[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jessie podsłuchała przed chwilą, jak ojciec mówił do matki: „Mimo wszystko był to chyba całkiem dobry pomysł”, i sprawiło jej to ogromną przyjemność, bo to ona poddała ów pomysł – ona, Jessie Mahout, córka Toma i Sally, siostra Willa i Maddy, panna.Właśnie dlatego są tutaj, a nie w głębi lądu, w „Sunset Trails”.„Sunset Trails” to rodzinny domek letniskowy na północnym krańcu jeziora Dark Score (po kilkudziesięcioletniej, pozbawionej jakiegokolwiek planu rozbudowie prowadzonej przez trzy pokolenia Mahoutów należałoby go raczej nazywać kompleksem domków letniskowych).Tego lata rodzina przerwała swoje coroczne dziewięciotygodniowe wakacje nad jeziorem, ponieważ Will chciał – tylko jeden jedyny raz, jak powiedział matce i ojcu zbolałym tonem starego arystokraty, który wie, że nie zostało mu już wiele życia – zaprosić na urodziny również swoich rówieśników.Tom Mahout z początku się temu sprzeciwiał.Jest maklerem giełdowym, krążącym pomiędzy Portland a Bostonem, i od wielu lat powtarza rodzinie, by nie wierzyła w historyjki o tym, że ludzie pracujący w biurach spędzają dni na lenistwie albo kręcą się wokół bufetu, albo dyktują przystojnym stenotypistkom zaproszenia na kolacje.„Haruję ciężej od farmera – mawia często.– Niełatwo być na bieżąco z giełdą i nie jest to także szczególnie ciekawe, choćbyście słyszeli coś przeciwnego”.Prawdę mówiąc, żaden z członków rodziny nie słyszał nigdy nic przeciwnego, wszyscy (prawdopodobnie łącznie z żoną Toma, Sally, choć nigdy by się ona do tego nie przyznała) uważają, że jego praca jest nudna jak flaki z olejem, i tylko Maddy ma bledziutkie pojęcie o tym, czym ojciec się zajmuje.Tom powtarza uparcie, że chce spędzić jak najwięcej czasu nad jeziorem, bo pozwala mu to odpocząć po stresach związanych z pracą, Will będzie miał jeszcze mnóstwo przyjęć urodzinowych z kolegami – kończy przecież dziewięć lat, a nie dziewięćdziesiąt.„A oprócz tego – dodaje Tom – przyjęcia urodzinowe stają się naprawdę fajne dopiero wtedy, gdy można już wypić z przyjaciółmi kilka kufli piwa”.W związku z tym nie spełniono by zapewne prośby Willa, by wrócić na urodziny do Portland, gdyby nie niespodziewane poparcie pomysłu przez Jessie (dla Willa jest to naprawdę wielka niespodzianka: siostra jest trzy lata starsza i często jakby w ogóle nie pamiętała, że ma brata).Po jej pierwszej nieśmiałej sugestii, że może byłoby fajnie wrócić na wybrzeże – oczywiście tylko na dwa, trzy dni – i urządzić przyjęcie w ogrodzie, z krokietem, badmingtonem, ogniskiem i chińskimi lampionami, które zapaliłoby się o zmroku, Tom zaczyna patrzeć na to wszystko łaskawszym okiem.Sam uważa siebie za „twardego sukinsyna”, choć inni nazywają go często „upartym starym kozłem”, jakkolwiek na to patrzeć, trudno go skłonić do zmiany zdania, gdy wbije coś sobie do głowy.Kiedy jednak trzeba to osiągnąć, jego młodsza córka ma więcej szczęścia niż wszyscy pozostali członkowie rodziny razem wzięci.Jessie często potrafi przekonać ojca, posługując się jakimś tajemnym wytrychem do jego umysłu, niedostępnym dla nikogo innego.Sally uważa – i nie bez racji – że młodsza córka jest ulubienicą Toma, a Tom wmawia sobie, że nikt o tym nie wie.Maddy i Will patrzą na to prościej: sądzą, że Jessie podlizuje się ojcu, który z kolei nieludzko ją rozpieszcza.„Gdyby tata przyłapał Jessie na paleniu papierosów – rzekł Will rok wcześniej, kiedy Maddy ukarano za to przestępstwo – prawdopodobnie kupiłby jej zapalniczkę”.Maddy, roześmiawszy się, przyznała bratu rację i uściskała go.Ani rodzeństwo, ani matka nie mają zielonego pojęcia o tajemnicy łączącej Toma Mahouta i jego młodszą córkę, tajemnicy cuchnącej niczym kupa zgniłego mięsa.Sama Jessie wierzy, że po prostu popiera prośbę młodszego braciszka – że staje po jego stronie.Nie ma pojęcia – a przynajmniej nie dociera to do jej świadomości – jak bardzo znienawidziła „Sunset Trails” i jak chętnie by stamtąd wyjechała.Znienawidziła również jezioro, które ongiś tak uwielbiała – a zwłaszcza jego mdły, mineralny zapach.W tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym piątym roku ledwo jest w stanie się zmusić do wejścia do wody, nawet w najupalniejsze dni.Matka sądzi co prawda, iż przyczyną jest wygląd Jessie, która zaczęła dojrzewać dość wcześnie, podobnie jak Sally, i w wieku dwunastu lat ma już prawie figurę dorosłej kobiety – jednakże nie chodzi o wygląd.Jessie przyzwyczaiła się do niego i wie, że w swoich starych, spłowiałych jednoczęściowych kostiumach kąpielowych nie przypomina zupełnie króliczka z „Playboya”.Nie, nie chodzi o piersi ani o biodra, ani o tyłek.To kwestia zapachu.Jakiekolwiek powody i motywy mogą się za tym kryć, głowa rodu Mahoutów wyraża w końcu zgodę na prośbę Willa.Wczoraj wrócili do Portland, wyruszywszy z domku letniskowego na tyle wcześnie, by Sally (wspomagana ochoczo przez obie córki) mogła przygotować przyjęcie.Jest czternasty sierpnia, a czternasty sierpnia to w stanie Maine kulminacja lata, gdy po niebie o barwie spłowiałego dżinsu płyną białe pierzaste obłoki i wieje rześka słona bryza.W głębi lądu – włączając w to okręg Franklin, gdzie nad brzegiem jeziora Dark Score stoi domek letniskowy o nazwie „Sunset Trails”, wzniesiony przez dziadka Toma Mahouta w tysiąc dziewięćset dwudziestym trzecim roku – lasy, stawy i bagna prażą się w temperaturze trzydziestu pięciu stopni Celsjusza i panuje nieznośna duchota, ale tu, na wybrzeżu, jest tylko dwadzieścia siedem stopni.Poza tym wieje orzeźwiająca morska bryza, odpędzająca komary i muszki piaskowe.W ogrodzie roi się od dzieci, głównie kolegów Willa, lecz także przyjaciółek Maddy i Jessie, i przynajmniej raz, mirabile dictu, nikt się z nikim nie kłóci.Nie doszło do ani jednej sprzeczki i około piątej po południu Tom podnosi do ust pierwszy kieliszek martini, zerka na Jessie, która stoi w pobliżu z młotem do krokieta na ramieniu (wygląda trochę jak wartownik z karabinem i oczywiście słyszy pozornie przypadkową uwagę ojca, która może być sprytnym zawoalowanym komplementem pod jej adresem), po czym patrzy z powrotem na Sally i mówi: „To chyba był rzeczywiście całkiem niezły pomysł”.Bardziej niż dobry – myśli Jessie.– Absolutnie fantastyczny i genialny.Nie jest to dokładnie to, co naprawdę uważa, lecz niebezpiecznie byłoby wypowiadać resztę na głos, kusiłaby los.W istocie Jessie uważa ten dzień za kwintesencję doskonałości: dzień-brzoskwinię, słodką i nieskazitelną.Fajna jest nawet piosenka rycząca z adapteru Maddy (starsza siostra ostrożnie wyniosła go na ganek z okazji przyjęcia), choć przecież tak naprawdę Jessie w ogóle nie lubi Marvina Gaye – podobnie jak lekkiego mineralnego zapachu wydzielanego przez jezioro w gorące letnie popołudnie – ale ta piosenka jest rzeczywiście fajna.„I’ll be doggone if you ain’t a pretty thing.bay-bee”; głupia, ale nieszkodliwa.Jest czternasty sierpnia tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego piątego roku, dzień, który odszedł w przeszłość, ale ciągle trwa w umyśle śpiącej kobiety przykutej kajdankami do łóżka sześćdziesiąt kilometrów na południe od jeziora Dark Score (wydzielającego ten sam okropny mineralny zapach przypominający przeszłość w gorące bezwietrzne letnie dni); Jessie, dwunastoletnia dziewczynka, nie widzi skradającego się Willa, który chce połaskotać ją w pupę (pochyliła się, by uderzyć w piłkę do krokieta, i stanowi wyjątkowo kuszący cel dla dziewięcioletniego chłopca), lecz mimo to jakaś cząstka jej umysłu zdaje sobie sprawę, co Will zamierza zrobić, i właśnie to zmienia sen w koszmar [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl