[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To ja bym musiał płacić, gdyby któregoś skradziono.A powiem wam, że pan trzyma tu naprawdę dobre wierzchowce.Bardzo dobre! Trzeba wojskowego, żeby umiał docenić, ile koń jest wart.Trzyma je tu dla wygody, żeby były pod ręką, kiedy chce się wybrać do swej willi na południu.Chodź zobaczyć.Ilu was jest? Trzech? O, mam tu akurat trzy kare, ani włoska na nich nie znajdziesz białego.Na waszym miejscu te bym wybrał.– Dlaczego? Są najszybsze?Wzruszył ramionami.– Może są, a może nie.Ale na pewno najtrudniej je wypatrzyć, jeśli zamierzacie jeździć po zmroku.W tych czasach warto być jak najmniej widocznym, kiedy jest się na otwartym polu.Trójka karoszy wyglądała na dostatecznie silne i w dobrej formie, i rzeczywiście były niesamowicie czarne.Nawet w blasku lampy zlewały się z cieniem w swych boksach.Skorzystałem z rady stajennego.Dawus miał trochę kłopotu z dosiadaniem swego rumaka.Okazało się, że nigdy wcześniej nie jeździł konno.Eko był zdegustowany; nie złościł się na niewolnika, ale na siebie, że nie pomyślał o tak podstawowej kwestii, zanim wyruszyliśmy z domu.Jaki będzie pożytek w drodze z ochroniarza, który nie umie panować nad swym wierzchowcem? Dawus był teraz przydzielony do mnie na stałe i to ja powinienem go o to zapytać, ale tak przywykłem do jeździeckich umiejętności Belbona, że uważałem je za coś oczywistego.– Nigdy nie siedziałeś na koniu? – spytałem.– Nie, panie.– I nic nie wiesz o jeździe?– Nic, panie.Siedzący w siodle Dawus popatrzył niepewnie na grunt po obu stronach, jakby siedział na rozchwianym stole.– No, to dzisiaj się nauczysz – stwierdziłem.A jutro z trudem będziesz się trzymał na nogach, dodałem w myślach.Gladiator z otartym tyłkiem i drewnianymi nogami! Koń parsknął, jakby słyszał moje proroctwo.Dawus wzdrygnął się zaskoczony i mocno ścisnął w ręku wodze.Stajenny był wielce ubawiony.– Nie martw się! – uspokajał go.– Mówię ci, te konie są najlepsze.Wytrenowane, żeby same myślały za jeźdźca.Bojowe konie, nie tracą rozumu żeby nie wiem co.Mądrzejsze od przeciętnego niewolnika, to na pewno.Wielki pozwala na nich jeździć nawet kobietom!Dawus potraktował to jak wyzwanie.Zmarszczył czoło, zmusił strachliwą minę do ucieczki i siedział sztywno wyprostowany.Ruszyliśmy ze stajni stępa, pozwalając koniom się do nas przyzwyczaić.Eko wciąż był nachmurzony, ale nie z powodu Dawusa.– Myślisz, że to był dobry pomysł, żeby wpuścić do domu obcych? – spytał.– To ludzie Pompejusza.Nie sądzisz, że możemy im ufać?– Chyba tak.– Nie było innego wyjścia.No, prawie.Było inne wyjście.Pompejusz zaproponował, że na czas naszej nieobecności udostępni Bethesdzie, Menenii i Dianie wraz z niezbędną liczbą służby swój stary dom rodzinny w murach miasta, w dzielnicy Carinae na wschodnim stoku Eskwilinu.Na pewno byłyby tam bezpieczne, a dom był usytuowany w połowie drogi między moim a Ekona.Nie chciałem jednak aż tak daleko i tak szybko wchodzić do obozu Wielkiego.Oddanie mu całej rodziny pod opiekę oznaczałoby równocześnie oddanie jej w jego ręce, w dodatku nie mogłoby to pozostać nie zauważone przez innych.Z drugiej strony nie wchodziło absolutnie w rachubę, abym opuścił Rzym choćby na parę dni bez zapewnienia naszym domom bezpieczeństwa, zwłaszcza że Eko uparł się, by mi towarzyszyć.Rozwiązaniem było wypożyczenie od Pompejusza oddziału gladiatorów, odpowiednio licznego, by zabezpieczyć obydwa domostwa.Miało to być częścią mojego wynagrodzenia.Pompejusz zgodził się bez wahania i jego ludzie przybyli na Palatyn tuż przed naszym wyruszeniem w drogę.– Nie podobali mi się ci ludzie – mruczał Eko.– O to chyba właśnie chodzi.Są przerażający.– Ale czy można im ufać?– Tak twierdzi Pompejusz.Wątpię, czy jest na świecie ktoś równie dobry w utrzymywaniu dyscypliny wśród swoich ludzi jak on.– Bethesda nie była zadowolona.– Bethesda nie była zadowolona z całego tego przedsięwzięcia.W domu chaos, mąż znowu pakuje się w jakąś niebezpieczną przygodę, a gladiatorzy obcego człowieka wnoszą jej błoto na posadzki.Podejrzewam jednak, że w duchu jest rada z ochrony.To włamanie i śmierć Belbona wstrząsnęły nią bardziej, niż miałaby ochotę przyznać.Mówię ci, do naszego powrotu przeszkoli każdego z Pompejuszowych brutali tak, że będą zdejmować buty, zanim staną na dywanie, i prosić o pozwolenie udania się do wychodka.– Może Pompejusz zatrudni ją jako instruktora musztry? – Eko się roześmiał i dodał: – Menenia zachowała się całkiem rozsądnie.Tęskny ton jego głosu nasunął mi podejrzenie, że nocą doszli oboje do porozumienia nie tylko słownego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl