[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przedstawiciele wybrani demo­kratycznie dążą do osiągnięcia zgody, jakby w środku spoczywała jakaś ma­giczna prawda.Co za komiczny system! Kto powiedział, że zgodność z nor­mami jest miernikiem zdolności do rządzenia? Kto określa dozwolony sto­pień odchylenia od normy? Każde społeczeństwo generuje swoje własne granice.Za czyny, które są akceptowalne w Amsterdamie, w Afganistanie można zostać powieszonym.I gdzie tu sens? Kto ma oceniać, co jest dobre, a co złe? Ludzie? Bóg? A jeśli Bóg, to jaki Bóg? Czyje prawa i tradycje będą rządzić światem?Kate potrząsnęła głową.- W imię zła zaprzeczyłeś wszystkiemu, co dobre.Przeprowadziłeś kontr­reformację, Odrodzenie w drugą stronę.Cofnąłeś swój kraj w mroki średnio­wiecza.Wywołałeś wielką wojnę.Zabiłeś miliony ludzi.Karcew uśmiechnął się.- Wierzysz, że człowiek jest odpowiedzialny za wszystko, co wywoła jego działanie?Nie odpowiedziała.- Jeśli działający miał dobre intencje, wciąż winisz gracza za jego wy­nik?- Niczego nie zrobiłeś, mając dobre intencje.- Nie mówię o mnie - odpowiedział Karcew i uśmiechnął się szeroko.- Wiem, jestem bardzo złym człowiekiem.Dla ciebie muszę być synonimem szatana.Inkarnacją Antychrysta.- Pochlebiasz sobie.Postrzegam cię bardziej banalnie.Drobny tyran z aspiracjami nazistowskiego lekarza - eksperymentatora.Karcew wzruszył ramionami i pokiwał głową.Uśmiech zniknął z jego twarzy.- Zakładam, że to trafny opis.Ale może powinnaś przeczytać tę książ­kę.- Odwrócił się, poklepał po kieszeniach, znalazł długopis i wsadził do kieszonki marynarki.- Plac Czerwony powinien już być pełen.- Nagle wpadł na wspaniały pomysł.- Pani Dunn, widziała pani kiedyś Plac Czerwony z da­chu Mauzoleum Lenina? Myślę, że jako dziennikarkę powinno to panią zain­teresować.To może być historyczna chwila.Proszę sobie wyobrazić morze ludzkich głów.Prawdę mówiąc, nigdy dotąd nie stałem na podium.Dorasta­łem oglądając je z dołu.Naprawdę na dole jest wygodniej.Być częścią tłumu to lepsze niż pozostać samemu.Kiedy Karcew przerwał, Kate wyszeptała:- Chcę wrócić do domu.Ktoś zapukał do drzwi.Do pokoju wszedł adiutant, ale nie powiedział ani słowa.Karcew kiwnął przyzwalająco głową i adiutant zniknął.Karcew schował swoje przemówienie do kieszeni.- Oczywiście - powiedział.- Moi ludzie zajmą się tym.Żegnam, pani Dunn.Żegnam.- Skierował się do drzwi.Wyglądał na zasmuconego.- Kogo masz na myśli? - wybuchnęła Kate.Karcew zatrzymał się i od­wrócił.- O kim myślałeś, pytając, czy powinno się winić kogoś za wyniki, nawet jeśli jego działania wynikały z dobrych pobudek?Karcew zaśmiał się.- Ach, o to chodzi! Na przykład twojego ulubionego prezydenta Davisa.Abrahama Lincolna obecnej generacji, tak chyba określają go twoi kole­dzy po fachu w swoich artykułach.Wszystko wskazuje na to, że jest on sza­nowanym, wierzącym w swoje ideały człowiekiem.Działania podejmowane przez niego wynikają z jak najlepszych pobudek, co czyni je oczywiście ła­twymi do przewidzenia.Ale kto jest bardziej godny pogardy? Walentyn Kar­cew, który spowodował śmierć najwyżej paru milionów ludzi? Czy Gordon Davis, bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć setek milionów ludzkich ist­nień?Kate wpatrywała się w niego, nic z tego nie rozumiejąc.- Masz na myśli wojnę? - zapytała.Jedyną odpowiedzią było enigma­tyczne uniesienie brwi.- Twoje pytanie nie ma żadnego sensu.Nie zginęły setki milionów ludzi.Karcew poprawił krawat, nerwowo wytarł dłonie o spodnie, poprawił marynarkę, wyprostował się i wziął głęboki oddech.- Ale zginą - rzucił i wyszedł z ciemnego, zimnego pokoju.Na Placu Czerwonym wiał lekki wiatr.Andrejew przesunął odpowiednie pokrętło na karabinie, aby skorygować strzał o ten dodatkowy czynnik.Nie­bo było błękitne, a słońce grzało dość mocno.Spędzony na plac tłum otaczał pierścień ubranych na czarno łotrów.Piotr działał z chłodną precyzją.Skupił się na wąskiej przestrzeni mię­dzy kominami na dachu domu towarowego.Tego miejsca obawiał się najbar­dziej, będąc szefem ochrony prezydenta.Czołgał się przez ten dach już parę lat temu - dokładnie tak samo jak dzisiaj.Był to koszmar dla ochrony.Bez­pośrednio pod nim leżało Mauzoleum Lenina.Na ścianie zostało nawet drewniane rusztowanie, po którym można było zejść na dół do piwnicy, a stamtąd do kanałów i tuneli metra.Napisał swego czasu raport doradzający, jak to wszystko powinno zostać zabezpieczone, ale wtrącił się sam prezydent.Bez najmniejszego nawet wy­jaśnienia odrzucił plan.Piotr wystarczająco dobrze orientował się w stosun­kach panujących na Kremlu, aby nie prosić o żadne wyjaśnienia.Wszystkie egzemplarze raportu Piotra zostały zniszczone [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl