[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kompletnie oszalałam, powiedziała sobie.Czemu tak bardzo pragnę zwy­kłej kiełbasy? Lecz przecież znała odpowiedź na to pytanie.Od trzech dni nie miała w ustach mięsa, jeśli nie liczyć pięciu pa­sków suszonego, solonego mięsa smoka morskiego, które znala­zła, przeglądając spiżarnię.lecz trudno je było nazwać mię­sem.Zapach smażących się kiełbasek spowodował, że ślina na­płynęła jej do ust.Kupić kilka - nagle to stało się sprawą najważniejszą pod słońcem, być może jedyną ważną sprawą.Stała przy wózku.- Dwie - poprosiła.- Jedna na osobę.- Więc proszę jedną!Liimen skinął głową.Troje płonących oczu patrzyło na nią bez zainteresowania.- Pięć koron.Millilain aż westchnęła ze zdumienia.Na pięć koron mu­siała pracować pół dnia.Pamiętała, że przed “brakami" kieł­baska kosztowała dziesięć wag.No, ale w końcu to było kiedyś.- Pan nie mówi poważnie! - zaprotestowała.- Nie może pan żądać pięćdziesiąt razy więcej niż normalnie! Nawet w tak trud­nych czasach.Za jej plecami ktoś krzyknął:- Niech pani płaci albo się wynosi! Liimen powiedział spokojnie:- Dziś pięć koron.W przyszłym tygodni - osiem koron.Za dwa tygodnie - rojal.Za trzy - pięć rojali.Za miesiąc - nie ma kiełbasek za żadną cenę.Chce pani? Tak czy nie?- Chcę - szepnęła Millilain.Drżącymi rękami wręczyła sprzedawcy pięciokoronówkę.Kolejną zapłaciła za kufel starego, zwietrzałego piwa.Wyczerpana i oszołomiona wyszła z kolejki.Pięć koron! Jeszcze niedawno tyle kosztować mogła wystawna kolacja w dobrej restauracji, lecz większość restauracji była już zamknięta, a w tych kilku, które pozostały otwarte, na stoliki czekało się tygodniami.Jedna Bogini wie, jakie wystawiano w nich rachunki.Pięć koron za kiełbaskę! Nagle poczuła się straszliwie winna.Co powie Kristofonowi? Powiem mu prawdę, postanowiła.Powiem mu, że nie potrafiłam oprzeć się pokusie.Że zareagowałam impulsywnie, szaleńczo impulsywnie.Poczułam zapach i nie potrafiłam mu się oprzeć.Co by było, gdyby Liimen zażądał ośmiu koron? Albo rojala? Albo pięciu rojali? Na to pytanie nie potrafiła odpowiedzieć, podejrzewała jednak, że zapłaciłaby, ile tylko by zechciał, tak straszną czuła pokusę.Ugryzła wielki kawał kiełbasy, jakby bała się, że ktoś mo­że jej ją wyrwać.Okazała się zaskakująco smaczna, soczysta, dobrze przyprawiona.Nagle stwierdziła, że zastanawia się, z ja­kiego zrobiono ją mięsa.Może lepiej o tym nie myśleć, powie­działa sobie.Pewnie nie tylko Kristofon wpadł na pomysł polo­wania w parku.Pociągnęła łyk piwa i znów podniosła do ust kiełbaskę.- Millilain? Obejrzała się, zaskoczona.- Kristofon!- Miałem nadzieję, że cię tu znajdę.Zamknąłem sklep i przyszedłem zobaczyć, co tu robią te tłumy.- Pojawił się sprzedawca kiełbasek, jak spod ziemi.Jakby wyczarował go jakiś czarownik!- Aha.Tak, rozumiem.Patrzył na nie dojedzoną kiełbasę w jej dłoni.Millilain uśmiechnęła się z wysiłkiem.- Przepraszam, Kris.Chcesz kawałek?- Kawałeczek.Chyba już nie warto ustawiać się w kolejce.- Pewnie ich zaraz zabraknie.- Podała mu kiełbaskę, bar­dzo starając się ukryć, z jaką niechęcią to robi.Pełnym napię­cia wzrokiem patrzyła, jak odgryza z niej niewielki kawałek.Poczuła ulgę, kiedy oddał jej resztę, i bardzo się zawstydziła.- Na Panią, ale dobra!- Powinna ci smakować.Kosztowała pięć koron.- Pięć.!- Nie potrafiłam się powstrzymać, Kris.Kiedy poczułam w powietrzu ich zapach.pędziłam do kolejki jak dzikie zwie­rzę.Przepychałam się, odtrącałam ludzi, walczyłam.Chyba za­płaciłabym każdą sumę, jakiej by ode mnie zażądano.Och, Kris, tak mi przykro!- Nie przepraszaj.Na co właściwie mamy teraz wydawać pieniądze? A poza tym wszystko wkrótce się zmieni.Słyszałaś wiadomość, która przyszła rano?- Jaką wiadomość?- O nowym Koronalu! Może się tu pojawić lada chwila, la­da chwila może pojawić się na Moście Khyntor!- Więc Lord Valentine został Pontifexem? - spytała zdu­miona.Kristofon potrząsnął głową.- Valentine już się nie liczy.Mówią, że zniknął, Metamorfowie go porwali albo coś takiego.W każdym razie jakąś godzi­nę temu ukazały się proklamacje głoszące, że Koronalem jest teraz Sempeturn.- Sempeturn? Ten kaznodzieja?- Tak, on.Pojawił się w Khyntor zeszłej nocy.Burmistrz go poprał.Słyszałem, że książę uciekł do Ni-moya.- To niemożliwe, Kris! Żaden człowiek nie może po prostu wstać i powiedzieć: “jestem Koronalem".Koronal musi być wy­brany, namaszczony, musi pochodzić z Góry Zamkowej.- Wszyscy tak myśleliśmy.Ale teraz przyszły nowe czasy.Sempeturn naprawdę rozumie łudzi.Potrzebujemy kogoś takie­go jak on.Będzie wiedział, jak mamy odzyskać łaskę Bogini.Millilain patrzyła na męża, nie wierząc własnym uszom.W palcach trzymała kiełbaskę, o której na chwilę zapomniała.- Niemożliwe! To jakieś szaleństwo! Lord Valentine jest na­szym Koronalem.Lord.- Sempeturn mówi, że to oszust, że cała ta historia ze zmia­ną ciał to głupota, że Bogini karze nas chorobami i głodem za je­go grzechy.Możemy się ocalić tylko w jeden sposób: obalić fał­szywego Koronala i oddać tron komuś, kto powiedzie nas drogą prawdy.- Sempeturn twierdzi oczywiście, że on jest tym kimś, więc mamy się przed nim pokłonić, zaakceptować go i.- Jedzie! - krzyknął Kristofon.Twarz miał czerwoną, wy­raz oczu dziwny.Millilain nie pamiętała, by kiedykolwiek wi­działa swego męża w takim stanie, tak podnieceń, ego.Wyglądał, jakby miał gorączkę.Ona także poczuła się tale, jakby mia­ła gorączkę, zmieszana i oszołomiona.Nowy Koronal? Mały, czerwony na twarzy, wrzaskliwy Sempeturn siedzący na tronie Confalume'a? Nie potrafiła pojąć tego, co się dzieje.Miała wra­żenie, że ktoś kazał jej czerwień nazywać zielenią, że ktoś zde­cydował, iż rzeki mają od tej chwili płynąć pod górę.Nagle rozległy się dźwięki hałaśliwej muzyki.Z mostu na esplanadę zbiegała kłusem orkiestra ubrana w zielono-złote stroje z emblematem Koronala - znakiem gwiazdy.Po orkiestrze pojawił się burmistrz i inni dostojnicy, a po nich mały, przesadnie wystrojony człowieczek o gęstych, potarganych wło­sach.Siedział sztywno we wspaniale zdobionym o twardym palankinie, uśmiechał się, przyjmując hołdy ogromnych tłumów towarzyszących mu z Gorącego Khyntor na drugą stronę rzeki.- Sempeturn! - ryknął tłum.- Sempeturn! Niech żyje Lord Sempeturn!- Niech żyje Lord Sempeturn! - ryknął Kristofon.To jakiś sen, pomyślała Millilain.To przesłanie, którego sensu nie rozumiem.Krzyczeli już wszyscy zgromadzeni na esplanadzie.Wśród ludzi rozpętało się szaleństwo.Millilain machinalnie skończyła jeść kiełbaskę; przełknęła mięso, nie czując nawet jego smaku, i upuściła na ziemię patyczek, na którą było nadziane.Świat wydawał się drżeć pod jej stopami.Kristofon krzyczał nadal ochrypłym już głosem:- Sempeturn! Niech żyje Lord Sempeturn!Palankin mijał ich właśnie; nowego Koronala, jeśli nim wła­śnie był ten człowiek, dzieliło od nich najwyżej dwadzieścia jardów.Sempeturn obrócił się, przez chwilę patrzył wprost w oczy Millilain, która z przerażeniem usłyszała swój krzyk:- Sempeturn! Niech żyje Lord Sempeturn!2- Dokąd się wybiera? - spytał zdumiony Elidath.- Do Ilirivoyne - po raz któryś z kolei powtórzył Tunigorn.- Wyruszył trzy dni temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl