[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uczuć doznawałam mieszanych, wpadłam w rozpacz, a równocześnie zaczęło mnie to straszliwie śmieszyć.Wreszcie przyjechał pociąg w kierunku Londynu.Wsiadłam i nabrałam cichej nadziei, że może zdążę chociaż na czwartą gonitwę, wiedziałam już, gdzie należało zmienić trasę, bo przez czas oczekiwania przeczytałam wszystko, cokolwiek było napisane na tej stacji.Pociąg ruszył.Wychrypianej przez głośnik informacji nie zrozumiałam, reszta podróży zatem stanowiła dla mnie jedną wielką niespodziankę.Mniej więcej co pięćdziesiąt metrów pociąg zatrzymywał się w szczerym polu i stał rozmaicie, to pięć minut, to trzy kwadranse, pomiędzy przystankami zaś jechał z szaloną szybkością dziesięciu kilometrów na godzinę.Robót drogowych nie widziałam.Trasę, która przedtem zajęła osiemnaście minut, przebył teraz w dwie i pół godziny.W dodatku zdaje się, że jechałam nim na gapę.Tym sposobem po raz drugi na angielskie wyścigi nie pojechałam i nie poczyniłam dalszych spostrzeżeń.Nie szkodzi, mam to w planach.A w ogóle polubiłam Londyn i Anglię i mam nadzieję, że jeszcze tam pojadę.Skoro jednak już wsiadłam na nasze konie, spróbuję uzupełnić kwestię.Różne uwagi poczyniłam w dwóch książkach, w Wyścigach i Florencji, córce Diabła, okazuje się jednak, że tego za mało.Poza chęcią poderżnięcia mi gardła, jaką wykazała nasza wyścigowa mafia, innych rezultatów nie było i nie ma.Wielkich nadziei, że spowoduję cokolwiek teraz, nie żywię, ale wrodzony optymizm każe mi czynić starania.Tak naprawdę to pracują tam przyzwoicie i spełniają swoje obowiązki wyłącznie trenerzy i niektórzy pracownicy stajni.Lubią konie, zależy im na tych zwierzętach, znają je, ponadto mają jakieś ambicje i chcą osiągać sukcesy tak samo, jak literat, naukowiec, ogrodnik czy stolarz meblowy z prawdziwego zdarzenia.Konie, jako stworzenia żywe, mają swoje wymagania i narzucają określoną dyscyplinę, której ominąć się nie da.Cała reszta natomiast woła o pomstę do nieba.Z całej przyrody najwytrzymalszy jest, jak wiadomo, człowiek, bydlę nie do zdarcia, które przystosuje się do wszystkiego.Na tej wiedzy niewątpliwie opiera się kierownictwo imprezy.Mam tu na myśli totalizatora.Na całym świecie ludzie przychodzą na wyścigi w celach, wbrew pozorom, rozmaitych.Głównie dla gry.to oczywiste, ale oprócz tego dla przyjemności, dla towarzystwa, dla świeżego powietrza, dla koni, dla nowych wrażeń i tak dalej, i tak dalej.Nie dla udręki, to pewne.Wyścigowe budowle urządzone są tak, żeby tym ludziom było miło i wygodnie, żeby na każdym kroku spotykali różne ułatwienia, żeby także, rzecz jasna, mogli grać bez przeszkód, żeby ich w ogóle zachęcić.Dania co jakiś czas robi niedzielę damer gratis, czyli wstęp wolny dla pań, i lecą wtedy wszystkie baby z mężami i bez.Barki i bufeciki na każdym kroku, trybuny dla motłochu zaopatrzone w stoliki, ławki, krzesełka, monitory po parę sztuk na każdej ścianie, informacje porozlepiane wszędzie, wielka tablica na środku pola, komunikaty o grze każdemu wpadają w oko, po każdej gonitwie głośnik informuje, ile trafnych vifajfów jeszcze zostało…U nas zaś…Spróbuję po kolei.Zwyczajne ludzkie trybuny przypominają ponurą stodołę.Skąd nam się bierze to upodobanie do ciemnoszarych barw i zabłoconego betonu? Dreszcz przejmuje i wstręt ogarnia od samego wejścia do środka, usiąść można tylko na zewnątrz, na otwartej trybunie, co szczególną radością napawa w czasie ulewnego deszczu i wichru.Tu nie Kalifornia, nie zawsze świeci słoneczko.Zatem dokopać temu narodowi, chcą grać, niech mają, niech się powieszą, a może im się odechce…Niepomiernie wytworna trybuna główna i loża dyrekcji odznaczają się cechami raczej niezwykłymi.Zamknięte i oszklone, owszem, dlaczego nie? Na mur.Stalowe okna pojedynczo szklone otwierają się w sposób rzadko spotykany, przy pomocy dwóch silnych osób i szczotki do zamiatania.Unosi się do góry wielkie, ciężkie skrzydło, podpiera szczotką, ktoś włazi na parapet i mocuje uchwyty.Nikt nie chce włazić, bo łatwo zlecieć.W czasie letnich upałów w loży dyrekcji bez trudu można się udusić na śmierć, trudno się dziwić niegdyś pani Zosi, a obecnie pani Krysi, że nie łapie się za te okna z zapałem, jednoosobowo uruchomić tę machinę jest w ogóle niemożliwe.Klimatyzacja stanowi słowo obce, istniejące tylko w encyklopedii, wentylator pod sufitem, niemrawo mieszający powietrze z pieca hutniczego, jest ostatnim krzykiem techniki.Za to okresy wczesnej wiosny i późnej jesieni dostarczają wrażeń odwrotnych.Owe zachwycające żelazne okna mają to do siebie, że nie domykają się w pełni i są nieszczelne.Jeśli leje deszcz od wschodu, loża dyrekcji zamienia się w sadzawkę, jeśli zaś dodatkowo wieje wiatr, biegun północny wydaje się miejscem ciepłym i zacisznym.Co gorsza, kwestia drzwi wewnętrznych przez wszystkie minione lata nie została rozwiązana, przy braku wiatru pozostają otwarte, ale żaden przeciąg w nich nie lata, przy wietrze nie sposób je zabezpieczyć, trzaskają i łomoczą tak potwornie, że budynek drży w posadach i lęgnie się nadzieja, że może w końcu wypadną z zawiasów.Zamontowano kiedyś sprężynę, która je zamykała, owszem, też miała cechę szczególną, mianowicie waliła tak, że nie zdążało się przed nią uciec, osobom przechodzącym zdzierała buty z nóg albo strzelała dubla w tyłek.Czy w granicach naszego kraju dostępny jest tylko jeden rodzaj sprężyn…?Centralne ogrzewanie oczywiście istnieje.Działa doskonale, o grzejniki można się oparzyć, najcieplej jest w damskiej toalecie i może wiele osób przesiedziałoby tam cały czas wyścigów, gdyby nie to, że brakuje okna na tor, a głośnik źle słychać.W pozostałych pomieszczeniach te doskonale działające grzejniki unieszkodliwiono radykalnie, osłaniając je pełną, solidną, drewnianą obudową z małymi dziurkami.Drewno stanowi bardzo dobrą izolację termiczną.Kto to wymyślił, do wszystkich diabłów?! Pan Krzysio…?Informacja woła o pomstę do nieba.Zaczyna się od tego, że niektóre konie bywają wycofane, a na innych zdarza się zmiana jazdy.Komunikat o wycofanych koniach poprawił się, to przyznaję, w zeszłym roku pojawiał się wyłącznie na ekranach monitorów, przeplatały go inne wieści i trzeba było sterczeć przed telewizorem co najmniej kwadrans, żeby zyskać niezbędną wiedzę, bo do tego jeszcze znikał za szybko i nie nadążało się go przepisać.Obecnie leci ciągłym paskiem pod zasadniczym obrazem.Za to zmiany jazdy przeszły do kategorii tajemnicy stanu.Istniała kiedyś wielka tablica po stronie toru, na tej tablicy zaś umieszczano nazwiska dżokejów.Obecnie tablicę zlikwidowano, o zmianach jazdy informuje wyłącznie głośnik, jeden raz, przed gonitwami.Jeśli przeoczy się właściwy moment, trzeba odcyfrowywać blade bazgrały na karteczkach też w jednym miejscu, obok kas.Nie umiem odgadnąć, dlaczego tak zrobiono, chyba specjalnie po to, żeby nikt nie wiedział, kto na czym jedzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl