[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciach i już.- Nie wolno ci tak mówić.- Tak.Jasne.- Jeśli rzeczywiście poderżniesz sobie gardło - Cień próbował zażartować, wyrwać Wednesdaya z objęć mrocznych myśli - może nawet nie zaboli.- Zaboli.Nawet my odczuwamy ból.Jeśli działamy w świecie materialnym, świat materialny oddziałuje na nas.Ból wciąż boli, chciwość oszałamia, żądza pali.Nie umieramy łatwo i z pewnością nie wdzięcznie, ale umieramy.Jeśli wciąż jesteśmy kochani i wspominani, coś innego, bardzo do nas podobnego, zjawia się i zajmuje nasze miejsce, i wszystko zaczyna się od początku.Jeżeli jednak zostaliśmy zapomniani, to koniec.Cień nie wiedział, co powiedzieć.- Skąd właściwie dzwonisz?- Nie twoja sprawa.- Jesteś pijany?- Jeszcze nie.Ale cały czas myślę o Thorze.Nie poznałeś go.Wielki facet, coś jak ty.Miał dobre serce.Niezbyt bystry, ale gdybyś go poprosił, oddałby ci ostatnią pieprzoną koszulę.I wiesz co? On się zabił.W 1932 roku w Filadelfii.Wsadził sobie do ust lufę pistoletu i rozwalił głowę.Co to za śmierć dla boga?- Przykro mi.- W ogóle cię to nie obchodzi, synu.Był bardzo podobny do ciebie, wielki i głupi.- Wednesday umilkł, zakasłał.- Co się dzieje? - spytał Cień po raz drugi.- Skontaktowali się z nami.- Kto?- Przeciwnik.- I?- Chcą rozmawiać o rozejmie.Rozmowy pokojowe.Żyj i pozwól żyć innym.- I co teraz?- Teraz pojadę na spotkanie i będę pić kiepską kawę w towarzystwie współczesnych dupków w Masońskim Dworze w Kansas City.- W porządku.Wpadniesz po mnie czy spotkamy się na miejscu?- Ty zostajesz.Nie wychylaj się, do niczego nie mieszaj.Słyszałeś?- Ale.Rozległo się szczęknięcie i w słuchawce zapadła cisza.Nie słyszał nawet sygnału, ale też nigdy go tam nie było.Nie pozostało mu nic innego, jak tylko zabijać czas.Rozmowa z Wednesdayem zbudziła niepokój w sercu Cienia.Wstał z zamiarem wyjścia na przechadzkę, lecz na zewnątrz robiło się ciemno, toteż usiadł z powrotem.Wziął ze stołu “Dokumenty z posiedzeń Rady Miejskiej Lakeside 1872-1884” i zaczął przewracać kartki, przebiegając wzrokiem drobny druk.Tak właściwie to nie czytał.Od czasu do czasu przeglądał tylko fragment, który przyciągnął jego uwagę.Dowiedział się, że w lipcu 1874 Rada Miejska dyskutowała o rosnącej liczbie wędrownych drwali z zagranicy, przybywających do miasta.Na rogu Trzeciej Ulicy i Broadwayu planowano wybudować operę.Spodziewano się, że problemy związane z przegrodzeniem tamą Strumyka Młynarskiego znikną, gdy staw zostanie zamieniony w jezioro.Rada zatwierdziła wypłatę siedemdziesięciu dolarów panu Samuelowi Samuelsowi i osiemdziesięciu pięciu dolarów panu Heikki Salminenowi w zamian za ich ziemię i wydatki związane z przeniesieniem domu z terenów, które miały zostać zalane.Cieniowi nigdy wcześniej nie przyszło do głowy, że tutejsze jezioro zostało stworzone rękami człowieka.Czemu nazwano miasto Lakeside, skoro jezioro było z początku jedynie stawem przy młynie? Czytał dalej i odkrył, że projektem stworzenia jeziora kierował pan Hinzelmann, pochodzący z Hiidemuhlen w Bawarii.Rada Miejska przyznała mu trzysta siedemdziesiąt dolarów na koszta projektu.Resztę miano uzupełnić z datków publicznych.Cień oddarł kawałek papierowego ręcznika i wsunął go między kartki, jako zakładkę.Wyobrażał sobie radość Hinzelmanna ze wzmianki o dziadku.Zastanawiał się, czy starzec wiedział, jaką rolę jego rodzina odegrała w stworzeniu jeziora.Zaczął przerzucać kartki, szukając kolejnych wzmianek na ten temat.Wiosną 1876 roku jezioru nadano nazwę.Stanowiło to początek obchodów stulecia miasta.Rada przegłosowała wystosowanie oficjalnego podziękowania panu Hinzelmannowi.Cień spojrzał na zegarek.Wpół do szóstej.Poszedł do łazienki, wziął prysznic, uczesał się, przebrał.Ostatni kwadrans upłynął niepostrzeżenie.Cień zabrał wino i roślinkę, po czym zastukał do sąsiednich drzwi.Otwarły się natychmiast.Marguerite Olsen sprawiała wrażenie niemal tak zdenerwowanej jak on sam.Wzięła od niego butelkę i doniczkę, podziękowała.Na ekranie telewizora zaczynał się właśnie “Czarnoksiężnik z krainy Oz”.Obraz wciąż miał barwę sepii, Dorota nadal przebywała w Kansas.Siedziała z zamkniętymi oczami w wozie Profesora Cudotwórcy, a stary oszust udawał, że czyta jej w myślach, gdy tymczasem do miasta zbliżała się trąba powietrzna, która miała odmienić jej życie.Leon siedział przed telewizorem i bawił się wozem strażackim.Na widok Cienia jego mała twarz się rozpromieniła.Chłopiec wstał i pobiegł do sypialni, potykając się z podniecenia.Po chwili wypadł stamtąd, tryumfalnie wymachując trzymaną w ręce ćwierćdolarówką.- Patrz, Mike’u Ainselu! - krzyknął.Zacisnął obie dłonie i udał, że bierze monetę do prawej ręki.Wyprostował palce.- Sprawiłem, że zniknęła, Mike’u Ainselu!- Owszem - zgodził się Cień.- A po obiedzie, jeśli mama się zgodzi, pokażę ci, jak zrobić to jeszcze zręczniej.- Jeśli chcesz, zrób to teraz - wtrąciła Marguerite.- Wciąż czekamy na Samanthę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl