[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zakonników chór, Swi¹tyni dusza i pobo¿noSæ, rzekniesz, sama - oddali³y siê st¹d precz.Ch³Ã³d barw niemych zaleg³ na o³tarzu u pogaszonych Swiec.W okrzep³oSci surowej lSni¹kolumn kad³uby.Dym kadzide³ sczo³ga³ siê ze schodów chóru i snuje siê po nawach zwidempokutuj¹cych dusz.Kostnicy sieni¹ pod krzy¿em ponurym zda³ siê i koSció³ sam - bez swejs³u¿by Bo¿ej.Odesz³y mnichy.Jakby z onych trumien w piwnicy owia³a pokutnika na p³ycie grobowej ta dusz czySæcowychmêka i ³aska zarazem: nadzieja.Bo to z pierwszym poruszeniem ramion za³opota³a w nimskrzyd³ami nadziei ta mySl:  A mo¿e? - rok czasu wszak min¹³! rok d³ugi! - mo¿e Parsifaltymczasem.Dopad³ po raz trzeci ¿ywego kamienia; obur¹cz ogarnia tê g³owê w szo³omie ciê¿k¹, jak gdy-by j¹ z Smiertelnego pos³ania podxwign¹æ nieco chcia³.I szepcze mu w usta same - pyta.A po mrokach i ciemnicach fary ocknê³y siê jakby w ¿ywych kamieniach dusze wszystkichpogrzebanych tu rycerzy.I tr¹ci echo pustego koScio³a organy tu wtóre, uderzy w basy ciszygrobowcowej: Znalaz³eS?!18 Ledwie spostrzegli s³uchacze, ¿e tego pytania szloch i echo gra³y ju¿ tylko gêSle ¿onglera.Gra³.One w grobach koScio³Ã³w trumniska gra³ - ni to d¹¿eñ cz³eczych ³odzie rozbite - i mni-chów pokutne nad nimi lamenty, za dusz czySæcowych ¿ale de profundis: ¿yciowych zb³¹-dzeñ biady, nie odpartych immundis.¯ywe kamienie gra³ w wiecznych schronach cisz, b³êd-nych rycerzy na grobach frasobliwoSæ wieczn¹ i to mleko si³, ssane z ich piersi kamiennych,za ¿yw¹ krew d¹¿enia.G¹d³ mê¿Ã³w têsknice i tuhy, gra³ ducha cz³eczego wieczne nieukoje.A gdy gêSle tym razem opad³y, daremnie ludzie na s³owo baczyli: ¿ongler po czarkê sw¹ siê-ga³ i podstawia³ j¹ pod dzban szczodrej pani.A przypomniawszy sobie s³uchaczy, machnierêk¹ na izbê. Wracajcie do domów, romans ju¿ skoñczony.* * *Powolny jak ¿Ã³³w i jak pieñ niemy linochód, melancholicus w kunszcie swoim, przek³ada³tymczasem gór¹ na linie swe nogi pajêcze.Czyni³ to ze statkiem i bardzo roztropnie.Wiêcrych³o uprzykrzyli sobie ludzie te sztuki pedanta.I rozwa³êsali siê po rynku.Dalej¿e kuglcena swe pomosty i nu¿e znów skakaæ przez obrêcze, ognie ³ykaæ, podkowy ³amaæ - co któryumia³.Z tego nie³adu wszystkich spektaklów naraz i rozpierzchliwoSci widzów stara³ siê skorzystaægadkarz: skoczy³ ¿wawo na swój pomost i wabi³ ku sobie cwanymi minami.¯e zaS dzisiajwszystkie ju¿ gadki, by najsproSniejsze, zd¹¿y³ opowiedzieæ ludziom, a ich szczodroSæ spodchudej by³a fary, wiêc pozazdroSciwszy ¿onglerom w piekarniach, umySli³ i on tu swoim lu-dziskom na rynku opowiedzieæ romans - nie rycerski ¿aden, a grodzki: ka¿dy rad wys³uchapowieSci prawdziwej, zw³aszcza gdy opowie rzeczy ca³kiem Swie¿e.Tedy gadkê swoj¹ tak chytrze grodzianom wyk³ada, ¿e choæ wySmiewa wszystkich, ka¿demu siêzdaje:  O s¹siedzie gada!. Wiêc s³uchaj¹ wszyscy i wszyscy s¹ radzi:  Ten bo z ¿ycia bierze!.Siedzi gadkarz na pomoScie, dzwoni sobie nogami nad gromad¹ ludzi - i prawi.A coraz toniecierpliwiej szyjê bokiem ku swej czapie wyci¹ga. Datków coS bardzo niewiele! Wiêcskrzywi siê i przerwie opowieSæ ciekaw¹.I ju¿ tylko w milczeniu nogami nad ludxmi wy-dzwania wytrzymuj¹c na swej wardze spojrzenia ludzi. Nie dasz groszy ¿aden sknera?!.Diabli wezm¹ bohatera! Ju¿ siê Smieræ na niego czai.Mieszczanie ze Smiechem, ich ¿onki z nad¹saniem dorzuc¹ przecie coS niecoS do czapy.I powieSæ g³adko siê dalej potoczy:  ¯e zaS po miastach sk¹po, jak widaæ, jest wszêdzie, naweselu tej panny wo³u wiêc nie bêdzie! Ale dobra pieczeñ zawszeæ siê usma¿y. I ¿onglero tej pieczeni d³ugo, smacznie gwarzy.A¿ skoñczy i zbierze aplauzu oklaski.I ten nie chybia³ powo³ania joculatora: wypogadza³ twarze, Sciera³ smutki z oblicza Swiata:z widnokrêgów ludzi swoich.Tak mySla³ goliard, snuj¹c siê po rynku.I marz¹c pewnie w skrytoSci, by choæ raz jeszcze,raz jeden bodaj tylko! - jak to dawniej bywa³o - móc stan¹æ przed zacnym gronem oSwieco-nych.Tymi s³owy powita³by ich z uk³onem od proga:19  Wêdrowny poeta sercom szlachetnym cnej radoSci przysporzyæ pragnie. Witaj! - odrzek¹. Salve! - dodzwoni¹ czarkami.I posadz¹ u sto³u, zas³uchaj¹ siê w s³owo, opuszcz¹ w skupieniu oczy na swe brody powa¿ne.Ale nie by³o progu takiego w mieScie ca³ym.A czyni³ przecie wszystko, co trzeba: i na rynkusiê pokazywa³, i na kanoniê zachodzi³ wykrêcaj¹c szyjê ku oknom wszystkim, i u studzienprzystawa³ jak nale¿y - z ramionami skrzy¿owanymi na piersiach i gêsi¹ zwis³a w ku³aku [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl