Pokrewne
- Strona Główna
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- Lem Stanislaw Odruch warunkowy (SCAN dal 834)
- Lem Stanislaw Golem XIV (SCAN dal 1103)
- Lem Stanislaw Swiat na krawedzi (SCAN dal 933
- Witkiewicz Stanislaw Ignacy N niemyte dusze imn
- Pagaczewski Stanislaw Gabka i latajace talerze (SCAN
- Lem Stanislaw Ratujmy kosmos i inne opowiadan
- Lem Stanislaw Swiat na krawedzi (SCAN dal 933 (4)
- IGRZYSKA ÂŚMIERCI 01 Igrzyska ÂŚmierci
- pakkebaand
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z przerwami, wolno, powiedziałem:- Jak się doktor znajdzie, niech przyjdzie do mnie.Będę czekał, a zadzwonię dopiero wtedy, gdy już będzie ze mną naprawdę źle.Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że ze mną naprawdę było już bardzo źle.- A gdzie jest pacjent z tego łóżka? - zapytała pielęgniarka.- Na przepustce, do poniedziałku.- Dam panu jego poduszki i niech się pan położy - ułożyła koce i poduszki w dużą piramidę, na której oparłem się tak, by być praw e w pozycji siedzącej.Do rana już nie usnąłem.Dusiłem się wciąż, ale nie było pogorszenia.Rano, o godzinie ósmej, znów nacisnąłem dzwonek.Teraz już nie obawiałem się o kolegę, bo w niedzielę nie ma obowiązkowego leżakowania, więc do wieczornej ciszy był kryty.Przyszedł lekarz dyżurny, popatrzył, zapytał, co czuję, jaka temperatura, i poszedł, a po kilku minutach pielęgniarka przyniosła proszki, które położyła na stoliku, a dwa kazała połknąć natychmiast.Gdy wyszła, obejrzałem proszki i okazało się, że dostałem pabialginę i piramidon.„Taki mądry to ja jestem i bez lekarza” - pomyślałem.Po śniadaniu odwiedzili mnie koledzy.Gdy powiedziałem im, co się ze mną dzieje, jeden - stary gruźlik - popatrzył i postawił diagnozę:- Odma samoistna.Musiała się zatrzymać, bo bez pomocy lekarskiej już byś „wykorkował”.-.Co to za cholera, ta odma samoistna? - zapytałem.- Pęka jeden pęcherzyk płucny - informował kolega.- Przy wdechu powietrze wchodzi do niego, ale przy wydechu przez pęknięcie wychodzi między opłucne i tak za każdym oddechem.W ten sposób miedzy opłucnymi robi się odma, powietrza jest coraz więcej, uciska płuco i wreszcie pacjent albo się udusi, albo pęka płuco.- Co trzeba robić w takim przypadku? - zapytałem.- Lekarz wbija igłę i gumowym przewodem, przez bańkę z wodą, powietrze zostaje wydalone na zewnątrz.Znam przypadki - mówił dalej , kolega - że odma się nie zatrzymała.Gość kilka tygodni załączony był do butelki z wodą i wreszcie „wykorkował”.Masz szczęście, bo u ciebie na pewno się zatrzymała.Wiesz, co ci powiem -rąbnę w dyżurce igłę odmową.Gdyby było z tobą gorzej, a nie będzie lekarza, to wbijaj sam, w bok, pod pachą, bo inaczej wysiadka murowana.Po kilku minutach przyniósł igłę, którą schowałem na stoliku pod serwetką.W południe przyjechała żona i jeszcze dwie osoby.Nie chciałem martwić żony, więc powiedziałem o wlewce i że to jest normalny stan po takim zabiegu.W poniedziałek, po śniadaniu, zawieziono mnie wózkiem na prześwietlenie.- Och! Jaką pan ma potworną odmę - zawołała doktor.- Jak ona potwornie ciśnie! Ale nie w tym miejscu, gdzie trzeba- dodała.- I płyn też jest.Przerwałem jej wywody pytając:- To co, pani doktor, odma samoistna, prawda?- Tak.Widać, musiałam zawadzić igłą o płuco - odpowiedziała takim tonem, jakby chodziło o zadraśnięcie palca.- Przyjdę do pana i trochę upuszczę powietrza.- To z operacji nici? - zapytałem wściekły.- A tak, nici - odpowiedziała bez złości.- Musimy teraz czekać, aż się odma rozpuści, aż zniknie powietrze, no i płyn musi się zlikwidować.Jeśli pan chce, żeby było szybciej, musi pan jak najściślej leżeć w łóżku, na lewym boku.- Nieźle mnie pani urządziła!Odmę rozpuścił ordynator, któremu też powiedziałem; że jego asystentki z igłą w ręku do siebie nie dopuszczę.Płyn cofa się powoli, a odma też się utrzymuje.Nudy na pudy.W dzień muszę leżeć, bo pilnuje mnie cały personel oddziałowy.Wieczorem co pewien czas zagląda lekarz dyżurny.A ja nie mogę uleżeć.Więc znalazłem sposób.Wychodzę z pokoju, gdy już nie ma na oddziale pracowników, w czasie nocnej ciszy.Chorzy śpią w czasie dnia, więc wieczorem przeważnie rozmawiają jeszcze długo po zgaszeniu świateł, a ja chodzę i robię kolegom różne kawały.Współlokatorowi zaproponowano plastykę.Nie zgodził się, więc po dwóch tygodniach został wypisany.Do mojego pokoju przywieziono ciężko chorego.Ma dwadzieścia sześć lat, nazywa się Heniek.Przywieźli go rodzice i prosili, żeby zająć się nim i pomagać w razie potrzeby.- Co ci jest? - zadałem zwykłe pytanie, gdy zostaliśmy sami.- T.B.C.: tobie-bracie-cmentarz - odpowiedział z ironią: - Długo ty ze mną nie będziesz miał kłopotu.Kilka dni, to wszystko, co mi zostało.Starym nic nie mówię.Jeszcze zdążą się namartwić.- Tak już z tobą źle?Kto mówi, że źle? To już jest koniec.Już tylko ramki od płuc zostały.Po trzech dniach przeniesiono mnie do innego pokoju, bo moje miejsce zajęła ciotka Heńka, która go nie odstępowała.Po dziesięciu dniach już pokój był wolny, Heniek umarł.Ja zaś tymczasem przeniosłem się do pokoju, w którym mieszkał Andrzej, Olek, Jurek i Kuba.Przyszedłem na miejsce Wacka, który został wypisany.Po wprowadzeniu przypadł mi w udziale najgorszy sprzęt - najgorsza szafka, poduszki, koje.Zwykła rzecz.Gdy chory opuszcza sanatorium, ci, co zostają, wymieniają gorszy sprzęt na lepszy, który był w użytkowaniu wyjeżdżającego.Po pewnym czasie znów ktoś wyjeżdża: wtedy ten, który przyjechał ostatni, wymienia swoje graty na lepsze.Gdy zobaczyłem, że „zrobili” mnie tak jak nowego kuracjuszaz sąsiedniego pokoju, w którym przebywałem tylko kilka dni, zabrałem to, co było lepsze.Przyniosłem zwinięte w tobół materac, pościel, koce i poduszki, rzuciłem na łóżko i.wszystko razem z siatką znalazło się na podłodze.Popatrzyłem i musiałem mieć głupią minę, bo wszyscy parsknęli śmiechem.- Co urządziliście, wy tacy owacy? - pytam ze śmiechem.- Czekaj, odegramy się za wszystkie twoje kawały.Przekonasz się, że i my potrafimy.Założyłem siatkę, którą poprzednio odpięli i przywiązali cienkim sznurkiem, posłałem łóżko i poszedłem przynieść swoje osobiste rzeczy.Gdy wróciłem; usiadłem na łóżku i.głośny trzask, łóżko zachwiało się i opuściło niżej.Poderwałem się, spojrzałem w dół i już wiedziałem-, co to strzela.Te dranie pod nogi łóżka podłożyli na sztorc pudełka od zapałek.- Dwa zero na waszą korzyść - powiedziałem - ale odegram się.Tego jeszcze dnia narwałem w parku owoców głogu, pokruszyłem i zawinięte w papier włożyłem między żeberka kaloryfera.Następnego dnia wykruszyłem i oddzieliłem włoski od ziarna.Gdy wszyscy poszli na obiad, włoskami głogu posypałem od wewnątrz marynarkę i pidżamę Kuby, a na wszystkie prześcieradła posypałem po szczypcie cukru.- Oj, ciało mnie swędzi - skrzywił się Kuba po włożeniu pidżamy, a po chwili już się drapał na dobre wtykając ręce pod marynarkę i w spodnie.- Może uczulenie? - pyta Andrzej.- Czy nie jesteś uczulony na jajka? Jajka były na obiad - dodaje dla wyjaśnienia.- Może ci się mole zalęgły w pidżamie? - pytam.- On mi czegoś nasypał - mówi Kuba i patrzy na mnie przenikliwie jak żaba na piorun.- A może to jest taka choroba, na którą pomaga woda i mydło-kpiłem.- Musisz się częściej kąpać.- Czekaj ty, już ja ciebie wykąpię.Gadaj, co to jest - denerwuje się Kuba.- Dwa do jednego na waszą korzyść - odpowiadam.- Was jest pięciu, ja sam, ale wychodzicie, a ja siedzę w pokoju i mam więcej okazji do robienia kawałów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Z przerwami, wolno, powiedziałem:- Jak się doktor znajdzie, niech przyjdzie do mnie.Będę czekał, a zadzwonię dopiero wtedy, gdy już będzie ze mną naprawdę źle.Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że ze mną naprawdę było już bardzo źle.- A gdzie jest pacjent z tego łóżka? - zapytała pielęgniarka.- Na przepustce, do poniedziałku.- Dam panu jego poduszki i niech się pan położy - ułożyła koce i poduszki w dużą piramidę, na której oparłem się tak, by być praw e w pozycji siedzącej.Do rana już nie usnąłem.Dusiłem się wciąż, ale nie było pogorszenia.Rano, o godzinie ósmej, znów nacisnąłem dzwonek.Teraz już nie obawiałem się o kolegę, bo w niedzielę nie ma obowiązkowego leżakowania, więc do wieczornej ciszy był kryty.Przyszedł lekarz dyżurny, popatrzył, zapytał, co czuję, jaka temperatura, i poszedł, a po kilku minutach pielęgniarka przyniosła proszki, które położyła na stoliku, a dwa kazała połknąć natychmiast.Gdy wyszła, obejrzałem proszki i okazało się, że dostałem pabialginę i piramidon.„Taki mądry to ja jestem i bez lekarza” - pomyślałem.Po śniadaniu odwiedzili mnie koledzy.Gdy powiedziałem im, co się ze mną dzieje, jeden - stary gruźlik - popatrzył i postawił diagnozę:- Odma samoistna.Musiała się zatrzymać, bo bez pomocy lekarskiej już byś „wykorkował”.-.Co to za cholera, ta odma samoistna? - zapytałem.- Pęka jeden pęcherzyk płucny - informował kolega.- Przy wdechu powietrze wchodzi do niego, ale przy wydechu przez pęknięcie wychodzi między opłucne i tak za każdym oddechem.W ten sposób miedzy opłucnymi robi się odma, powietrza jest coraz więcej, uciska płuco i wreszcie pacjent albo się udusi, albo pęka płuco.- Co trzeba robić w takim przypadku? - zapytałem.- Lekarz wbija igłę i gumowym przewodem, przez bańkę z wodą, powietrze zostaje wydalone na zewnątrz.Znam przypadki - mówił dalej , kolega - że odma się nie zatrzymała.Gość kilka tygodni załączony był do butelki z wodą i wreszcie „wykorkował”.Masz szczęście, bo u ciebie na pewno się zatrzymała.Wiesz, co ci powiem -rąbnę w dyżurce igłę odmową.Gdyby było z tobą gorzej, a nie będzie lekarza, to wbijaj sam, w bok, pod pachą, bo inaczej wysiadka murowana.Po kilku minutach przyniósł igłę, którą schowałem na stoliku pod serwetką.W południe przyjechała żona i jeszcze dwie osoby.Nie chciałem martwić żony, więc powiedziałem o wlewce i że to jest normalny stan po takim zabiegu.W poniedziałek, po śniadaniu, zawieziono mnie wózkiem na prześwietlenie.- Och! Jaką pan ma potworną odmę - zawołała doktor.- Jak ona potwornie ciśnie! Ale nie w tym miejscu, gdzie trzeba- dodała.- I płyn też jest.Przerwałem jej wywody pytając:- To co, pani doktor, odma samoistna, prawda?- Tak.Widać, musiałam zawadzić igłą o płuco - odpowiedziała takim tonem, jakby chodziło o zadraśnięcie palca.- Przyjdę do pana i trochę upuszczę powietrza.- To z operacji nici? - zapytałem wściekły.- A tak, nici - odpowiedziała bez złości.- Musimy teraz czekać, aż się odma rozpuści, aż zniknie powietrze, no i płyn musi się zlikwidować.Jeśli pan chce, żeby było szybciej, musi pan jak najściślej leżeć w łóżku, na lewym boku.- Nieźle mnie pani urządziła!Odmę rozpuścił ordynator, któremu też powiedziałem; że jego asystentki z igłą w ręku do siebie nie dopuszczę.Płyn cofa się powoli, a odma też się utrzymuje.Nudy na pudy.W dzień muszę leżeć, bo pilnuje mnie cały personel oddziałowy.Wieczorem co pewien czas zagląda lekarz dyżurny.A ja nie mogę uleżeć.Więc znalazłem sposób.Wychodzę z pokoju, gdy już nie ma na oddziale pracowników, w czasie nocnej ciszy.Chorzy śpią w czasie dnia, więc wieczorem przeważnie rozmawiają jeszcze długo po zgaszeniu świateł, a ja chodzę i robię kolegom różne kawały.Współlokatorowi zaproponowano plastykę.Nie zgodził się, więc po dwóch tygodniach został wypisany.Do mojego pokoju przywieziono ciężko chorego.Ma dwadzieścia sześć lat, nazywa się Heniek.Przywieźli go rodzice i prosili, żeby zająć się nim i pomagać w razie potrzeby.- Co ci jest? - zadałem zwykłe pytanie, gdy zostaliśmy sami.- T.B.C.: tobie-bracie-cmentarz - odpowiedział z ironią: - Długo ty ze mną nie będziesz miał kłopotu.Kilka dni, to wszystko, co mi zostało.Starym nic nie mówię.Jeszcze zdążą się namartwić.- Tak już z tobą źle?Kto mówi, że źle? To już jest koniec.Już tylko ramki od płuc zostały.Po trzech dniach przeniesiono mnie do innego pokoju, bo moje miejsce zajęła ciotka Heńka, która go nie odstępowała.Po dziesięciu dniach już pokój był wolny, Heniek umarł.Ja zaś tymczasem przeniosłem się do pokoju, w którym mieszkał Andrzej, Olek, Jurek i Kuba.Przyszedłem na miejsce Wacka, który został wypisany.Po wprowadzeniu przypadł mi w udziale najgorszy sprzęt - najgorsza szafka, poduszki, koje.Zwykła rzecz.Gdy chory opuszcza sanatorium, ci, co zostają, wymieniają gorszy sprzęt na lepszy, który był w użytkowaniu wyjeżdżającego.Po pewnym czasie znów ktoś wyjeżdża: wtedy ten, który przyjechał ostatni, wymienia swoje graty na lepsze.Gdy zobaczyłem, że „zrobili” mnie tak jak nowego kuracjuszaz sąsiedniego pokoju, w którym przebywałem tylko kilka dni, zabrałem to, co było lepsze.Przyniosłem zwinięte w tobół materac, pościel, koce i poduszki, rzuciłem na łóżko i.wszystko razem z siatką znalazło się na podłodze.Popatrzyłem i musiałem mieć głupią minę, bo wszyscy parsknęli śmiechem.- Co urządziliście, wy tacy owacy? - pytam ze śmiechem.- Czekaj, odegramy się za wszystkie twoje kawały.Przekonasz się, że i my potrafimy.Założyłem siatkę, którą poprzednio odpięli i przywiązali cienkim sznurkiem, posłałem łóżko i poszedłem przynieść swoje osobiste rzeczy.Gdy wróciłem; usiadłem na łóżku i.głośny trzask, łóżko zachwiało się i opuściło niżej.Poderwałem się, spojrzałem w dół i już wiedziałem-, co to strzela.Te dranie pod nogi łóżka podłożyli na sztorc pudełka od zapałek.- Dwa zero na waszą korzyść - powiedziałem - ale odegram się.Tego jeszcze dnia narwałem w parku owoców głogu, pokruszyłem i zawinięte w papier włożyłem między żeberka kaloryfera.Następnego dnia wykruszyłem i oddzieliłem włoski od ziarna.Gdy wszyscy poszli na obiad, włoskami głogu posypałem od wewnątrz marynarkę i pidżamę Kuby, a na wszystkie prześcieradła posypałem po szczypcie cukru.- Oj, ciało mnie swędzi - skrzywił się Kuba po włożeniu pidżamy, a po chwili już się drapał na dobre wtykając ręce pod marynarkę i w spodnie.- Może uczulenie? - pyta Andrzej.- Czy nie jesteś uczulony na jajka? Jajka były na obiad - dodaje dla wyjaśnienia.- Może ci się mole zalęgły w pidżamie? - pytam.- On mi czegoś nasypał - mówi Kuba i patrzy na mnie przenikliwie jak żaba na piorun.- A może to jest taka choroba, na którą pomaga woda i mydło-kpiłem.- Musisz się częściej kąpać.- Czekaj ty, już ja ciebie wykąpię.Gadaj, co to jest - denerwuje się Kuba.- Dwa do jednego na waszą korzyść - odpowiadam.- Was jest pięciu, ja sam, ale wychodzicie, a ja siedzę w pokoju i mam więcej okazji do robienia kawałów [ Pobierz całość w formacie PDF ]