Pokrewne
- Strona Główna
- Prentice Hall The ANSI C Programming Language 2nd ed. by Brian W. Kernighan and Dennis M. Ritchie
- The Career Survival Guide Dealing with Office Politics Brian OConnell
- Brian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House Atreides
- Mysteries of the Equilateral Triangle by Brian J McCartin (2010)
- Aldiss, Brian W. Cuando la Tierra este muerta
- Gesta Romanorum Historie Rzymskie
- java 10 (2)
- Terry Pratchett 00 Dysk (Wars
- Alfred Szklarski Tomek w Gran Chaco (2)
- Quinnell A J Szlak lez
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nie-szalona.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chciałem jednak spotkania na polu bitwy,gdyż z pierwszej ręki poznałem siłę i chytrość Tibora.Zapewne uważał mnie za umar-łego i najlepsze, co mogłem zrobić, to utwierdzić go w tym przekonaniu.Mój czas miałdopiero nadejść.Czułem jednak niepokój, ograniczenie, ucisk.Byłem pełen żądz, silny, posiadałempewną władzę, ale nie znajdowałem sposobu, by dać upust mojej energii.Porzuciłemwięc swój kraj, rzucając się w wir wydarzeń.Dowiedziałem się o wielkiej krucjacie Franków przeciw muzułmanom.W dwa latapo tym, jak świat wszedł w trzynasty wiek chrześcijaństwa, okręty, wypełnione woj-skiem, przybyły do %7łary.Początkowo krzyżowcy zamierzali zaatakować Egipt, ówcze-sny ośrodek potęgi islamu, ale ich wojska od dawna żywiły niechęć do Bizancjum.Sta-ry doża wenecki, który zapewnił im flotę, sam będąc wrogiem Bizantyjczyków, skiero-192wał ją najpierw na Węgry.Zara, od niedawna we władaniu Węgrów, w listopadzie ty-siąc dwieście drugiego roku została zdobyta i złupiona przez Wenecjan i krzyżowców.W tym samym czasie zmierzałem właśnie do owego miasta, wiodąc doborową druży-nę mych poddanych.Król węgierski, mój pan , nie czynił mi przeszkód, wierząc, że po-prę go w walce z krzyżowcami.Ja jednak, ledwie znalazłem się w %7łarze, sprzedałem sweusługi zwycięzcom, przyjmując krzyż, co od początku było mym zamiarem.Uznałem, że najlepiej przemierzę świat, podróżując wraz z krzyżowcami, ale wyda-rzenia nie potoczyły się tak szybko, jak tego pragnąłem.Wenecjanie i Frankowie po-dzielili już między siebie zagarnięte w mieście łupy owszem, spierali się o nie i wal-czyli, ale starcia te rychło ustały i doża oraz Bonifacy z Montferrat, wiodący wypra-wę, postanowili, że przezimujemy w %7łarze.Pierwotnym celem czwartej krucjaty było oczywiście zniszczenie islamu.Wielukrzyżowców wierzyło jednak, ze przez cały okres trwania Zwiętych Wojen Bizancjumzdradzało chrześcijan.I nagle Konstantynopol znalazł się w kleszczach, a przynajmniejw zasięgu ich mściwej pasji.Co więcej, Konstantynopol był bogatym miastem.Wścieklebogatym! Piekielnie bogatym! Perspektywa takiego łupu przesądziła sprawę.Egipt miałzaczekać, cały świat miał zaczekać, gdyż celem stała się teraz stolica Cesarstwa!Powiem krótko.Pożeglowaliśmy do Konstantynopola wiosną, zatrzymując się paro-krotnie po drodze.Pod cesarską stolicą znalezliśmy się w czerwcu.Przyjmę, że orien-tujesz się nieco w historii.Całe miesiące i lata borykaliśmy się z wątpliwościami na-tury moralnej, religijnej i politycznej, uniemożliwiającymi zdobycie miasta.Stopnio-wo jednak żądze i pazerność przeważyły.Porzucono wszelkie plany związane z dalsząwyprawą przeciwko niewiernym.Papież Innocenty III, w dużej mierze odpowiedzial-ny za zwołanie krucjaty, obłożył Wenecjan ekskomuniką już za złupienie %7łary, teraz zaśsierdził się jeszcze bardziej, ale w owych dniach nowiny, jak armie, wędrowały powoli.A Konstantynopol stawał się w oczach krzyżowców klejnotem i kresem wyprawy.Każ-dy z nas pragnął jego cząstki.Zawarto porozumienie w kwestii podziału łupów i.I w początkach kwietnia tysiąc dwieście czwartego roku przypuściliśmy atak!Wreszcie kalkulacje polityczne i pobożne brednie zostały odłożone na bok, w imię tego,po co tu przybyliśmy.Ach! Jak radowało się moje dzikie serce! Każde włókno mej istoty drżało.Złoto byłonie do pogardzenia, ale chodziło mi przede wszystkim o krew.Krew przelewaną, krewpitą, krew krążącą w rozpalonych żyłach!Powiem ci, z czym przyszło nam się zmierzyć.Grecy, chcąc uniemożliwić nam lą-dowanie pod murami, ustawili swe okręty na Złotym Rogu.Walczyli zawzięcie, ale napróżno, choć ich wysiłki nie całkiem poszły na marne.Grecki ogień to potworna spra-wa, zapala się i płonie nawet w wodzie! Ich katapulty miotały go na nasze okręty.Lu-dzie, miast tonąć, płonęli w morzu.Mnie też poparzyło, prawe ramię, pierś i plecy spa-193lone miałem niemal do kości.Ale przecież już raz padłem ofiarą płomieni i to podpa-lony przez mistrza! Zwykłe oparzenia nie mogły mnie wyłączyć z tej zabawy.Ból dodałmi tylko skrzydeł.To był mój dzień.Możesz zastanawiać się, co ze słońcem: jakim sposobem ja, wampir, walczyłem w je-go palącym blasku? Nosiłem czarny, rozwiany płaszcz, wzorem muzułmańskich wo-dzów, a głowę chronił mi hełm ze skóry i żelaza.O ile tylko było to możliwe, walczyłemmając słońce za plecami.Kiedy zaś nie brałem udziału w boju, a wierz mi, oprócz wo-jaczki wiele było tam do zrobienia, trzymałem się, rzecz jasna, w cieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Nie chciałem jednak spotkania na polu bitwy,gdyż z pierwszej ręki poznałem siłę i chytrość Tibora.Zapewne uważał mnie za umar-łego i najlepsze, co mogłem zrobić, to utwierdzić go w tym przekonaniu.Mój czas miałdopiero nadejść.Czułem jednak niepokój, ograniczenie, ucisk.Byłem pełen żądz, silny, posiadałempewną władzę, ale nie znajdowałem sposobu, by dać upust mojej energii.Porzuciłemwięc swój kraj, rzucając się w wir wydarzeń.Dowiedziałem się o wielkiej krucjacie Franków przeciw muzułmanom.W dwa latapo tym, jak świat wszedł w trzynasty wiek chrześcijaństwa, okręty, wypełnione woj-skiem, przybyły do %7łary.Początkowo krzyżowcy zamierzali zaatakować Egipt, ówcze-sny ośrodek potęgi islamu, ale ich wojska od dawna żywiły niechęć do Bizancjum.Sta-ry doża wenecki, który zapewnił im flotę, sam będąc wrogiem Bizantyjczyków, skiero-192wał ją najpierw na Węgry.Zara, od niedawna we władaniu Węgrów, w listopadzie ty-siąc dwieście drugiego roku została zdobyta i złupiona przez Wenecjan i krzyżowców.W tym samym czasie zmierzałem właśnie do owego miasta, wiodąc doborową druży-nę mych poddanych.Król węgierski, mój pan , nie czynił mi przeszkód, wierząc, że po-prę go w walce z krzyżowcami.Ja jednak, ledwie znalazłem się w %7łarze, sprzedałem sweusługi zwycięzcom, przyjmując krzyż, co od początku było mym zamiarem.Uznałem, że najlepiej przemierzę świat, podróżując wraz z krzyżowcami, ale wyda-rzenia nie potoczyły się tak szybko, jak tego pragnąłem.Wenecjanie i Frankowie po-dzielili już między siebie zagarnięte w mieście łupy owszem, spierali się o nie i wal-czyli, ale starcia te rychło ustały i doża oraz Bonifacy z Montferrat, wiodący wypra-wę, postanowili, że przezimujemy w %7łarze.Pierwotnym celem czwartej krucjaty było oczywiście zniszczenie islamu.Wielukrzyżowców wierzyło jednak, ze przez cały okres trwania Zwiętych Wojen Bizancjumzdradzało chrześcijan.I nagle Konstantynopol znalazł się w kleszczach, a przynajmniejw zasięgu ich mściwej pasji.Co więcej, Konstantynopol był bogatym miastem.Wścieklebogatym! Piekielnie bogatym! Perspektywa takiego łupu przesądziła sprawę.Egipt miałzaczekać, cały świat miał zaczekać, gdyż celem stała się teraz stolica Cesarstwa!Powiem krótko.Pożeglowaliśmy do Konstantynopola wiosną, zatrzymując się paro-krotnie po drodze.Pod cesarską stolicą znalezliśmy się w czerwcu.Przyjmę, że orien-tujesz się nieco w historii.Całe miesiące i lata borykaliśmy się z wątpliwościami na-tury moralnej, religijnej i politycznej, uniemożliwiającymi zdobycie miasta.Stopnio-wo jednak żądze i pazerność przeważyły.Porzucono wszelkie plany związane z dalsząwyprawą przeciwko niewiernym.Papież Innocenty III, w dużej mierze odpowiedzial-ny za zwołanie krucjaty, obłożył Wenecjan ekskomuniką już za złupienie %7łary, teraz zaśsierdził się jeszcze bardziej, ale w owych dniach nowiny, jak armie, wędrowały powoli.A Konstantynopol stawał się w oczach krzyżowców klejnotem i kresem wyprawy.Każ-dy z nas pragnął jego cząstki.Zawarto porozumienie w kwestii podziału łupów i.I w początkach kwietnia tysiąc dwieście czwartego roku przypuściliśmy atak!Wreszcie kalkulacje polityczne i pobożne brednie zostały odłożone na bok, w imię tego,po co tu przybyliśmy.Ach! Jak radowało się moje dzikie serce! Każde włókno mej istoty drżało.Złoto byłonie do pogardzenia, ale chodziło mi przede wszystkim o krew.Krew przelewaną, krewpitą, krew krążącą w rozpalonych żyłach!Powiem ci, z czym przyszło nam się zmierzyć.Grecy, chcąc uniemożliwić nam lą-dowanie pod murami, ustawili swe okręty na Złotym Rogu.Walczyli zawzięcie, ale napróżno, choć ich wysiłki nie całkiem poszły na marne.Grecki ogień to potworna spra-wa, zapala się i płonie nawet w wodzie! Ich katapulty miotały go na nasze okręty.Lu-dzie, miast tonąć, płonęli w morzu.Mnie też poparzyło, prawe ramię, pierś i plecy spa-193lone miałem niemal do kości.Ale przecież już raz padłem ofiarą płomieni i to podpa-lony przez mistrza! Zwykłe oparzenia nie mogły mnie wyłączyć z tej zabawy.Ból dodałmi tylko skrzydeł.To był mój dzień.Możesz zastanawiać się, co ze słońcem: jakim sposobem ja, wampir, walczyłem w je-go palącym blasku? Nosiłem czarny, rozwiany płaszcz, wzorem muzułmańskich wo-dzów, a głowę chronił mi hełm ze skóry i żelaza.O ile tylko było to możliwe, walczyłemmając słońce za plecami.Kiedy zaś nie brałem udziału w boju, a wierz mi, oprócz wo-jaczki wiele było tam do zrobienia, trzymałem się, rzecz jasna, w cieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]