Pokrewne
- Strona Główna
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706)
- Arthur C. Clarke Spotkanie Z Rama
- Eddings, Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniusiaczek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Varian mogła teraz zastanowić się nad znaczeniem ptasiego połowu.Złote ptaki były zdecydowanie najinteligentniejszą formą życia, na jaką dotąd natrafiła na Irecie.A przy tym Varian nigdy jeszcze nie spotkała równie zorganizowanego skrzydlatego gatunku.Ksenobiolog Bonnarda wyraził się nieprecyzyjnie, twierdząc, że inteligentne formy latające należą do rzadkości.Tylko wybitnie inteligentne ptaki są osobliwością.Często ptactwo zmuszone jest prowadzić tak zaciekłą walkę o pożywienie ze zwierzętami lądowymi, że cała ich energia skupiona jest na zdobywaniu jedzenia lub na ochronie własnych gniazd i młodych.Gdy ewolucja pozbawiła niektóre lotne gatunki przednich kończyn, przystosowanych do bardziej wyspecjalizowanych zadań, na rzecz skrzydeł umożliwiających sprawny odwrót, odebrała im w ten sposób niebagatelny atut w walce o przetrwanie.Złote ptaki zdołały zachować szczątkową kończynę przednią, nie redukując przy tym możliwości skrzydeł, i w ten sposób mogły swobodnie wykorzystywać swoją przewagę.Varian dostrzegła, że od czasu do czasu mniejszym rybom udawało się wyplątać z sieci.Wpadały z powrotem do morza, by zaraz stać się łupem żarłocznych podwodnych mieszkańców, którzy wściekle rzucali się na zdobycz, pieniąc i mącąc lustro wody.Dwukrotnie ponad powierzchnią błysnęły ogromne łby, łakomie wyzierając z głębin i daremnie śledząc kuszący ciężar ptaków.Nagle spośród zasnuwających niebo chmur wyłoniły się dalsze ptaki.Zajęły miejsca wokół brzegów sieci i pochwyciwszy ładunek, odciążyły nieco “pierwszą zmianę".Formacja natychmiast nabrała szybkości.- Varian, jak szybko mogą lecieć? - spytał Bonnard.Varian skrupulatnie dostosowywała prędkość ślizgacza do prędkości ptaków.Ślizgacz trzymał się od nich na dystans, nieco wyżej.- Robią ze dwadzieścia kilometrów na godzinę, lecz przypuszczam, że przy tak pomyślnym wietrze wkrótce nabiorą większej szybkości.- Są takie piękne.- wyszeptała Terilla.- Nawet przy ciężkiej pracy są pełne wdzięku.Patrzcie, jak promienieją!- Wyglądają, jakby świeciły własnym światłem - zauważyła Cleiti - bo przecież znów nie ma słońca.- Racja, co jest z tą zwariowaną planetą? - warknął Bonnard.- Śmierdzi tu i nigdy nie ma słońca.Naprawdę chciałbym je wreszcie zobaczyć, jeśli nadarzy się okazja.- Oto ona - pisnęła Terilla z radości.Nieprzewidywalne stało się faktem: chmury rozstąpiły się, by na moment ukazać zielonkawe niebo i przepuścić kłujący promyk rozpalonego do białości słońca.Varian, podobnie jak dzieciaki, powitała je radosnym śmiechem.Niemal żałowała, że szybki kasków bezustannie przystosowują się do zmian oświetlenia.Jedynie cienie przesuwające się po morskiej tafli mówiły jej, że słońce wyszło zza płaszcza chmur.- Ojoj, śledzą nas! - rozbawiony Bonnard nagle spoważniał.Z głębin co chwila wyskakiwały ogromne cielska i z pluskiem zwalały się na cień, który ślizgacz rzucał na wodę.- Dobrze, że lecimy przed nimi - wykrztusiła cichutko Cleiti.- Toż to największe dziwactwo, jakie w życiu widziałem! - Bonnard był tak wstrząśnięty, że Varian mimowolnie odwróciła się do niego.- Co takiego, Bonnard?- Nie umiem powiedzieć.Nigdy dotąd czegoś takiego nie widziałem, Varian.- Kamery były na to skierowane?- Na to nie - powiedziała przepraszająco Terilla.- Były ustawione na ptaki.- W porządku, ja się tym zajmę, Ter.Wiem, na co je skierować.- Bonnard wepchnął się na stanowisko Terilli, która bez sprzeciwu ustąpiła mu miejsca.- To było coś jak szmat płótna, Varian - Bonnard opowiadał, spoglądając uważnie przez rufę ślizgacza.- Jego brzegi zatrzepotały, a potem.potem jakby zwinęło się wokół siebie! O! O! Następny!Dziewczynkom wyrwał się krótki jęk obrzydzenia zmieszanego ze strachem.Varian odwróciła się w fotelu.Spostrzegła coś szarobłękitnego, co, zgodnie ze słowami Bonnarda, trzepotało jak żagiel na porywistym wietrze.Zauważyła też dwa wyraźniejsze punkty wyrastające gdzieś w połowie długości (może były to kleszcze?); stworzenie trzepneło jednym końcem o drugi i skryło się w otchłani z większym łopotem niż bulgotem, jak to ujęła Cleiti.- Jakiej wielkości to było, Bonnard?- Z metr po jednej i drugiej stronie, ale wciąż się wiło, więc nie wiem.Udało mi się złapać jego ostatni skok.Ustawiłem szybkość kamery o połowę wyżej, wiec możesz obejrzeć nagranie, jeśli chcesz więcej szczegółów.- Świetnie to wymyśliłeś, Bonnard - przyznała z uznaniem Varian.- Jeszcze jeden! Rany! Patrzcie! Ależ ma tempo!- Wolę nie patrzeć - oświadczyła Terilla.- Skąd on wie, że tu jesteśmy? Nie widzę ani oczu, ani czułków, ani nic takiego.Nie może przecież dostrzegać cienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Varian mogła teraz zastanowić się nad znaczeniem ptasiego połowu.Złote ptaki były zdecydowanie najinteligentniejszą formą życia, na jaką dotąd natrafiła na Irecie.A przy tym Varian nigdy jeszcze nie spotkała równie zorganizowanego skrzydlatego gatunku.Ksenobiolog Bonnarda wyraził się nieprecyzyjnie, twierdząc, że inteligentne formy latające należą do rzadkości.Tylko wybitnie inteligentne ptaki są osobliwością.Często ptactwo zmuszone jest prowadzić tak zaciekłą walkę o pożywienie ze zwierzętami lądowymi, że cała ich energia skupiona jest na zdobywaniu jedzenia lub na ochronie własnych gniazd i młodych.Gdy ewolucja pozbawiła niektóre lotne gatunki przednich kończyn, przystosowanych do bardziej wyspecjalizowanych zadań, na rzecz skrzydeł umożliwiających sprawny odwrót, odebrała im w ten sposób niebagatelny atut w walce o przetrwanie.Złote ptaki zdołały zachować szczątkową kończynę przednią, nie redukując przy tym możliwości skrzydeł, i w ten sposób mogły swobodnie wykorzystywać swoją przewagę.Varian dostrzegła, że od czasu do czasu mniejszym rybom udawało się wyplątać z sieci.Wpadały z powrotem do morza, by zaraz stać się łupem żarłocznych podwodnych mieszkańców, którzy wściekle rzucali się na zdobycz, pieniąc i mącąc lustro wody.Dwukrotnie ponad powierzchnią błysnęły ogromne łby, łakomie wyzierając z głębin i daremnie śledząc kuszący ciężar ptaków.Nagle spośród zasnuwających niebo chmur wyłoniły się dalsze ptaki.Zajęły miejsca wokół brzegów sieci i pochwyciwszy ładunek, odciążyły nieco “pierwszą zmianę".Formacja natychmiast nabrała szybkości.- Varian, jak szybko mogą lecieć? - spytał Bonnard.Varian skrupulatnie dostosowywała prędkość ślizgacza do prędkości ptaków.Ślizgacz trzymał się od nich na dystans, nieco wyżej.- Robią ze dwadzieścia kilometrów na godzinę, lecz przypuszczam, że przy tak pomyślnym wietrze wkrótce nabiorą większej szybkości.- Są takie piękne.- wyszeptała Terilla.- Nawet przy ciężkiej pracy są pełne wdzięku.Patrzcie, jak promienieją!- Wyglądają, jakby świeciły własnym światłem - zauważyła Cleiti - bo przecież znów nie ma słońca.- Racja, co jest z tą zwariowaną planetą? - warknął Bonnard.- Śmierdzi tu i nigdy nie ma słońca.Naprawdę chciałbym je wreszcie zobaczyć, jeśli nadarzy się okazja.- Oto ona - pisnęła Terilla z radości.Nieprzewidywalne stało się faktem: chmury rozstąpiły się, by na moment ukazać zielonkawe niebo i przepuścić kłujący promyk rozpalonego do białości słońca.Varian, podobnie jak dzieciaki, powitała je radosnym śmiechem.Niemal żałowała, że szybki kasków bezustannie przystosowują się do zmian oświetlenia.Jedynie cienie przesuwające się po morskiej tafli mówiły jej, że słońce wyszło zza płaszcza chmur.- Ojoj, śledzą nas! - rozbawiony Bonnard nagle spoważniał.Z głębin co chwila wyskakiwały ogromne cielska i z pluskiem zwalały się na cień, który ślizgacz rzucał na wodę.- Dobrze, że lecimy przed nimi - wykrztusiła cichutko Cleiti.- Toż to największe dziwactwo, jakie w życiu widziałem! - Bonnard był tak wstrząśnięty, że Varian mimowolnie odwróciła się do niego.- Co takiego, Bonnard?- Nie umiem powiedzieć.Nigdy dotąd czegoś takiego nie widziałem, Varian.- Kamery były na to skierowane?- Na to nie - powiedziała przepraszająco Terilla.- Były ustawione na ptaki.- W porządku, ja się tym zajmę, Ter.Wiem, na co je skierować.- Bonnard wepchnął się na stanowisko Terilli, która bez sprzeciwu ustąpiła mu miejsca.- To było coś jak szmat płótna, Varian - Bonnard opowiadał, spoglądając uważnie przez rufę ślizgacza.- Jego brzegi zatrzepotały, a potem.potem jakby zwinęło się wokół siebie! O! O! Następny!Dziewczynkom wyrwał się krótki jęk obrzydzenia zmieszanego ze strachem.Varian odwróciła się w fotelu.Spostrzegła coś szarobłękitnego, co, zgodnie ze słowami Bonnarda, trzepotało jak żagiel na porywistym wietrze.Zauważyła też dwa wyraźniejsze punkty wyrastające gdzieś w połowie długości (może były to kleszcze?); stworzenie trzepneło jednym końcem o drugi i skryło się w otchłani z większym łopotem niż bulgotem, jak to ujęła Cleiti.- Jakiej wielkości to było, Bonnard?- Z metr po jednej i drugiej stronie, ale wciąż się wiło, więc nie wiem.Udało mi się złapać jego ostatni skok.Ustawiłem szybkość kamery o połowę wyżej, wiec możesz obejrzeć nagranie, jeśli chcesz więcej szczegółów.- Świetnie to wymyśliłeś, Bonnard - przyznała z uznaniem Varian.- Jeszcze jeden! Rany! Patrzcie! Ależ ma tempo!- Wolę nie patrzeć - oświadczyła Terilla.- Skąd on wie, że tu jesteśmy? Nie widzę ani oczu, ani czułków, ani nic takiego.Nie może przecież dostrzegać cienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]