Pokrewne
- Strona Główna
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Master of the Night Angela Knight
- Master of the Moon Angela Knight
- Mastering Delphi 6 (2)
- Greene Graham Czynnik ludzki
- May Karol U stóp sfinksa
- Stefan Zweig Magellan
- Stephen King Zielona Mila (3)
- Pagaczewski Stanislaw Gabka i latajace talerze (SCAN
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniadka.keep
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadal go obserwowała, nawet nie drgnąwszy.- To dlatego, że rozmawiamy o nich w domu prawie przez cały czas - odparła.- Matka nie chce, bym zapomniała o swoim egipskim pochodzeniu.Ona lubi Amerykę, lecz nie chce, żebym ja zapomniała.- A ty? Czy wołałabyś zapomnieć?- Nie - odparła prawie bezgłośnie.- Nie mogę.Tego, kim byli moi przodkowie, kim są, nie można zapomnieć.Uspokajającym gestem pogłaskał ją po karku i zaczął pieścić jej uszy.Przedtem, gdy jej dotykał, reagowała o wiele słabiej.Gdy zaczął przeczesywać jej włosy, zdał sobie sprawę, że napięcie mięśni ustępuje, że oczy, przed chwilą jeszcze tak czujne, zaczynają się zamykać.- Podoba ci się? - zapytał, choć nie musiał.- To miłe - wymruczała i przeciągnęła się.- Lorie - powiedział, pieszcząc jej kształtną głowę.Oczy miała nadal zamknięte.- Tak?- Lorie, chcę powiedzieć coś naprawdę ważnego.Pieszczoty tak bardzo jej się podobały, że mruczała z rozkoszy.- Mów.- poprosiła.Przez moment spoglądał na ostre rysy jej twarzy i niezwykle długie rzęsy.- Wiem, że to brzmi zupełnie wariacko.Nie sądziłem, że coś takiego może mnie spotkać.Zajmuję się polityką, wiesz przecież.A większość polityków to cynicy.Lecz muszę się z tym pogodzić, bo ani jutro, ani pojutrze nic się nie zmieni.Teraz już mruczała bardzo głośno, ocierając się o jego dłoń tak, by dotykał jej uszu.- Lorie - wyszeptał - kocham cię.Zamilkła.Przestała się poruszać i powoli otworzyła oczy.Spojrzał na nią najintensywniej i najszczerzej, jak mógł, ponieważ chciałby odczytała potwierdzenie z jego twarzy.- Ty.mnie kochasz?- Tak - wyszeptał.Odwróciła od niego wzrok.Na jej czole pojawiła się drobna zmarszczka.- Gene, nie wolno ci! - odparła.Wyprostował się.- Co rozumiesz przez „nie wolno"? To nie jest kwestia wyboru.W tych sprawach się nie wybiera.Zakochałem się w tobie, czy chcesz, czy nie!- Gene.- Nie - stwierdził z uporem.- Tym razem nie chcę żadnych wymówek! Przeszliśmy już przez wszystkie te absurdalne przyrzeczenia, że nigdy cię nie poproszę o rękę i że nie powinienem cię kochać.To nudne.Jeśli się czegoś boisz, dlaczego nie jesteś szczera i nie powiesz mi o tym? Jestem dorosłym mężczyzną, Lorie.Mam już tyle lat, by wiedzieć, czego chcę.A chcę ciebie, bez względu na to, czy byłaś więziona, zgwałcona, czy leczona na chorobę psychiczną lub coś w tym rodzaju.Szeroko otworzyła oczy.- Myślisz, że zostałam zgwałcona? Albo zamknięta w więzieniu? Nie rozumiem, Gene!Wstał na równe nogi i zaczął przechadzać się po pokoju.- Lorie - powiedział - po prostu nie wiem, co o tym sądzić.Wiem tylko, że szaleję za tobą i ty wydajesz się darzyć mnie podobnymi uczuciami i w zasadzie moglibyśmy robić to, co zwykle robią ludzie przypadający sobie do gustu, to znaczy całować się, wychodzić gdzieś razem, gdyby nie twoje opory.Znów usiadł obok niej i ujął ją za ręce.- Wiem, że żyłaś w odosobnieniu, i wiem, iż nawiązanie jakichkolwiek stosunków jest dla ciebie trudne.Ale masz prawie dwadzieścia lat i jesteś piękna.Nie możesz siedzieć przez całe życie w wieży z kości słoniowej.Pewnego dnia, wcześniej czy później, będziesz chciała się z kimś związać, poprzez małżeństwo albo inaczej, i nie możesz ukrywać się za dziecinnymi fantazjami.Wyglądała na zmieszaną.- Fantazjami? Nie wiem, o co ci chodzi.Uśmiechnął się.- Daj spokój, Lorie, każda młoda dziewczyna je ma.Wychodzi po raz pierwszy z mężczyzną i martwi się, że nie jest wystarczająco wyrafinowana czy wystarczająco tajemnicza.Więc używa wyobraźni.Odrobina mistyki tutaj, muśnięcie melodramatyzmu tam.Gdy miałem piętnaście lat, chodziłem z trzynastolatką, która powiedziała mi, że jej ojciec był kiedyś sławnym pianistą.Według niej straszliwie poparzył sobie ręce, ratując ją z ognia.W końcu wyszło na jaw, że biedak pracował w piekarni, a jedynym jego muzycznym talentem było gwizdanie „Gdy skończy się bal".Lorie wysłuchała tego i długo milczała.- Gene - powiedziała - czy nie sądzisz, że to powinna być nasza pierwsza i ostatnia randka?- Zdecydowałaś, że już ci się nie podobam, co? O to chodzi?- Nie, nie o to.- Więc jednak lubisz mnie?- Tak.I w tym właśnie kłopot.Gene znowu wyciągnął dłoń i potarł jej policzek.Wyglądała wyjątkowo smutno i pragnął, aby Bóg dał mu poznać, dlaczego.Ujęła jego dłoń i przycisnęła ją do warg, całując delikatnie.- Prawda jest taka, Gene, że ja również cię kocham.Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.- Żartujesz sobie ze mnie? Na Boga, Lorie, mam nadzieję, że mnie nie nabierasz.- To prawda - powiedziała gardłowym głosem.- Sądzę, że nazywają to miłością od pierwszego wejrzenia.Obdarzył ją lekkim uśmiechem.- Dla mnie to wygląda na miłość od pierwszego ugryzienia.Uniosła głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Nadal go obserwowała, nawet nie drgnąwszy.- To dlatego, że rozmawiamy o nich w domu prawie przez cały czas - odparła.- Matka nie chce, bym zapomniała o swoim egipskim pochodzeniu.Ona lubi Amerykę, lecz nie chce, żebym ja zapomniała.- A ty? Czy wołałabyś zapomnieć?- Nie - odparła prawie bezgłośnie.- Nie mogę.Tego, kim byli moi przodkowie, kim są, nie można zapomnieć.Uspokajającym gestem pogłaskał ją po karku i zaczął pieścić jej uszy.Przedtem, gdy jej dotykał, reagowała o wiele słabiej.Gdy zaczął przeczesywać jej włosy, zdał sobie sprawę, że napięcie mięśni ustępuje, że oczy, przed chwilą jeszcze tak czujne, zaczynają się zamykać.- Podoba ci się? - zapytał, choć nie musiał.- To miłe - wymruczała i przeciągnęła się.- Lorie - powiedział, pieszcząc jej kształtną głowę.Oczy miała nadal zamknięte.- Tak?- Lorie, chcę powiedzieć coś naprawdę ważnego.Pieszczoty tak bardzo jej się podobały, że mruczała z rozkoszy.- Mów.- poprosiła.Przez moment spoglądał na ostre rysy jej twarzy i niezwykle długie rzęsy.- Wiem, że to brzmi zupełnie wariacko.Nie sądziłem, że coś takiego może mnie spotkać.Zajmuję się polityką, wiesz przecież.A większość polityków to cynicy.Lecz muszę się z tym pogodzić, bo ani jutro, ani pojutrze nic się nie zmieni.Teraz już mruczała bardzo głośno, ocierając się o jego dłoń tak, by dotykał jej uszu.- Lorie - wyszeptał - kocham cię.Zamilkła.Przestała się poruszać i powoli otworzyła oczy.Spojrzał na nią najintensywniej i najszczerzej, jak mógł, ponieważ chciałby odczytała potwierdzenie z jego twarzy.- Ty.mnie kochasz?- Tak - wyszeptał.Odwróciła od niego wzrok.Na jej czole pojawiła się drobna zmarszczka.- Gene, nie wolno ci! - odparła.Wyprostował się.- Co rozumiesz przez „nie wolno"? To nie jest kwestia wyboru.W tych sprawach się nie wybiera.Zakochałem się w tobie, czy chcesz, czy nie!- Gene.- Nie - stwierdził z uporem.- Tym razem nie chcę żadnych wymówek! Przeszliśmy już przez wszystkie te absurdalne przyrzeczenia, że nigdy cię nie poproszę o rękę i że nie powinienem cię kochać.To nudne.Jeśli się czegoś boisz, dlaczego nie jesteś szczera i nie powiesz mi o tym? Jestem dorosłym mężczyzną, Lorie.Mam już tyle lat, by wiedzieć, czego chcę.A chcę ciebie, bez względu na to, czy byłaś więziona, zgwałcona, czy leczona na chorobę psychiczną lub coś w tym rodzaju.Szeroko otworzyła oczy.- Myślisz, że zostałam zgwałcona? Albo zamknięta w więzieniu? Nie rozumiem, Gene!Wstał na równe nogi i zaczął przechadzać się po pokoju.- Lorie - powiedział - po prostu nie wiem, co o tym sądzić.Wiem tylko, że szaleję za tobą i ty wydajesz się darzyć mnie podobnymi uczuciami i w zasadzie moglibyśmy robić to, co zwykle robią ludzie przypadający sobie do gustu, to znaczy całować się, wychodzić gdzieś razem, gdyby nie twoje opory.Znów usiadł obok niej i ujął ją za ręce.- Wiem, że żyłaś w odosobnieniu, i wiem, iż nawiązanie jakichkolwiek stosunków jest dla ciebie trudne.Ale masz prawie dwadzieścia lat i jesteś piękna.Nie możesz siedzieć przez całe życie w wieży z kości słoniowej.Pewnego dnia, wcześniej czy później, będziesz chciała się z kimś związać, poprzez małżeństwo albo inaczej, i nie możesz ukrywać się za dziecinnymi fantazjami.Wyglądała na zmieszaną.- Fantazjami? Nie wiem, o co ci chodzi.Uśmiechnął się.- Daj spokój, Lorie, każda młoda dziewczyna je ma.Wychodzi po raz pierwszy z mężczyzną i martwi się, że nie jest wystarczająco wyrafinowana czy wystarczająco tajemnicza.Więc używa wyobraźni.Odrobina mistyki tutaj, muśnięcie melodramatyzmu tam.Gdy miałem piętnaście lat, chodziłem z trzynastolatką, która powiedziała mi, że jej ojciec był kiedyś sławnym pianistą.Według niej straszliwie poparzył sobie ręce, ratując ją z ognia.W końcu wyszło na jaw, że biedak pracował w piekarni, a jedynym jego muzycznym talentem było gwizdanie „Gdy skończy się bal".Lorie wysłuchała tego i długo milczała.- Gene - powiedziała - czy nie sądzisz, że to powinna być nasza pierwsza i ostatnia randka?- Zdecydowałaś, że już ci się nie podobam, co? O to chodzi?- Nie, nie o to.- Więc jednak lubisz mnie?- Tak.I w tym właśnie kłopot.Gene znowu wyciągnął dłoń i potarł jej policzek.Wyglądała wyjątkowo smutno i pragnął, aby Bóg dał mu poznać, dlaczego.Ujęła jego dłoń i przycisnęła ją do warg, całując delikatnie.- Prawda jest taka, Gene, że ja również cię kocham.Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.- Żartujesz sobie ze mnie? Na Boga, Lorie, mam nadzieję, że mnie nie nabierasz.- To prawda - powiedziała gardłowym głosem.- Sądzę, że nazywają to miłością od pierwszego wejrzenia.Obdarzył ją lekkim uśmiechem.- Dla mnie to wygląda na miłość od pierwszego ugryzienia.Uniosła głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]