[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma w płucu dziurę wielkości spodeczka, a mimo to każdego tygodnia urywa się do domu bez przepustki.„Muszę jechać do żony - mówił - żeby sobie w tym czasie innego nie poszukała”.Wracając, przywoził zawsze dużo jaj, masło i wędliny.Pierwszego zaraz dnia zaproponowałem, żebyśmy mówili sobie po imieniu.Miał na imię Stasiek.Zwracałem się do niego per „ty”, a on do mnie.nijak.- Zjemy na kolację kilka jajek? - pytał raz wieczorem tuż przed spaniem.- Możemy - odpowiadam.- To niech ugotuje.- Ugotuję - mówię.- Ile zjemy? - Niech weźmie sześć.Innego znów dnia; gdy widzi, że wychodzę z pokoju, prosi: - Czy może idzie do dyżurki?- Nie idzie, ale może iść specjalnie.Co potrzebujesz? - pytam.- Proszek przeciw kaszlowi.- Dobrze, przyniosę.Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia 1952 roku.uwiadomiono chorych, że na święta przepustki są wstrzymane.Moje przedoperacyjne ścisłe łóżko zaczyna się dwudziestego czwartego grudnia, więc przed świętami dostaję przepustkę i jadę do Warszawy.Pouczyli mnie inni chorzy, żeby sobie kupić małą lampkę, bo przy ścisłym łóżku, gdy nawet się nie chce, to człowiek w dzień śpi i często w nocy nie może usnąć.Wtedy przy małej lampce można czytać i światło nie razi w oczy innych chorych.Poprosiłem ordynatora o pozwolenie przywiezienia małej lampki i uzyskałem zgodę.Święta spędziłem w sanatorium.Odwiedza mnie tylko żona.Przyjeżdża w każdą niedzielę bez względu na pogodę.Deszcz, śnieg czy plucha nie są dla niej przeszkodą.Prócz tego raz w miesiącu odwiedza syna.Ma z nami kupę zajęcia, kłopotu i zmartwienia.Są i inne żony: Na oddziale jest pewien pacjent, który już leży dziesięć miesięcy.Jest po dwóch operacjach.Wkrótce ma być wypisany i już często otrzymuje przepustki do domu.Tylko że jego rodzina się rozpadła.Żona odwiedziła go na dwa dni przed pierwszą operacją, by odebrać przysłane do sanatorium pobory i zegarek.Więcej nie przyjechała i nie odpowiadała na listy.Pewnego dnia otrzymał wiadomość, że żona ma przyjechać do niego na niedzielę.Widziałem, jak to przeżywał.Zdenerwowany chodził po korytarzach, co pół godziny wychodził do bramy, wyglądał przez okno i bez przerwy palił papierosy.Nie przyjechała, a on następnego dnia mówił do mnie:- Patrz, jakie są baby.Nic jej nigdy nie brakowało.Jedno dziecko, ona nie pracowała, w domu była gosposia.Na rękach ją nosiłem.Nie pozwoliłem nic robić w domu, a teraz widzisz, jak mi za to zapłaciła.Teraz jeśli będęchciał się kiedy ożenić, to biorę kobietę brzydką.Wtedy będę wiedział, że mam żonę dla siebie.Jestem z nim w dużej zażyłości, więc po każdym pobycie w domu opowiada, co zastał.Ma swoje klucze od mieszkania, lecz jeszcze nigdy nie zastał żony w domu.Za to są ślady libacji, a nie ma wielu rzeczy wspólnych i osobistych, które ona wyprzedaje.Wkrótce, wyleczony fizycznie, lecz załamany psychicznie, wrócił na stałe do domu, który już właściwie nie był jego domem.Kto winien? - zastanawiałem się po jego wyjeździe.- Żona, choroba czy długie rozstanie spowodowane kuracją?Minął Nowy Rok 1953.Od świąt mam ścisłe łóżko.Nie wolno wychodzić nawet na korytarz.Z dnia na dzień odwleka się termin „zrobienia” zapalenia opłucnej.W budynku głównym popsuła się aparatura do sterylizacji, tzw.autoklawy.To stało się przyczyną awantury z pielęgniarką oddziałową.Ile razy spotykam się z lekarzem, powtarzam jak pęknięta płyta: „Kiedy wreszcie będzie ten talk i zapalenie?” Wreszcie lekarz polecił pielęgniarce, żeby zaniosła talk do sterylizacji na inny pawilon.- Czy zaniosła pani talk na pawilon A? - zapytałem pielęgniarkę następnego dnia przed południem.- Zaniosę po południu, to jutro już będzie.- Czy ma pani już ten talk? - pytam następnego dnia.- Nie miałam wczoraj czasu, ale dzisiaj zaniosę.- Talk już jest? - pytam znów nazajutrz.- A pana co to obchodzi? - krzyknęła.-To już jest moja sprawa, a nie pana.Od kiedy to chorzy interesują się takimi sprawami?- Zawsze - jeśli te sprawy ich dotyczą - odpowiedziałem ostro.- Nie mam zamiaru przez pani niedbalstwo czekać jeszcze dwa tygodnie na wlewkę, a później okaże się, że w wyznaczonym terminie nie mogę być operowany i wyznaczą nowy termin za dwa lub trzy miesiące.Nie mam czasu na czekanie i niepotrzebne leżenie.Wreszcie lekarka z naszego oddziału przyszła do mnie, by wykonać zabieg.Wbiła igłę do środka i wpuściła płyn znajdujący się w strzykawce.- Teraz niech pan leży-powiedziała po zabiegu-bo wkrótce zacznie boleć.Po kolacji mój współlokator zdecydował urwać się do domu.- Jak będzie się kto o mnie pytał, to niech pan powie, że jestem na spacerze.- Dobrze, dobrze, urywaj się, ja już będę wiedział, co mam mówić.Późnym wieczorem już czułem się źle.Ciężki oddech i podwyższona temperatura.Po zgaszeniu świateł, kiedy już obowiązuje nocna cisza, przyszło kilku kolegów na pogawędkę, tak jak przychodzili każdego dnia i niejeden raz siedzieli do północy.Tego dnia wyprosiłem ich szybko.Czułem się źle i obawiałem się, że jeśli lekarz dyżurny posłyszy rozmowę, wejdzie do pokoju, a wtedy wpadnie mój współlokator.W czasie normalnej kontroli lekarz nigdy naszego pokoju nie sprawdzał, bo znajdował się on w bocznym korytarzu i tam kontrola nie docierała.Usnąłem szybko.W nocy obudziłem się: nie wiem, czy to jeszcze sen mnie męczy, czy dzieje się ze mną coś niedobrego.Duszę się.Chcę zmienić pozycję i nie mogę się ruszyć.Ból i duszność, jakby położono na mnie olbrzymi ciężar, pod którym nie mogę zrobić najmniejszego ruchu.Wreszcie pomaleńku, z olbrzymim wysiłkiem udało mi się usiąść, a po chwili opuściłem nogi na podłogę.Wciąż się duszę.Oddech mój przypomina oddech zziajanego, zmęczonego gonitwą psa.Trzy oddechy na sekundę.W pozycji siedzącej jest mi trochę lżej oddychać.Zastanawiam się, co robić.„Może to jest normalna reakcja przy takim zapaleniu opłucnej?” - myślę sobie.- Nie miałem nigdy zapalenia opłucnej, a tym bardziej wywołanego sztucznie.Lekarka powiedziała, że będzie bolało, i boli.Opowiadała mi chora z oddziału chirurgicznego, że gdy jej zrobiono zapalenie, to po obudzeniu się w nocy usiadła na podłodze i histerycznie krzyczała, bo miała uczucie, że umiera.Nie.Nie będę wzywał lekarza - bo jak przyjdzie, to się może zainteresować, dlaczego drugie łóżko jest wolne, a szkoda, żeby chłopaka wyrzucili karnie.Siedzę na brzegu łóżka i dyszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl