komputera „bezmyślnego” i do jego kolejnych generacji coraz szybszych jest stosunkowo łatwa, a przynajmniej łatwiejsza do przebycia aniżeli osiągnięcie tego celu, jaki pierwszym „ojcom cybernetyki” przyświecał: „sztuczna inteligencja”, czyli prawdziwie rozumne alter ego człowieka, inkorporowane w martwą maszynerię.Jednakowoż „pracybernetycy” lat pięćdziesiątych XX wieku nie zdawali sobie sprawy z tak elementarnie prymitywnej rzeczy, że jak się ma powóz jednokonny, to najprostszym ^ sposobem powiększenia siły napędowej nie będzie od razu przesiadanie się do samochodu, lecz po prostu doprzęgnięcie drugiego konia, a potem pary następnych.Coś podobnego stało się nam zatem z komputerami: wszak łatwiej łączyć ze sobą „bezrozumne” komputery, chociażby ich były miliony, aniżeli zażegnąć w superultrakomputerzysku Rozum.A przecież po to, aby z wielkim sukcesem nadmiarowym podłączyć chociażby zmysły JEDNEGO człowieka do sztucznego świata (czyli go „sfantomatyzować” po mojemu) tak, by człowiek ów nie był w stanie odróżnić nadawanej przez komputer syntetycznej realności od rzeczywistości jego normalnej jawy, potrzebna jest inteligencja, bo przecież w tym wirtualnym świecie ów człowiek będzie nie tyle King Kongów czy gryfów poszukiwał, ile po prostu INNYCH LUDZI.Otóż o tym, ażeby choć jednego jako tako (w myśl „testu Turinga”) rozumnego, a zarazem przez komputer wykreowanego człowieka był spotkać w stanie, nawet mowy nie ma.Po prostu nie istnieje ani dorównująca nam „atrapa rozumności” komputerowej, ani afortiori taka, co by zdołała wielkość rozmaitych quasi—inteligentnych istot utworzyć i otoczenie fikcyjne sfantomatyzowanego nimi zaludnić.A ponieważ jest tak zawsze, że używa się, że wykorzystuje się to, co też jest dyspozycyjne, Internet, jako doskonała sieć łączności komputerów bardzo niedoskonale zdolnych do aktywności samoistnie sensownej, zostaje zaprzęgnięty i do „prac bankowo–przemysłowych”, i do gier, które ludzie lubią prowadzić z ludźmi.5Fatalnie wszakże mylą się ci, którzy z lektury mojego tomu Tajemnica chińskiego pokoju (wydanie „Universitas”, Kraków 1996) wyciągnęli wniosek, że w stanowiącym pewnik przekonaniu moim NIGDY żadna „sztuczna inteligencja” nie powstanie.Prezentowałem jedynie powody, dla których taka synteza OBECNIE i w najbliższym czasie możliwa nie jest.Natomiast o przyszłości „rozumnej inteligencji” pisałem niejednokrotnie, i nie każdy (łącznie z filozofami nauki, ale nie w kraju), kto przeczytał mego Golema XIV, uznał, że mam sprawę za czysty płód nierealizowalnej fantazji.Niechętnie podpieram się cytatami autorytetów, ale niech mi będzie wolno, na prawach wyjątku, zauważyć, że w udzielonym ostatnio tygodnikowi „Der Spiegel” wywiadzie (w związku z rzekomymi śladami życia w marsjańskim meteorycie) Manfred Eigen powiedział, iż w nauce nie wolno nigdy mówić o nieusuwalnej niemożliwości.Jasne jest, że gdybym sto lat temu głosił niemożliwość lotów kosmicznych w czasie, kiedy loty powietrzne były jeszcze w zalążku, niczego bym nie chciał orzekać o schyłku XX wieku.Mogę tylko zauważyć, że zagrożenia indywiduowo–psychiczne oraz społeczne, jakie mogłyby wynikać z rozpowszechniania fantomatyzacyjnych technik w książce Summa technologiae, zaledwie napocząłem.Nie chciałem przede wszystkim na własną rękę wybiegać zbyt daleko w przyszłość, w taki czas, w którym poszczególnie ukonstytuowane programami (JSoftware) światy jednostek będą mogły się |łączyć i przez to powstanie fikcyjny, ogromny iluzyjnością przestwór, w nim zaś poczną się kłębić takie poczwary, haremy, potwory, takie orgie i satanizmy, jakie ludziom całkowicie uwolnionym spod ciśnienia społecznego tradycji, wiary, praw, więzów rodzinnych, obyczajności, będą szczególnie smakowały, zaś jeżeli w ogóle j tykałem takiej problematyki, to z rozmysłu w uniewinniających przebraniach (jak, dajmy na to, w Bajce o trzech maszynach króla Genialona w tomie Cyberiada).Nie chciałem się wdawać w przyszłe grzeszne rozwiązłości rodu ludzkiego tym bardziej, że nadmiary rozwiązłości panują nam już obecnie i namnażanie ich w domenach literatury zwanej „piękną” uznałem po prostu za niesmacznie obrzydłe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl