[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Został zastępcą Rorbachera.Mimo że miałem z M.wszystko do spółki, w dalszym ciągu słałem jego łóżko; później robił to nam Rosjanin Jakub.Słał łóżka i wykonywał inne usługi - w zasadzie tylko M.Ja nie mogłem się przekonać do usług, za które dawało się miskę obozowej zupy dziennie i kawałek chleba.Robiłem dla siebie sam.Jakuba prosiłem tylko nieraz o jakąś przysługę, ale tylko wtedy, gdy sam nie mogłem albo nie miałem czasu.Nie byłem przyzwyczajony, by mi usługiwano, i wszelkie późniejsze usługi traktowałem jako pomoc koleżeńską, a ci, którzy robili to, byli moimi kolegami.Był więc Ośka K., serdeczny kolega i przyjaciel, był Edmund Tomaszewski z Warszawy, chłop dużo starszy ode mnie, i był Henio Sadłowski z Wołomina koło Warszawy.W tym czasie dawali nam każdej niedzieli pół litra mleka na śniadanie.Głównemu nosicielowi jedzenia - Niemcowi - nie podobały się widocznie moje oczy, bo zaczął wyciągać mnie do noszenia kotłów, nie dając w zamian żadnej dolewki.Tej niedzieli też: tylko zapalili światło, gdy już złapał mnie, żebym szedł po mleko.Wstawałem zawsze krótko przed dzwonem na wstawanie, ubierałem się i w ubraniu - bez butów tylko - kładłem się do łóżka.Gdy dzwonili, brałem się do słania łóżek - a miałem do słania dwa łóżka.Potem trzeba było zafasować jedzenie, zjeść, przynieść ranną zupę od R., umyć naczynia, a przedtem jeszcze samemu się umyć.Może on brał mnie do noszenia dlatego właśnie, że już byłem ubrany.Ze złością, ale poszedłem.Czekamy pod kuchnią, a tu mleka nie wydają.Denerwuję się, bo tam dwa łóżka rozwalone, które jeszcze trzeba posłać.Chciałem urwać się klasycznym sposobem, ale mój “opiekun” zauważył.Uderzył mnie w twarz, ja jego i stoimy dalej.On tylko pyskuje, że mi “pokaże” na bloku.Znów urwałem się.Tym razem nie zobaczył.Wpadłem na sztubę.Wszystkie łóżka posłane, tylko moje i M.rozwalone.Ledwo zacząłem słać, gdy otrzymałem od tyłu uderzenie w pysk, “opiekun” mój szarpnął mnie, by biciem zapędzić mnie pod kuchnię.Ale był to już inny czas.Wtedy już tak łatwo nie dałem się bić.Gdy mnie szarpnął - strzeliłem łbem.Dopadło jeszcze dwóch Niemców.i rozpoczął się taniec.Tu przydała mi się wprawa z młodych lat na Czerniakowie.Poprzewracaliśmy stoły, stołki, łomot - i kocioł.Wypadł z kapówki Amelung i nowy blokowy.- Co jest? - pytają się.Stoimy przed nimi w czterech, trzech pobitych, a ja zmęczony.- Nie chciał iść do kuchni po jedzenie - mówi mój “opiekun”.- Tak? - pyta mnie Amelung,- Tak - odpowiedziałem.Nowy blokowy nic się nie odzywał.Amelung zawołał mnie do kapówki i wyjmując z szafki bykowiec wymyślał mi od najgorszych.Amelung był jednym z trzech bijaków, którzy wykonywali oficjalne wyroki bicia na koźle, a więc w biciu miał dobrą wprawę.- Nachyl się! - rozkazał.Nachyliłem się.On lał.Ja liczyłem - i wszystko odbywało się zupełnie normalnie i prawidłowo.Gdy liczyłem, to jeszcze pomyślałem sobie, że Amelung to szczeniak przy Klugem.Tamten to bił!Wlał mi dwadzieścia uderzeń.Nie przeciął mi tyłka, tylko długi czas był on fioletowy.Gdy mi już wbił całą porcję, wrzasnął, żebym wyszedł z kapówki.Gdy już wychodziłem, zatrzymałem się przy drzwiach z ręką na klamce, wolno obejrzałem się i zmierzyłem Amelunga wściekłym i nienawistnym wzrokiem.Nie zdążyłem zamknąć drzwi za sobą, gdy otrzymałem okropne uderzenie w głowę.Prysnąłem do przodu - bęc! - drugie uderzenie.Jak najszybciej wzdłuż sztuby.Były jeszcze dalsze uderzenia.Nie wiem, czy dostałem razem pięć czy sześć uderzeń, bo nie wiem, co się w ogóle ze mną działo.Byłem półprzytomny do następnego dnia.Siedziałem między łóżkami i cały dzień jęczałem.Widziałem, że coś mi miga przed oczami, lecz wszystko było zamazane i niczego nie rozróżniałem.Słyszałem, że ktoś do mnie mówi, ale nie wiedziałem, kto i co.Wszystko tak jak przez sen, jakbym to nie ja był.Karmili mnie, a wieczorem rozebrali i położyli do łóżka.Rano wstałem już zupełnie przytomny, tylko głowa i dupa były jakby obce.Obie zbite.Tyłek fioletowy, a na głowie miałem pręgi grubości palca.Głowa była zbolała i.pusta.Dobrze, że dostałem to bicie w niedzielę, bo gdyby trafiło na dzień roboczy, to mogliby mi dołożyć w pracy za to, że nie pracuję.A że byłem prawie nieprzytomny, to kto wie, czy Amelung nie utopiłby mnie w beczce, gdybym został na bloku.Po wyzwoleniu więźniowie utopili Amelunga w korycie w umywalni.On topił - i jego utopili.W ten sposób wpadłem w oko blokowemu od pierwszego dnia jego urzędowania na bloku 3.Był to Willi Regnart, wybitnie bandycki typ.Wielkie, wypukłe czoło, kwadratowa szczęka, a uszy odstające i prawie takie wielkie jak dłonie.Prześladował tych więźniów, którzy dostawali dużo paczek i którym dobrze się powodziło.Żeby mieć spokój na blokach, ci, co otrzymywali paczki, dawali po kawałku różnych dobrych produktów, które wkładano do miski i później jeden odnosił do kapówki.Inni opłacali się na własną rękę, żeby mieć specjalne u niego ulgi.Do szczególnie prześladowanych na sztubie należał Stasiek M., Mietek Senda z Suwałk i ja.Różnica polegała na tym, że tamtych złamał, a ja złamać się nie dałem i nie nosiłem mu nic osobiście i nie dawałem nic do miski.Do miski bym dawał, gdyby mnie blokowy nie prześladował, a że prześladował, to było mi już wszystko jedno.Dam do miski czy nie dam - i tak będzie mnie prześladował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl