Pokrewne
- Strona Główna
- Dicker Joel Prawda o sprawie Harry'ego Queberta
- Harry Eric L Strzec i bronic (SCAN dal 714)
- Rowling J K Harry Potter i wiezien Azkabanu
- J. K. Rowling Harry Potter i czara ognia 4
- J. K. Rowling 4 Harry Potter i Czara Ognia
- Adler Harry Umiejestnosc realizowania marze
- Rowling J K Harry Potter i Kamien Filozoficzny
- Slaughter Karin Will Trent 06 Zbrodniarz
- Penny Brandon The Looking Glass 1 Choices
- 3375
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pozycb.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nacisnął przycisk DYMKI patrząc nie widzącym wzrokiem na pracę automatu, po czym, gdy ten skończył, wcisnął kod 473, co oznaczało OKNO W DOMU, Z FIRANKAMI.Pojawiło się w dostosowanej automatycznie do wielkości postaci perspektywie i rozległ się brzęczyk.Drugi rysunek miał przedstawiać:„Judy pada na kanapę, Robert próbuje ją uspokoić, jej matka wpada zła w fartuchu".Oprócz trzech dymków miał się tam jeszcze zmieścić czterowersowy napis, toteż Pachs, zamiast próbować niemożliwego, czyli zmieścić to wszystko na niewystarczającej przestrzeni przewidzianej na obrazek, zastosował klasyczny chwyt:MAŁY DOMEK.Na papierze pojawił się mały domek, z którego wychodziły trzy dymki - niech czytelnik, półanalfabeta i cały kretyn, pogłówkuje trochę i domyśli się, co kto mówi.Pachs był zmęczony i nie zamierzał się przepracowywać.*Komiks skończył tuż przed jedenastą, ułożył starannie plansze wraz ze scenariuszem i wyczyścił pojemniki na tusz w mechanizmie robota.Trudno powiedzieć dlaczego, ale tusz zawsze wysychał, choć teoretycznie nie powinno to mieć miejsca przez dwadzieścia cztery godziny.Pachs opuścił rękawy, odwiesił zielony daszek przeciwsłoneczny na klosz uchylnej lampy, odruchowo prostując ramiona pomaszerował przez sekretariat, w którym miss Fink uporczywie waliła w klawisze maszyny do pisania, i przez otwarte drzwi wszedł do gabinetu Martina.- Luis, nie wygłupiaj się - Martin wisiał na telefonie klarując coś rozmówcy tonem ociekającym wazeliną.- Jeśli to kwestia słowa, to czyje lepsze: jakiegoś komiwojażera z Kansas City, czy moje? Właśnie.okay.jasne, Louis, zadzwonię rano.tobie też.i pozdrów Helen.Martin odłożył z trzaskiem słuchawkę i ponuro spojrzał na Pachsa.- O co chodzi? - warknął.- Przyszedłem, bo chciał mnie pan widzieć.- A, prawda.- Martin podrapał się po czuprynie ogryzionym końcem ołówka, dzięki czemu na kołnierz sypnęła kaskada łupieżu, i poprawił siedzenie w fotelu.- Interes to interes, Pachs, wiesz o tym.Koszty stale rosną i trzeba oszczędzać.Czy ty wiesz, ile kosztuje tona papieru?- Jeśli pan myśli o następnym obcięciu mojej pensji, to nie wiem czy to możliwe.no, może trochę.- Nie zamierzam ci obcinać pensji, Pachs, zamierzam cię zwolnić.Kupiłem Mark IX i już zwerbowałem dzieciaka do obsługi.- Przecież ja mogę obsługiwać, wystarczy mi kilka dni i.- To nie wchodzi w grę.Dziewczyninie płacę grosze, bo jest prosto ze szkoły, a przyuczono ją konkretnie do tego modelu, więc z punktu więcej z niego wyciśnie niż ty po roku.Wiesz, że to nic osobistego, po prostu muszę zmniejszyć koszty.Powiem ci coś: mamy środę, ale zapłacę ci do końca tygodnia i od razu możesz iść do domu.- Po ośmiu latach to faktycznie wspaniałomyślne - parsknął Pachs, ale Martin był z natury nieczuły na sarkazm czy ironie, więc nie wywarło to na nim najmniejszego wrażenia.- Nie dziękuj, tyle mogę dla ciebie zrobić - odparł spokojnie i sięgnął po telefon.Nie pozostało nic więcej do powiedzenia, toteż Pachs wyszedł starając się trzymać prosto i nie odwracać, choć słyszał jak maszyna do pisania zgubiła rytm.Zamiast wrócić do studia wyszedł na korytarz i powoli zamknął drzwi.Przez chwilę stał opierając się o nie plecami, dopóki nie dotarło doń, że choć szyba jest mleczna, to i tak można przez nią dostrzec jego postać.Gdy to sobie uświadomił, czym prędzej odszedł.*Za rogiem był tani bar, w którym po każdej wypłacie wypijał piwo, i tam skierował swe kroki.- Dzień dobry szanownej osobie - powitał go robot--barman ciepłym barytonem z celtyckim akcentem.- To co zwykle, mr Pachs?- Nie, ty plastikowo-gazrurkowa imitacjo pijanego Irlandczyka.Podwójną whisky.- Jak sobie pan szanowny życzy - robot wprawnym ruchem nalał dokładnie odmierzoną ilość alkoholu do szklaneczki i przesunął ją po kontuarze ku klientowi.Pachs wychylił drinka jednym haustem i poczuł ciepło przebijające się przez otępienie.No to koniec - teraz umieszczą go w Domu Obywateli-Seniorów na resztę życia, czyli praktycznie był już martwy.To było coś, o czym najlepiej było nie myśleć.Kolejna podwójna whisky załatwiła inną kwestię - pieniądze przestały stanowić problem, jako że po tym tygodniu już nigdy nie będzie ani pracował, ani zarabiał, ani wydawał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Nacisnął przycisk DYMKI patrząc nie widzącym wzrokiem na pracę automatu, po czym, gdy ten skończył, wcisnął kod 473, co oznaczało OKNO W DOMU, Z FIRANKAMI.Pojawiło się w dostosowanej automatycznie do wielkości postaci perspektywie i rozległ się brzęczyk.Drugi rysunek miał przedstawiać:„Judy pada na kanapę, Robert próbuje ją uspokoić, jej matka wpada zła w fartuchu".Oprócz trzech dymków miał się tam jeszcze zmieścić czterowersowy napis, toteż Pachs, zamiast próbować niemożliwego, czyli zmieścić to wszystko na niewystarczającej przestrzeni przewidzianej na obrazek, zastosował klasyczny chwyt:MAŁY DOMEK.Na papierze pojawił się mały domek, z którego wychodziły trzy dymki - niech czytelnik, półanalfabeta i cały kretyn, pogłówkuje trochę i domyśli się, co kto mówi.Pachs był zmęczony i nie zamierzał się przepracowywać.*Komiks skończył tuż przed jedenastą, ułożył starannie plansze wraz ze scenariuszem i wyczyścił pojemniki na tusz w mechanizmie robota.Trudno powiedzieć dlaczego, ale tusz zawsze wysychał, choć teoretycznie nie powinno to mieć miejsca przez dwadzieścia cztery godziny.Pachs opuścił rękawy, odwiesił zielony daszek przeciwsłoneczny na klosz uchylnej lampy, odruchowo prostując ramiona pomaszerował przez sekretariat, w którym miss Fink uporczywie waliła w klawisze maszyny do pisania, i przez otwarte drzwi wszedł do gabinetu Martina.- Luis, nie wygłupiaj się - Martin wisiał na telefonie klarując coś rozmówcy tonem ociekającym wazeliną.- Jeśli to kwestia słowa, to czyje lepsze: jakiegoś komiwojażera z Kansas City, czy moje? Właśnie.okay.jasne, Louis, zadzwonię rano.tobie też.i pozdrów Helen.Martin odłożył z trzaskiem słuchawkę i ponuro spojrzał na Pachsa.- O co chodzi? - warknął.- Przyszedłem, bo chciał mnie pan widzieć.- A, prawda.- Martin podrapał się po czuprynie ogryzionym końcem ołówka, dzięki czemu na kołnierz sypnęła kaskada łupieżu, i poprawił siedzenie w fotelu.- Interes to interes, Pachs, wiesz o tym.Koszty stale rosną i trzeba oszczędzać.Czy ty wiesz, ile kosztuje tona papieru?- Jeśli pan myśli o następnym obcięciu mojej pensji, to nie wiem czy to możliwe.no, może trochę.- Nie zamierzam ci obcinać pensji, Pachs, zamierzam cię zwolnić.Kupiłem Mark IX i już zwerbowałem dzieciaka do obsługi.- Przecież ja mogę obsługiwać, wystarczy mi kilka dni i.- To nie wchodzi w grę.Dziewczyninie płacę grosze, bo jest prosto ze szkoły, a przyuczono ją konkretnie do tego modelu, więc z punktu więcej z niego wyciśnie niż ty po roku.Wiesz, że to nic osobistego, po prostu muszę zmniejszyć koszty.Powiem ci coś: mamy środę, ale zapłacę ci do końca tygodnia i od razu możesz iść do domu.- Po ośmiu latach to faktycznie wspaniałomyślne - parsknął Pachs, ale Martin był z natury nieczuły na sarkazm czy ironie, więc nie wywarło to na nim najmniejszego wrażenia.- Nie dziękuj, tyle mogę dla ciebie zrobić - odparł spokojnie i sięgnął po telefon.Nie pozostało nic więcej do powiedzenia, toteż Pachs wyszedł starając się trzymać prosto i nie odwracać, choć słyszał jak maszyna do pisania zgubiła rytm.Zamiast wrócić do studia wyszedł na korytarz i powoli zamknął drzwi.Przez chwilę stał opierając się o nie plecami, dopóki nie dotarło doń, że choć szyba jest mleczna, to i tak można przez nią dostrzec jego postać.Gdy to sobie uświadomił, czym prędzej odszedł.*Za rogiem był tani bar, w którym po każdej wypłacie wypijał piwo, i tam skierował swe kroki.- Dzień dobry szanownej osobie - powitał go robot--barman ciepłym barytonem z celtyckim akcentem.- To co zwykle, mr Pachs?- Nie, ty plastikowo-gazrurkowa imitacjo pijanego Irlandczyka.Podwójną whisky.- Jak sobie pan szanowny życzy - robot wprawnym ruchem nalał dokładnie odmierzoną ilość alkoholu do szklaneczki i przesunął ją po kontuarze ku klientowi.Pachs wychylił drinka jednym haustem i poczuł ciepło przebijające się przez otępienie.No to koniec - teraz umieszczą go w Domu Obywateli-Seniorów na resztę życia, czyli praktycznie był już martwy.To było coś, o czym najlepiej było nie myśleć.Kolejna podwójna whisky załatwiła inną kwestię - pieniądze przestały stanowić problem, jako że po tym tygodniu już nigdy nie będzie ani pracował, ani zarabiał, ani wydawał [ Pobierz całość w formacie PDF ]