Pokrewne
- Strona Główna
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- chmielowski benedykt nowe ateny (3)
- Chmielewska Wiekszy kawalek swiata
- J. Chmielewska Wielkie zaslugi
- J. Chmielewska Florencja, corka
- J.Chmielewska Skarby
- Professional Feature Writing Bruce Garrison(4)
- Robert Ludlum Krucjata Bourne'a
- samotnoscwsieci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anndan.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Elunia oswobodziła ręce starszego chłopca, wetknęła mu nóż i zmieniła kierunek działań, pozostawiając młodsze pokolenie Agacie, bliskiej całkowitego wyzwolenia.Chwyciła swoją torebkę, porzuconą w drzwiach na taras i wytrząsnęła na podłogę całą jej zawartość w poszukiwaniu notesu.W głowie grzmiała jej tylko jedna myśl: natychmiast dzwonić do Bieżana!!!Uczyniła to, trzęsąc się z niecierpliwości, zaledwie pan domu zakończył wzywanie policji.Wszyscy, z dziećmi włącznie, usiłowali wyjaśnić jej, co tu się stało, nie słuchała, odpędzając od siebie ręką Parkowicza, wypukiwała komórkowy numer.Bieżan odezwał się od razu i Elunia zatkała sobie drugie ucho.- Przed chwilą uciekli - powiedziała nerwowo.- Pięć minut.To Konstancin, stąd są tylko dwie możliwe drogi, niech pan coś zrobi! Dwóch było, jeden ten sam!Bieżan zrozumiał bezbłędnie.W ciągu dziesięciu sekund wydarł z Eluni konkretne dane, w tym nazwisko i adres poszkodowanych.Zapowiedział przyjazd ł rozłączył się.Teraz dopiero można było rozpocząć wracanie do równowagi.- Ja panią bardzo przepraszam za to gadanie do furtki - powiedział przygnębiony Parkowicz, wtykając Eluni do ręki kieliszek koniaku.- Zmusili mnie do tego, wyraźnie powiedzieli, co mam powiedzieć, potraktować panią jak ostatni cham.Tu mi dziecko pod lufą trzymają.Pani rozumie.- Rozumiem.Bardzo dobrze panu wyszło.- Dzieci, na górę! - rozkazała Agata.- Możecie zeżreć cały tort, najwyżej was zemdli.Możecie się bawić albo podsłuchiwać, tylko zejdźcie mi z oczu.Nic wam się, chwalić Boga, nie stało.- Ale tobie się stało, Boże drogi, ty jesteś ranna!- Szczerze mówiąc nic takiego, boli trochę i cholera.Przecieka.No nic, zaraz sobie poprawię.Elunia, łaska boska, że tu wlazłaś, myślałam, że odjechałaś naprawdę, i aż mi się coś zrobiło.Którędy weszłaś?- Przez tę budowę obok.A oni jak? Też tak samo?- A skąd! Sami ich wpuściliśmy! Jeden zadzwonił do furtki i powiedział, że paczki z dehaelu, wiesz, ta firma przesyłkowa, kilka paczek, Tomasz poszedł do niego, a ja zamknęłam psy.- Pan może sobie być odważny, tak mi powiedział od razu, a spluwę w ręku trzymał - podjął ponuro pan Parkowicz.- Ale jak tu się pana uszkodzi, to tam są jeszcze żona i dzieci, powiedział, a ten drugi już stał obok, nikt nic nie widział, bo tam ciemno przy furtce, drzewo lampę zasłania, ta wielka choina, gdzie sens, gdzie logika, trzeba ją ściąć.- Nie choinę ściąć, tylko lampę przesunąć - wtrąciła gniewnie Agata.- Dobrze, lampę przesunąć.A jak po dobroci, tak powiedział, to się nikomu nic nie stanie.Po dobroci.! Skurwysyny! Bardzo przepraszam.- Nic nie szkodzi - zapewniła Elunia.- I tak pan się delikatnie wyraził.Nagle przyszło jej na myśl, że po raz pierwszy ma okazję uzyskać bezpośrednią i dokładną relację z napadu, usłyszeć, jak to się właściwie odbywa, z tą główką i kolankiem, jedyna korzyść.Co prawda jej prywatna i niewielka, ale zawsze coś.- Ja się wyrażałam gorzej, zanim mi gębę zatkali - wyznała ze skruchą Agata.- Zapomniałam, że dzieci słuchają.- No! Agata bluzgnęła, że hej! - rozległ się na górze szept, przenikliwy i pełen uznania.- I co było dalej? - spytała chciwie Elunia.- Czego chcieli?Agata i pan Tomasz we wzburzeniu zaczęli odpowiadać razem.Z góry dobiegały przeraźliwie szeptane uzupełnienia.- Obaj mieli pistolety z tłumikami.Tu mnie wepchnęli.- Akurat weszłam z tarasu.- Jeden złapał Grzesia, mierzył do niego, a drugi nas powiązał, sznury mieli ze sobą.- Zakneblowali wszystkich tymi plastrami, tylko Tomasza zostawili.- I zażądali, żebym im podpisał czeki na okaziciela, na wszystko co mam na kontach.Nie chciałem, wtedy rąbnęli do Agaty, z bliska, z zimną krwią, a potem obiecali, że okulawią dzieci.Każdemu strzelą w kolano.- A Agacie, że jeszcze w łokieć.- A ja sobie myślałam, że on zgłupiał chyba, Tomasz znaczy, niech podpisuje, byle wyszli, zadzwoni do banku i zablokuje konta.- Też tak pomyślałem, idiota, podpisałem, a oni byli mądrzejsi.Wpuścili trzeciego, wcale go nie widziałem, oddali mu czeki i dopiero wtedy nas pocieszyli, że nie wyjdą, dopóki kolega pieniędzy nie odbierze.Jak się okaże, że coś nie tak i na przykład podpis zmieniłem, kawałek rodziny już mam z głowy.Szczęście jeszcze, że w zdenerwowaniu to mi na myśl nie przyszło i wypełniłem prawidłowo.- Ładne szczęście.- A te wory, co mieli na głowach, to w kuchni zdejmowali, jak żarli, podejrzałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Elunia oswobodziła ręce starszego chłopca, wetknęła mu nóż i zmieniła kierunek działań, pozostawiając młodsze pokolenie Agacie, bliskiej całkowitego wyzwolenia.Chwyciła swoją torebkę, porzuconą w drzwiach na taras i wytrząsnęła na podłogę całą jej zawartość w poszukiwaniu notesu.W głowie grzmiała jej tylko jedna myśl: natychmiast dzwonić do Bieżana!!!Uczyniła to, trzęsąc się z niecierpliwości, zaledwie pan domu zakończył wzywanie policji.Wszyscy, z dziećmi włącznie, usiłowali wyjaśnić jej, co tu się stało, nie słuchała, odpędzając od siebie ręką Parkowicza, wypukiwała komórkowy numer.Bieżan odezwał się od razu i Elunia zatkała sobie drugie ucho.- Przed chwilą uciekli - powiedziała nerwowo.- Pięć minut.To Konstancin, stąd są tylko dwie możliwe drogi, niech pan coś zrobi! Dwóch było, jeden ten sam!Bieżan zrozumiał bezbłędnie.W ciągu dziesięciu sekund wydarł z Eluni konkretne dane, w tym nazwisko i adres poszkodowanych.Zapowiedział przyjazd ł rozłączył się.Teraz dopiero można było rozpocząć wracanie do równowagi.- Ja panią bardzo przepraszam za to gadanie do furtki - powiedział przygnębiony Parkowicz, wtykając Eluni do ręki kieliszek koniaku.- Zmusili mnie do tego, wyraźnie powiedzieli, co mam powiedzieć, potraktować panią jak ostatni cham.Tu mi dziecko pod lufą trzymają.Pani rozumie.- Rozumiem.Bardzo dobrze panu wyszło.- Dzieci, na górę! - rozkazała Agata.- Możecie zeżreć cały tort, najwyżej was zemdli.Możecie się bawić albo podsłuchiwać, tylko zejdźcie mi z oczu.Nic wam się, chwalić Boga, nie stało.- Ale tobie się stało, Boże drogi, ty jesteś ranna!- Szczerze mówiąc nic takiego, boli trochę i cholera.Przecieka.No nic, zaraz sobie poprawię.Elunia, łaska boska, że tu wlazłaś, myślałam, że odjechałaś naprawdę, i aż mi się coś zrobiło.Którędy weszłaś?- Przez tę budowę obok.A oni jak? Też tak samo?- A skąd! Sami ich wpuściliśmy! Jeden zadzwonił do furtki i powiedział, że paczki z dehaelu, wiesz, ta firma przesyłkowa, kilka paczek, Tomasz poszedł do niego, a ja zamknęłam psy.- Pan może sobie być odważny, tak mi powiedział od razu, a spluwę w ręku trzymał - podjął ponuro pan Parkowicz.- Ale jak tu się pana uszkodzi, to tam są jeszcze żona i dzieci, powiedział, a ten drugi już stał obok, nikt nic nie widział, bo tam ciemno przy furtce, drzewo lampę zasłania, ta wielka choina, gdzie sens, gdzie logika, trzeba ją ściąć.- Nie choinę ściąć, tylko lampę przesunąć - wtrąciła gniewnie Agata.- Dobrze, lampę przesunąć.A jak po dobroci, tak powiedział, to się nikomu nic nie stanie.Po dobroci.! Skurwysyny! Bardzo przepraszam.- Nic nie szkodzi - zapewniła Elunia.- I tak pan się delikatnie wyraził.Nagle przyszło jej na myśl, że po raz pierwszy ma okazję uzyskać bezpośrednią i dokładną relację z napadu, usłyszeć, jak to się właściwie odbywa, z tą główką i kolankiem, jedyna korzyść.Co prawda jej prywatna i niewielka, ale zawsze coś.- Ja się wyrażałam gorzej, zanim mi gębę zatkali - wyznała ze skruchą Agata.- Zapomniałam, że dzieci słuchają.- No! Agata bluzgnęła, że hej! - rozległ się na górze szept, przenikliwy i pełen uznania.- I co było dalej? - spytała chciwie Elunia.- Czego chcieli?Agata i pan Tomasz we wzburzeniu zaczęli odpowiadać razem.Z góry dobiegały przeraźliwie szeptane uzupełnienia.- Obaj mieli pistolety z tłumikami.Tu mnie wepchnęli.- Akurat weszłam z tarasu.- Jeden złapał Grzesia, mierzył do niego, a drugi nas powiązał, sznury mieli ze sobą.- Zakneblowali wszystkich tymi plastrami, tylko Tomasza zostawili.- I zażądali, żebym im podpisał czeki na okaziciela, na wszystko co mam na kontach.Nie chciałem, wtedy rąbnęli do Agaty, z bliska, z zimną krwią, a potem obiecali, że okulawią dzieci.Każdemu strzelą w kolano.- A Agacie, że jeszcze w łokieć.- A ja sobie myślałam, że on zgłupiał chyba, Tomasz znaczy, niech podpisuje, byle wyszli, zadzwoni do banku i zablokuje konta.- Też tak pomyślałem, idiota, podpisałem, a oni byli mądrzejsi.Wpuścili trzeciego, wcale go nie widziałem, oddali mu czeki i dopiero wtedy nas pocieszyli, że nie wyjdą, dopóki kolega pieniędzy nie odbierze.Jak się okaże, że coś nie tak i na przykład podpis zmieniłem, kawałek rodziny już mam z głowy.Szczęście jeszcze, że w zdenerwowaniu to mi na myśl nie przyszło i wypełniłem prawidłowo.- Ładne szczęście.- A te wory, co mieli na głowach, to w kuchni zdejmowali, jak żarli, podejrzałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]