[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tereska i Okrętka przywykły do jezior.Powoli płynęły wzdłuż trzcin ku północy, często odkładając wiosła i w mil-czeniu podziwiając ten osrebrzony świat, pełen niezwykłego uroku.Okrętka czu-ła bezgraniczną ulgę.Zwiadomość, że oddaliła się od owego okropnego miejsca,które z minuty na minutę wydawało jej się bardziej niebezpieczne, sprawiała, żetu dookoła wszystko napełniało ją spokojem i błogością.102 Z wolna zanurzyła wiosło i łagodnie pchnęła składak do przodu.Wędka, umocowana obok nóg Tereski, wyrwała się nagle i skoczyła w tył.W ostatniej chwili Tereska zdążyła złapać za jej koniec, poczuła szarpnięcie,uchwyciła mocniej, odwróciła się gwałtownie, omal nie przewracając składaka.Przez krótki moment nie rozumiała, co się stało, po czym nagle pojęła. Na wodę!  wrzasnęła zdławionym głosem do Okrętki. Na jezioro!Prędzej, odpływaj od tych trzcin! Prędzej, na czystą wodę! Aap moje wiosło, ranyboskie!Okrętka przeraziła się śmiertelnie nagłą kotłowaniną za plecami, ale posłusz-nie zgarnęła wodę długim, energicznym pociągnięciem.Złapała zsuwające sięwiosło Tereski, ułożyła je wzdłuż burty i z całych sił ruszyła na środek jeziora. Na litość boską, co się stało?  stęknęła z wysiłkiem. Coś nam się złapało.Możliwe, że węgorz.Wiosłuj jeszcze trochę, nie prze-stawaj, bo zapłacze się w trzciny!Emocja wzmogła siły Okrętki.Składak z miotającą się z tyłu Tereska z wolnaodpłynął od trzcin ku środkowi jeziora.Na końcu wędki z całą pewnością by-ło coś, co szarpało się na wszystkie strony, usiłowało ciągnąć, wyrwać ją z rąki prawdopodobnie razem z nią uciec. Uważaj!  szepnęła spocona z przejęcia Tereska. Będę próbowała po-derwać!Okrętka nie wiedziała, dlaczego ma uważać, ale odwróciła się i patrzyła beztchu.Tereska z bijącym sercem wyczekała na odpowiedni moment i poderwaławędkę.Na krótką chwilę nad powierzchnią wody ukazał się koniec żyłki, na któ-rym w błyskawicznych skrętach wiło się coś olbrzymiego, czarnego, długiego jakpotworny wąż.W mgnieniu oka oplatało się wokół rufy składaka, po czym chlup-nęło do wody z powrotem.Okrętka zachłysnęła się i krzyk zamarł jej w gardle,w Teresce wybuchła dzika emocja. Mamy go! Węgorz jak koń! Do diabła z wędką, wyciągnę go na żyłce! mamrotała gorączkowo. Przygotuj torbę, prędko, plastykową, albo co! Plecak,poszewkę, wszystko jedno!Siedząc bokiem w składaku i przechylając go niebezpiecznie, ostrożnie cią-gnęła żyłkę ku sobie, owijając ją wokół rękawa swetra, który jej się szczęśliwiezsunął.Wędka wpadła do wody po drugiej stronie.Okrętka, miotając się nieprzy-tomnie, wyciągała z plecaka jakieś przedmioty, które wypadały jej z rąk.Tereska,coraz gruntowniej oplatana żyłką, przyciągnęła jej koniec, zanurzyła dłoń, na-trafiła na to coś czarnego, wijącego się szaleńczo przy samej burcie, uchwyciła,ścisnęła z całej siły i z determinacją wyszarpnęła z wody.Straszliwy krzyk Okrętki rozdarł świat i odbił się echem od ściany lasu.Zli-skie, zimne sploty z plaśnięciem przeleciały jej po szyi i plecach.Tereska wrza-snęła również, kurczowo zaciskając zaplątaną na palcach żyłkę w lewej ręce i tęwijącą się, czarną okropność w prawej.W składaku szalało sto węgorzy, potwór103 był wszędzie, okręcał się wokół rąk, nóg i szyi, pchał się za burtę, było go milionruchliwych kilometrów! Składak kolebał się gwałtownie, woda chlupała do środ-ka! Zmartwiała ze wstrętu Okrętka skurczyła się przy dziobie, usiłując odsunąćsię od tego rozszalałego kłębowiska wężów, tuląc do piersi na pół opróżniony ple-cak, za każdym dotknięciem śliskich splotów wydając przerazliwe kwiki, gotowajuż niemal skoczyć do wody.Tereska, oślepiona pryskającą wodą, zadyszana, de-speracko walczyła z potworem. Dajże tę torbę! Do diabła, ucieknie mi! Daj mi coś, na co czekasz!!!W przypływie straceńczej rozpaczy Okrętka podetknęła jej rozwarty plecak.Po upływie kilku minut, w czasie których wydawało się, że węgorz się mnoży,przenika przez brezent plecaka, ma sto ogonów i nigdy w życiu nie da się nigdziewepchnąć, Teresce udało się uchwycić go w dwóch miejscach.Oba wyślizgiwałysię jej z rąk. Sznurki!  zażądała gorączkowo. Przygotuj sznurki, żeby ścisnąć!Równocześnie.Ja go wepchnę, a ty ściśnij!Bliska utraty zmysłów Okrętka ścisnęła razem z węgorzem rękę przyjaciółki.Teresce przez moment wydawało się, że tej ręki już nie odzyska.Odplątała żyłkęze zdrętwiałych palców, przytrzymała plecak, zdążyła wyrwać rękę, zanim wypry-snął za nią sprężysty, czarny koniec, który zapewne był głową potwora.Zcisnęłaotwór plecaka, ciasno ściągniętego zawiązanymi na supły sznurkami.Z otworuwychodziła żyłka, drugim końcem przyczepiona do wędki, kołyszącej się na wo-dzie w niejakim oddaleniu od składaka. No i co teraz?  spytała Okrętka, z emocji poszczekując zębami.Plecak miotał się i podskakiwał na dnie. Nie wiem  odparła Tereska, osłabła nieco po przeżyciu. Puścić te-go nie mogę, bo ten diabeł wylizie.Może na razie przyciągnij wędkę.Popatrz,złapałyśmy wspaniałego węgorza, jeszcze uwierzyć nie mogę! Nie wiedziałam, że to takie skomplikowane  wyznała Okrętka. Istnycud, że nie znalazłyśmy się przy tej okazji w wodzie razem ze wszystkim! Niewiele brakowało.Ale powinien się złapać, miałam cichą nadzieję, kiedymu wybierałam rosówkę, krowa nie rosówka, największa i najtłustsza ze wszyst-kich możliwych.Sama bym się na nią złapała.Okrętka otrząsnęła się z odrazą. Nie wiem, co obrzydliwsze, ten węgorz czy rosówka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl