[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obu oplatały długie, giętkie łodygi zielskwodnych.Po chwili na piasku nadbrzeżnym leżeli obok siebie całkowicienieprzytomni: Piotruś i Kozłowski.Kucharzewski, wysadzony na ląd, zatoczył się i padł obokkolegów bez czucia.Ale było to tylko przemijające omdlenie.Po chwili sam się ocknąłi porwał na nogi.Tymczasem topielców taczano po piasku; przywołany felczerudzielał im doraznej pomocy.Z wielkim trudem przywołano do życia najpierw Piotrusia,pózniej jego przyjaciela.Zjawił się inspektor; z całego miasteczka zbiegły się niebieskiemundurki.Ocaleni, na pół nieprzytomni, nie wiedzieli, co się z nimi dzieje.Kazano ich przenieść do domu i oddać pod nadzór lekarza.Terazdopiero wszyscy zwrócili się do Kucharzewskiego - bohatyra iwybawcy.Ale nie było go w tłumie.Olbrzym, gdy tylkodostrzegł, że koledzy otworzyli oczy, kopnął się do matki na swązwykłą gorącą kawę ze śmietanką i rogalikami.Nazajutrzprzyszedł do klasy, taki jak zawsze: spokojny, trochę ociężały.Na lekcji religii wszedł inspektor i nie tracąc surowego wyrazuWiktor Gomulicki Wspomnienia niebieskiego mundurka 127twarzy, w krótkich słowach, stylem urzędowym opowiedział owczorajszym wypadku.Skończywszy wyzwał Kucharzewskiego ikładąc rękę na jego ramieniu, oddał mu krótką oficjalnąpochwałę.Olbrzym zdawał się tym bardzo zdziwiony.- Przecież, panie inspektorze - bąkał, ramionami wzruszając -każdy na moim miejscu zrobiłby to samo.Inspektor oświadczył, że zrobi urzędowe podanie, abyKucharzewskiemu przyznano medal za ratowanie tonących.- A mnie co po tym! - wykrzyknął przestraszony i wyrywając sięprawie siłą zwierzchnikowi, chciał uciec do ławki.Powstrzymałgo ksiądz prefekt.- Ależ, rybko, panie święty! dla twojej matki będzie to honor,pociecha.Wspomnienie matki rozrzewniło siłacza.- Ha, to już niech będzie ten tam medal!.- Ale żeby to niekosztowało.- dodał, oczy spuszczając - bo moja matka biedna.W kilka dni pózniej obie ofiary wypadku były już na nogach:Kozioł taki sam, jak zawsze, Piotruś nieco szczuplejszy i bledszy.Matka Piotrusia, którą sprowadzono ze wsi, chciała wnajgorętszych słowach podziękować wybawcy swego syna.Okazało się to połączone z niemałymi trudnościami.Kucharzewski przed podziękowaniem uciekł i tak się ukrył, żeżadną miarą nie można go było odnalezć.Kozłowski na wszystkieWiktor Gomulicki Wspomnienia niebieskiego mundurka 128wyrażenia wdzięczności odpowiadał spokojnie, czapkę w rękachobracając:- Eeee!.co tam, proszę pani.Nie ma o czym mówić!.Potem wziąwszy kolegę na bok, oświadczył mu energicznie:- Twoja matka ubliża mi! Pamiętasz przecież, że wówczas przytym miodzie z orzechami, ślubowałem ci przyjazń.Więc gdybymteraz porzucił cię w nieszczęściu, nie byłbym Kozłem, ale.Tu wymienił nazwę pewnego zwierzęcia, nie odznaczającego sięani szlachetnością charakteru, ani czystością.Mieszkańcy miasteczka, w pierwszej chwili żywo wzruszeniwypadkiem, pózniej odczuwali go stopniowo coraz słabiej -wreszcie zupełnie o nim zapomnieli.Ale przyszła katastrofa, która niezatartymi śladami odbiła się wich pamięci.Dotąd ją niezawodnie wspominają.Stało się to w środku zimy, zima zaś była w owym roku bardzoostra.Przed wieczorem, pewnego dnia styczniowego, czterej uczniowieślizgali się na zamarzniętej odnodze Narwi.Nagle dwaj z nich,przerywając zabawę, pobiegli pędem do miasta i wpadłszy domieszkania urzędnika Grąbczewskiego, zaczęli krzyczećwniebogłosy:- Lutek i Władek!.olaboga!.Lutek i Władek!Nic więcej nie byli w stanie powiedzieć - łamali tylko ręce iWiktor Gomulicki Wspomnienia niebieskiego mundurka 129zalewali się łzami.Lutek i Władek byli to synowieGrąbczewskiego - jeden z drugiej klasy, drugi z trzeciej.Rodzice zrozumieli od razu, że chłopcom przytrafiło sięnieszczęście, i pośpieszyli w towarzystwie tamtych na lód.Szczęściem mieszkali prawie nad samą rzeką.Tu dowiedzieli się okropnej prawdy: synowie ich, jeden podrugim, wpadli do przerębla i dostali się pod lód.Matka chciała się rzucić za dziećmi w przepaść.Ojciec,zrozpaczony, a nie tracący przytomności, myślał o środkachratunku.Niestety! Rzeka, jak okiem zasięgnąć, była pokrytajednolitą skorupą lodu, gdzieniegdzie tylko połyskiwały małe, doczerpania wody wyrąbane, przeręble [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl