[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Palce wskazujące go oskarżycielsko jako ucieki-niera, odstępcę, tchórza, człowieka, który zaparł się swojego rodu i nie wypełniłciążących na nim obowiązków.Zwinął rękę w pięść i uderzył nią w burtę, aż zabolało. Jestem Promień  wymamrotał pod nosem tonem grozby. PromieńIskra i sam o sobie stanowię! Co mówisz?  usłyszał za plecami.To był Wężownik, który wyprzedziłnieco nadchodzących właśnie podróżników.Promień potrząsnął głową. Nic.Czas odpływać.57 * * *Dzień był pogodny, a fale niewysokie i łódz pokonywała je bez najmniejszegowysiłku.Stadko wydrzaków towarzyszyło jej kawałek drogi, a potem zawróciło.Czterej synowie Słonego żegnali je, wydając przeciągłe, ostre krzyki.Odpowia-dały im podobne głosy odpływającej gromadki na pól zwierzęcych przyjaciół.Wężownik, usadowiony pośrodku zaimprowizowanego pokładu, pilnował jedno-cześnie żagla i steru.Myszka tkwił na prawym dziobie, wodząc nosem po mapie.Aokciem przytrzymywał częściowo rozwinięty zwój, a jednocześnie bazgrał rysi-kiem po ćwiartce pergaminu, która usiłowała odfrunąć na skrzydłach oceanicznejbryzy.Diament przytrzymał Myszce notatki.Został wynagrodzony niewyraznympodziękowaniem.Mały Wędrowiec nie odrywał oczu od plątaniny linii na grubympapierze.Skupiony marszczył brwi i poruszał wargami, kalkulując najbardziej ko-rzystne parametry skoku.Na rufie usiadła Księżycowy Kwiat, trzymając na kolanach córkę.Chciała doostatniej chwili patrzyć na wyspę.W miarę jak się oddalali, pokryty lasem garblądu coraz bardziej upodabniał się do śpiącego na wodzie zwierzęcia.Nawet ob-łok pary i dymu, unoszący się jak zwykle nad wierzchołkiem drzemiącego wul-kanu, przypominał oddech potwora.Księżycowy Kwiat była szczęśliwa na Jasz-czurze.Pamięć podsuwała jej niemal wyłącznie dobre wspomnienia.Kochającymąż, piękny dom, zdrowe i mądre dzieci, które kolejno wydawała na świat.Nawetkonflikty z pasierbką wydawały się błahe, nie wzbudzały już gniewu.Jagoda byłabuntownicza z natury, ale nie miała w sobie niczego podłego. Dobre dziecko  pomyślała Księżycowy Kwiat. Niełatwe, ale dobre.Dziewczynka na jej kolanach poruszyła się. Mamusiu.Dlaczego odpływamy z domu? Już ci mówiłam, ptaszynko.Jedziemy do nowego domu.Do pięknego,dużego domu.Do twojego dziadka.I do wuja.Słoneczna westchnęła.Starsi bracia z entuzjazmem podchodzili do projektupodróży, ale ona i Blask, jej brat blizniak, wcale nie mieli wielkiej ochoty nazmiany.Obietnice oferujące mnóstwo zabawek, prawdziwe kucyki do jeżdżeniaoraz ładne sukienki traciły na atrakcyjności  podszyte wyrazną nerwowościąrodziców.Bliznięta przedkładały więc znane sobie warunki, choćby najbardziejskromne, nad niepewne i obce bogactwa.Księżycowy Kwiat nie mogła nie przy-znać im w duchu racji.Zamknęła oczy i szybko poprosiła Los o przychylność.Przytuliła mocniej córeczkę. Kochanie, na wyspie były tylko smoki.%7ładnych innych ludzi prócz nas.Nie miałaś przyjaciółki, prawda? Jagoda jest za duża, a Różyczka za mała, żebysię z tobą bawić.Pomyśl, jak byłoby milo: w Solnych Polanach na pewno są58 dziewczynki.Pewno któraś ma sześć lat, jak ty, i będziecie mogły razem bawićsię lalkami.W tym samym czasie Jagoda szeptała ze Słonym.Mag zamykał w swych du-żych dłoniach jej małe ręce, pochylając kędzierzawą głowę w pozie zafrasowania. Nie  mówiła cicho Jagoda, starając się, by nie usłyszało jej przyrodnierodzeństwo. Ja już zdecydowałam.Doskonale pamiętam, że mój dziad mnienie znosił i nazywał odmieńcem.Jestem Obserwatorką i moje miejsce jest wśródmagów.Poza tym jest jeszcze Kamyk.Nie chcę psuć wam szyków.W SolnychPolanach lepiej cię przyjmą, jeśli mnie z tobą nie będzie. Och, to akurat wszystko jedno  mruknął mag. I tak nie jestem pewien,czy nie zatrzasną mi bramy przed nosem.%7łal mi tylko malców.Nie wiem, cowtedy pocznę. Myślę, że tak się nie stanie.Wuj był chyba zadowolony, że zrzekłeś siępraw do majątku na jego rzecz, prawda? Nie pozwoli wam głodować.Poza tymmogę dać głowę, że Tygrysek w ciągu paru dni podbije serce dziadka.%7łe niewspomnę o Słonecznej.Jest przylepna jak plaster miodu.Nie martw się, wszystkosię ułoży.Słony ucałował ją w czoło. Mam nadzieję, Jagódko.Mam nadzieję.Pożeracz Chmur przycupnął na dnie łodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl