[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogę.- Czy masz jakiś powód? - zapytał.Potwierdziła skinieniem.- Jaki? Potrząsnęła głową.- Nie zamierzasz mi powiedzieć? Znów potrząsnęła głową.- W takim wypadku - stwierdził - zedrę z ciebie te przeklęte rzeczy, kawałek po kawałku.- Gene, to moja suknia ślubna!Obrócił się i walnął pięścią w mahoniową toaletkę tak, że zadrżały butelki z perfumami i szczotka do włosów spadła na podłogę.- Lorie, wiem, że to twoja cholerna suknia ślubna! Czy sądzisz, że chcę ją porozrywać? Dlaczego, do diabła, nie możesz jej zdjąć? Dlaczego nie jesteś na tyle dumna, by pokazać własnemu mężowi swe cholerne ciało?- Bo nie mogę.I nie mogę powiedzieć ci, dlaczego! Jestem inna, Gene.Ty nie rozumiesz!Potarł kark w gniewie i zirytowaniu.Wziął kilka głębokich wdechów, by się opanować.- Lorie, wiem, że jesteś inna - powiedział spokojnym i cierpliwym głosem.- Ożeniłem się z tobą dlatego, że jesteś inna.Jesteś niepodobna do tych kobiet, które znałem.Jesteś niesamowicie atrakcyjna, masz piękne ciało i gdy gdzieś wchodzisz, wszyscy odwracają głowy w twoją stronę.Czy nie rozumiesz, iż pragnąłem cię właśnie ze względu na twoją inność?Teraz płakała.Łzy spływały jej po policzkach i nie próbowała ich ukryć.- Gene - powiedziała słabym głosem - ale ty nie wiesz, jak bardzo inna.Bez słowa zaczęła rozpinać suknię ślubną.Nie pomagał jej; przez cały czas płakała.W końcu położyła suknię na łóżku.Pod spodem miała białe pończochy, biały pas i stanik.Jej duże piersi były jędrne i kształtne; widział różowe półksiężyce sutków prześwitujące przez koronkę stanika.Gene stał oszołomiony, lecz nie wykonał ani jednego ruchu, by ją rozebrać.Nie powiedział też ani słowa.Musiała sobie poradzić z tym sama.Może nigdy przedtem nie rozbierała się przed mężczyzną, lecz w końcu musiała się nauczyć.Odwróciła się do niego tyłem i rozpięła stanik.Zobaczył fragment jej rozkołysanej piersi.Nie miała majtek, a jej pośladki opalone były na kolor świeżo palonej kawy.- No i.- odezwał się Gene - o co ci chodziło? Powoli obróciła się.Właśnie zamierzał do niej podejść, lecz to, co ujrzał, podziałało na niego jak lodowaty prysznic.Opanowało go okropne uczucie strachu i niepewności; mógł jedynie wpatrywać się w bezruchu.Miała piękne piersi.Najśliczniejsze piersi, jakie kiedykolwiek widział.Uniesione i jędrne młodością, zwieńczone dużymi, różowymi sutkami.Ale bezpośrednio pod nimi znajdowało się coś, co wyglądało jak zaczątki kolejnej pary piersi! Były o wiele mniejsze, jak u nastolatki, lecz ich sutki były również widoczne.A pod tą parą ujrzał następne dwa, ledwie widoczne, lecz niewątpliwie realne i różowe.Między udami kłębiły się złociste włosy, sięgające aż do pępka, a nawet porastające na kilka cali same uda.Lorie stała wpatrzona w niego z rozłożonymi na boki rękoma, tak by mógł wszystko dojrzeć.Przestała płakać i była teraz milcząca i dumna.- Widzisz, jestem inna - stwierdziła.Gene podniósł swą marynarkę i sięgnął po paczkę papierosów.Nerwowo przełykał ślinę i uświadomił sobie, że się poci oraz drży ze zdumienia.- Co to jest? - wybąkał zapalając papierosa.- Czy.to jakiś rodzaj.Lorie przeszła przez pokój i stanęła przy oknie.- Czy martwi cię fakt, że jestem taka? - spytała.Oddychał niepewnie.- Nie wiem - odwrócił się.- Nie wyobrażałem sobie, że.Podeszła i dotknęła jego ramienia.Nie śmiał na nią spojrzeć, by nie zobaczyć małych, nieuformowanych piersi poniżej normalnych i niezwykle bujnego owłosienia.- Tak - powiedziała - to cię martwi, prawda? Przypuszczałam, że tak będzie.Dlatego nie chciałam ci tego pokazywać.Gdybyś nie zobaczył, nigdy byś nie wiedział.- Czy oczekiwałaś, że ożenię się z tobą i spędzę resztę życia w celibacie? - spytał Gene.Nie wierzył w to, co słyszy, lecz nie wierzył również w to, co widzi, i czuł, że jego życie nieoczekiwanie zamienia się w kiczowaty horror telewizyjny.- To mogło się udać - stwierdziła Lorie.- Sam powiedziałeś, iż pozory to chleb codzienny Waszyngtonu.Mogłabym być twoją przyjaciółką i doradcą, a ty mógłbyś wychodzić z każdą dziewczyną, która wpadłaby ci w oko.Naprawdę cię kocham, Gene.Musisz to zrozumieć.Gene usiadł.- Jezu Chryste - wymruczał - to jakiś cholerny koszmar.Lorie usiadła przy nim i zaczęła gładzić go po ramieniu.Palił przez chwilę, a potem powiedział:- Czy ty i twoja matka nie zastanawiałyście się nad chirurgią plastyczną? Myślę, że dobry chirurg mógłby.- Gene - przerwała Lorie - chirurgia plastyczna jest tu na nic.Tacy już jesteśmy.- To znaczy, kto jest?- Moja matka, ja i nasi przodkowie.To oznacza właśnie Ubasti.- Masz na myśli sześć piersi?Lorie wstała i przeszła na koniec łóżka.Siedziała w białych pończochach, z rozwartymi udami i mimo iż nadal odczuwał niespokojne mrowienie, jej widok go podniecał.- Amerykańscy lekarze nazywają to „dodatkowymi piersiami" - powiedziała Lorie, ujmując drugą parę piersi w dłonie.- Jest to bardzo dobrze opisane w książkach medycznych i wiele kobiet posiada więcej niż dwa sutki.Gene otarł chusteczką spocone czoło.Nie komentował tego, co powiedziała, lecz pozwolił jej, by ciągnęła dalej.- Jednakże w przypadku nas, Ubasti, te piersi nie są dodatkowe, lecz naturalne.I tylko dlatego, że w przeszłości kobiety nie używały odpowiednio sześciu piersi, stopniowo zmniejszały się one aż do całkowitego zaniku.Gene, czy możesz sobie wyobrazić piękno kobiety z sześcioma piersiami, takimi jak te?Gene spojrzał na nią i pokręcił głową.- Lorie! Tu musi wkroczyć chirurg.Nie możesz spędzić reszty życia, paradując z sześcioma sutkami.A co z pływaniem w bikini? A co będzie, gdy wezmą cię do szpitala przed porodem? Co powiedzą lekarze? Proponujemy karmienie piersią, pani Keiller.Ma ich pani wystarczająco dużo.Lorie nadal pieściła swój dolny sutek.- Czy nie możesz na to spojrzeć z mego punktu widzenia?- A co z moim punktem widzenia? - spytał Gene.- Po tym, jak się pobraliśmy, nagle okazuje się, że jesteś fizycznie zniekształcona, a potem mówisz mi, że nie chcesz tego poprawić!- Mówisz, jakbym myślała tylko o sobie.- Cóż, taka jest prawda! - wrzasnął.- Jesteś samolubna! Poślubiłem cię, sądząc, iż pod tym ubraniem jesteś piękną kobietą! Teraz widzę, że masz więcej piersi niż dalmatyńska suka i jeszcze chcesz, bym zapomniał o naszym ślubowaniu i zabawiał się na boku.Lorie, co ty, do diabła, sobie myślisz?Nie odpowiedziała.Chwilę później odwróciła się i cicho stwierdziła:- Przynajmniej teraz nie będziesz chciał ze mną spać, prawda?Przestał wrzeszczeć i wpatrzył się w nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl