Pokrewne
- Strona Główna
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- Lem Stanislaw Odruch warunkowy (SCAN dal 834)
- Lem Stanislaw Golem XIV (SCAN dal 1103)
- Lem Stanislaw Swiat na krawedzi (SCAN dal 933
- Witkiewicz Stanislaw Ignacy N niemyte dusze imn
- Lem Stanislaw Ratujmy kosmos i inne opowiadan
- Lem Stanislaw Swiat na krawedzi (SCAN dal 933 (4)
- Christie Agatha Trzynascie zagadek (2)
- Richard Bandler, John Grinder Frogs Into Princes
- Ks. Rajmund Pietkiewicz Doktorat Pismo ÂŚwięte w j.pol. w latach 1518 1638
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- marcelq.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pójdziemy teraz w górę jej biegu - rzekł Debiliusz do kroczącego obok Deszczowca.- Tym razem nie musimy wspinać się na Góry Skaliste.Najważniejsze zadanie zatrucia Źródła wykonał już bowiem nasz nieoceniony pan Mżawka.Słysząc tę pochwałę, były sprzedawca stęchłej mąki zadrżał ze szczęścia i pokornie ucałował skraj szaty Debiliusza.Ścieżka wiła się między pniami drzew, z których zwisały długie liany, obsypane różnobarwnym kwieciem.Zgodnie z otrzymanym rozkazem, zbóje szli na palcach, co wcale nie należało do przyjemności.Czegóż się jednak nie robi dla tak wzniosłego celu, jak zdobycie władzy.Największy Deszczowiec i pan Mżawka tęsknie spoglądali na rzekę, marząc o wykąpaniu się w jej mętnych falach.Mowy jednak o tym nie było, gdyż w wodzie roiło się od krokodyli.Późnym popołudniem Debiliusz zarządził odpoczynek.- Wygłoszę teraz przemówienie - rzekł do swych kompanów.- Słuchajcie uważnie, bo od tego zależą losy naszej wyprawy.Stanął na wielkim kamieniu i gestem ręki nakazał milczenie.- Jutro skoro świt wyruszamy w dalszą drogę.Koło południa powinniśmy dojść do Nasturcji.Wejdziemy do miasta spokojnie i poważnie, jak przystało na pokój miłujących kupców.Rozłożymy się na rynku i otworzymy worki z daktylami.Nie wolno wam wyrzec ani jednego słowa po nasturcjańsku! Na wszelkie zapytania macie odpowiadać „Salem alejkum”, co po arabsku oznacza powitanie.Hej, Ohydek, powtórz no te słowa:- Salami olej kum - ryknął oprych.- No, może być - zgodził się władca.- I tak nikt tego nie zrozumie.Gdy zjawi się Smok, ja sam poczęstuję go porcją zatrutych daktyli.Śmierć potwora będzie hasłem do ataku.Zaręczam wam, że ci głupi Nasturcjanie rozpierzchną się jak stado baranów.Przecież to nędzni pacyfiści, nie mający pojęcia o wojowaniu.Zajmiemy pałac i ogłosimy powrót naszych rządów!- Ach, ach, jaki to mądry i wspaniały plan - jęknęli zbójcy z wyrazem uwielbienia na poczerniałych twarzach.- Czy są jakieś zapytania?Zbój Szkaradek podniósł palce do góry.- Słucham cię - rzekł władca łaskawie.- Czy trucizna w daktylach będzie na tyle mocna, żeby zabić Smoka?- Spokojna głowa! Przyrządziłem ją osobiście z jadu trzynastu żmij, złapanych podczas pełni księżyca.Kto jeszcze?Tym razem o głos poprosił zbój o twarzy naznaczonej głęboką blizną.- Czy po zdobyciu Nasturcji będziemy mogli robić, co się nam żywnie spodoba?- Jak najbardziej - odparł Debiliusz.- Ale tylko przez trzy godziny.- Dziękuję.To nam wystarczy.Nie słysząc dalszych pytań, Debiliusz zakończył swe przemówienie:- Po zajęciu miasta zaprowadzimy natychmiast NOWY PORZĄDEK! Wrócą wspaniałe czasy, znowu będziemy mogli żreć chałwę i żłopać piwo! Zrozumiano?- Ano, ano - zaszemrał chór zachwyconych głosów.- A teraz gęby na kłódkę! Nie pozwalam na żadne śpiewy i wrzaski.Każdemu, kto będzie chrapał, własnoręcznie utnę łeb!Po czym, zadowolony z siebie, dał znak do spoczynku i położył się na ziemi, nie zapomniawszy o nastawieniu budzika na czwartą rano.- Dobre będzie miał Smok śniadanko - zachichotał w duchu.- Niech mnie drzwi ścisną!***Przeraźliwy dźwięk budzika poderwał bandę na nogi.Nad ziemią leżała gęsta mgła, ale wierzchołki drzew nurzały się już w słonecznym blasku.Poszturchiwani przez Debiliusza zbójcy ustawili się w szereg i na dany znak ruszyli w drogę.Straż przednią tworzyło trzech opryszków: Paskuda, Szkaradek i Ohydek.Byli to ulubieni słudzy Debiliusza, używani niegdyś do wykonywania różnych tajnych poleceń.Tuż za nimi kroczył Debiliusz w towarzystwie obu Deszczowców.W następnej kolejności szło dwóch byłych katów: Łamignat i Wy bij ząb, poprzedzając Zerwiskórkę, dawnego poborcę podatków, oraz Chytrusa, szefa propagandy.Pochód zamykała czwórka ponurych zbirów, złożona z Dziurawca, Wiercibrzucha, Szpicbródki i Tłuściocha.W dawnych, dobrych czasach stanowili oni osłonę władcy i trzymali straż bezpośrednio przy jego tronie.Otoczony tak wybornym kwiatem swego rycerstwa, Debiliusz nie wątpił ani chwili w powodzenie wyprawy.Pełen radosnych marzeń szedł sprężystym krokiem ku swemu celowi i od czasu do czasu rzucał sprzymierzeńcom łaskawe spojrzenia.- Dziś w nocy będziemy spać w puchowych łożach - rzekł w pewnej chwili do Największego Deszczowca.- Co do mnie, wolałbym jakąś sadzawkę - odparł były tyran.- W porządku.Wszystkie sadzawki w Nasturcji będą należały do ciebie.- A gdzie ja będę spać? - odważył się zapytać pan Mżawka.- Przydzielę ci główny kanał miejski ^- rzekł Debiliusz.- Będziesz się tam czuł jak u siebie w domu.Koło południa grupa biało ubranych postaci wynurzyła się z puszczy.Jak okiem sięgnąć, roztaczały się wokoło starannie uprawione winnice i sady.Wiła się wśród nich szeroka, dobrze ubita droga.- Za godzinę będziemy w mieście - rzekł Debiliusz.- A za dwie obróci się koło historii.Jak z tego widać, były król Nasturcji lubował się - na wzór innych władców - w kwiecistych i pełnych patosu słowach.Bliskość stolicy dodała sił zmęczonym już i sennym zbójom.Ruszyli więc żwawo środkiem drogi.Najmniej cierpliwi dobrze wyciągali nogi, nie mogąc się doczekać obiecanych im wspaniałości.Na myśl o czekających na nich zaszczytach, cmokali głośno i mlaskali, jako że serdecznie znudziło się im niezbyt wyszukane, leśne jedzenie.Za dziesiątym z rzędu zakrętem oczom ich ukazało się niespodziewanie bliskie miasto.Na ten widok pod Debiliuszem ugięły się kolana.Były władca Nasturcji pobladł i sięgnął ręką ku sercu, które zabiło gwałtownie.- Co.co.co to jest? - wyjąkał słabym głosem.Oto w ostrym blasku słońca bieliły się przed nimi wysokie mury, urozmaicone groźnymi basztami.- O ile znam się na rzeczy - rzekł Największy Deszczowiec - są to normalne mury obronne.Takie same mam w Kibi-Kibi.Niespodzianka raczej niemiła.- Ale przecież ich tu nie powinno być.- Różnych rzeczy na świecie nie powinno być, a jednak są - dodał filozoficznie Deszczowiec i spojrzał ze współczuciem na ogłupiałe oblicze sprzymierzeńca.Jednocześnie przyszło mu na myśl, że podobnie niemądry wyraz twarzy mógł mieć Debiliusz jedynie w chwili, gdy surowy wyrok Senatu skazywał go na banicję.Oblicze to jednak szybko zmieniło kolor i stało się czerwone jak burak.- To zdrada! - ryknął Debiliusz.- To zdrada! Odpowiesz mi za to, ty podły szpiegu!Słowa te były skierowane do Mżawki, który błyskawicznie skurczył się ze strachu i poturlał do przydrożnego rowu.Debiliusz skoczył za nim i wyciągnął go za uszy.- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś, że miasto otoczone jest murami?Mżawka, trzęsąc się jak galareta, wystękał:- Bo ich wtedy nie było.Oj, boli!- Czy masz mnie za głupca?- Tak.To znaczy nie.Przysięgam na sto tysięcy pijawek, że mówię prawdę.Musieli je zbudować po moim odejściu.- On chyba mówi prawdę - wtrącił się Największy Deszczowiec.- To mi wygląda na sprawkę Smoka.Tylko on jest do tego zdolny.Debiliusz odepchnął Mżawkę od siebie i rzekł spokojniejszym nieco głosem:- Może i było tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Pójdziemy teraz w górę jej biegu - rzekł Debiliusz do kroczącego obok Deszczowca.- Tym razem nie musimy wspinać się na Góry Skaliste.Najważniejsze zadanie zatrucia Źródła wykonał już bowiem nasz nieoceniony pan Mżawka.Słysząc tę pochwałę, były sprzedawca stęchłej mąki zadrżał ze szczęścia i pokornie ucałował skraj szaty Debiliusza.Ścieżka wiła się między pniami drzew, z których zwisały długie liany, obsypane różnobarwnym kwieciem.Zgodnie z otrzymanym rozkazem, zbóje szli na palcach, co wcale nie należało do przyjemności.Czegóż się jednak nie robi dla tak wzniosłego celu, jak zdobycie władzy.Największy Deszczowiec i pan Mżawka tęsknie spoglądali na rzekę, marząc o wykąpaniu się w jej mętnych falach.Mowy jednak o tym nie było, gdyż w wodzie roiło się od krokodyli.Późnym popołudniem Debiliusz zarządził odpoczynek.- Wygłoszę teraz przemówienie - rzekł do swych kompanów.- Słuchajcie uważnie, bo od tego zależą losy naszej wyprawy.Stanął na wielkim kamieniu i gestem ręki nakazał milczenie.- Jutro skoro świt wyruszamy w dalszą drogę.Koło południa powinniśmy dojść do Nasturcji.Wejdziemy do miasta spokojnie i poważnie, jak przystało na pokój miłujących kupców.Rozłożymy się na rynku i otworzymy worki z daktylami.Nie wolno wam wyrzec ani jednego słowa po nasturcjańsku! Na wszelkie zapytania macie odpowiadać „Salem alejkum”, co po arabsku oznacza powitanie.Hej, Ohydek, powtórz no te słowa:- Salami olej kum - ryknął oprych.- No, może być - zgodził się władca.- I tak nikt tego nie zrozumie.Gdy zjawi się Smok, ja sam poczęstuję go porcją zatrutych daktyli.Śmierć potwora będzie hasłem do ataku.Zaręczam wam, że ci głupi Nasturcjanie rozpierzchną się jak stado baranów.Przecież to nędzni pacyfiści, nie mający pojęcia o wojowaniu.Zajmiemy pałac i ogłosimy powrót naszych rządów!- Ach, ach, jaki to mądry i wspaniały plan - jęknęli zbójcy z wyrazem uwielbienia na poczerniałych twarzach.- Czy są jakieś zapytania?Zbój Szkaradek podniósł palce do góry.- Słucham cię - rzekł władca łaskawie.- Czy trucizna w daktylach będzie na tyle mocna, żeby zabić Smoka?- Spokojna głowa! Przyrządziłem ją osobiście z jadu trzynastu żmij, złapanych podczas pełni księżyca.Kto jeszcze?Tym razem o głos poprosił zbój o twarzy naznaczonej głęboką blizną.- Czy po zdobyciu Nasturcji będziemy mogli robić, co się nam żywnie spodoba?- Jak najbardziej - odparł Debiliusz.- Ale tylko przez trzy godziny.- Dziękuję.To nam wystarczy.Nie słysząc dalszych pytań, Debiliusz zakończył swe przemówienie:- Po zajęciu miasta zaprowadzimy natychmiast NOWY PORZĄDEK! Wrócą wspaniałe czasy, znowu będziemy mogli żreć chałwę i żłopać piwo! Zrozumiano?- Ano, ano - zaszemrał chór zachwyconych głosów.- A teraz gęby na kłódkę! Nie pozwalam na żadne śpiewy i wrzaski.Każdemu, kto będzie chrapał, własnoręcznie utnę łeb!Po czym, zadowolony z siebie, dał znak do spoczynku i położył się na ziemi, nie zapomniawszy o nastawieniu budzika na czwartą rano.- Dobre będzie miał Smok śniadanko - zachichotał w duchu.- Niech mnie drzwi ścisną!***Przeraźliwy dźwięk budzika poderwał bandę na nogi.Nad ziemią leżała gęsta mgła, ale wierzchołki drzew nurzały się już w słonecznym blasku.Poszturchiwani przez Debiliusza zbójcy ustawili się w szereg i na dany znak ruszyli w drogę.Straż przednią tworzyło trzech opryszków: Paskuda, Szkaradek i Ohydek.Byli to ulubieni słudzy Debiliusza, używani niegdyś do wykonywania różnych tajnych poleceń.Tuż za nimi kroczył Debiliusz w towarzystwie obu Deszczowców.W następnej kolejności szło dwóch byłych katów: Łamignat i Wy bij ząb, poprzedzając Zerwiskórkę, dawnego poborcę podatków, oraz Chytrusa, szefa propagandy.Pochód zamykała czwórka ponurych zbirów, złożona z Dziurawca, Wiercibrzucha, Szpicbródki i Tłuściocha.W dawnych, dobrych czasach stanowili oni osłonę władcy i trzymali straż bezpośrednio przy jego tronie.Otoczony tak wybornym kwiatem swego rycerstwa, Debiliusz nie wątpił ani chwili w powodzenie wyprawy.Pełen radosnych marzeń szedł sprężystym krokiem ku swemu celowi i od czasu do czasu rzucał sprzymierzeńcom łaskawe spojrzenia.- Dziś w nocy będziemy spać w puchowych łożach - rzekł w pewnej chwili do Największego Deszczowca.- Co do mnie, wolałbym jakąś sadzawkę - odparł były tyran.- W porządku.Wszystkie sadzawki w Nasturcji będą należały do ciebie.- A gdzie ja będę spać? - odważył się zapytać pan Mżawka.- Przydzielę ci główny kanał miejski ^- rzekł Debiliusz.- Będziesz się tam czuł jak u siebie w domu.Koło południa grupa biało ubranych postaci wynurzyła się z puszczy.Jak okiem sięgnąć, roztaczały się wokoło starannie uprawione winnice i sady.Wiła się wśród nich szeroka, dobrze ubita droga.- Za godzinę będziemy w mieście - rzekł Debiliusz.- A za dwie obróci się koło historii.Jak z tego widać, były król Nasturcji lubował się - na wzór innych władców - w kwiecistych i pełnych patosu słowach.Bliskość stolicy dodała sił zmęczonym już i sennym zbójom.Ruszyli więc żwawo środkiem drogi.Najmniej cierpliwi dobrze wyciągali nogi, nie mogąc się doczekać obiecanych im wspaniałości.Na myśl o czekających na nich zaszczytach, cmokali głośno i mlaskali, jako że serdecznie znudziło się im niezbyt wyszukane, leśne jedzenie.Za dziesiątym z rzędu zakrętem oczom ich ukazało się niespodziewanie bliskie miasto.Na ten widok pod Debiliuszem ugięły się kolana.Były władca Nasturcji pobladł i sięgnął ręką ku sercu, które zabiło gwałtownie.- Co.co.co to jest? - wyjąkał słabym głosem.Oto w ostrym blasku słońca bieliły się przed nimi wysokie mury, urozmaicone groźnymi basztami.- O ile znam się na rzeczy - rzekł Największy Deszczowiec - są to normalne mury obronne.Takie same mam w Kibi-Kibi.Niespodzianka raczej niemiła.- Ale przecież ich tu nie powinno być.- Różnych rzeczy na świecie nie powinno być, a jednak są - dodał filozoficznie Deszczowiec i spojrzał ze współczuciem na ogłupiałe oblicze sprzymierzeńca.Jednocześnie przyszło mu na myśl, że podobnie niemądry wyraz twarzy mógł mieć Debiliusz jedynie w chwili, gdy surowy wyrok Senatu skazywał go na banicję.Oblicze to jednak szybko zmieniło kolor i stało się czerwone jak burak.- To zdrada! - ryknął Debiliusz.- To zdrada! Odpowiesz mi za to, ty podły szpiegu!Słowa te były skierowane do Mżawki, który błyskawicznie skurczył się ze strachu i poturlał do przydrożnego rowu.Debiliusz skoczył za nim i wyciągnął go za uszy.- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś, że miasto otoczone jest murami?Mżawka, trzęsąc się jak galareta, wystękał:- Bo ich wtedy nie było.Oj, boli!- Czy masz mnie za głupca?- Tak.To znaczy nie.Przysięgam na sto tysięcy pijawek, że mówię prawdę.Musieli je zbudować po moim odejściu.- On chyba mówi prawdę - wtrącił się Największy Deszczowiec.- To mi wygląda na sprawkę Smoka.Tylko on jest do tego zdolny.Debiliusz odepchnął Mżawkę od siebie i rzekł spokojniejszym nieco głosem:- Może i było tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]