[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc używa wyobraźni.Odrobina mistyki tutaj, muśnięcie melodramatyzmu tam.Gdy miałem piętnaście lat, chodziłem z trzynastolatką, która powiedziała mi, że jej ojciec był kiedyś sławnym pianistą.Według niej straszliwie poparzył sobie ręce, ratując ją z ognia.W końcu wyszło na jaw, że biedak pracował w piekarni, a jedynym jego muzycznym talentem było gwizdanie „Gdy skończy się bal".Lorie wysłuchała tego i długo milczała.- Gene - powiedziała - czy nie sądzisz, że to powinna być nasza pierwsza i ostatnia randka?- Zdecydowałaś, że już ci się nie podobam, co? O to chodzi?- Nie, nie o to.- Więc jednak lubisz mnie?- Tak.I w tym właśnie kłopot.Gene znowu wyciągnął dłoń i potarł jej policzek.Wyglądała wyjątkowo smutno i pragnął, aby Bóg dał mu poznać, dlaczego.Ujęła jego dłoń i przycisnęła ją do warg, całując delikatnie.- Prawda jest taka, Gene, że ja również cię kocham.Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.- Żartujesz sobie ze mnie? Na Boga, Lorie, mam nadzieję, że mnie nie nabierasz.- To prawda - powiedziała gardłowym głosem.- Sądzę, że nazywają to miłością od pierwszego wejrzenia.Obdarzył ją lekkim uśmiechem.- Dla mnie to wygląda na miłość od pierwszego ugryzienia.Uniosła głowę.Oczy miała pełne łez i pociągała nosem.- Pokochałam cię, gdy tylko cię zobaczyłam - stwierdziła.- Wiem, że przedtem nigdy się z nikim nie spotykałam i że nie mam żadnego doświadczenia.Może jestem dziecinna, jeśli chodzi o miłość.Ale taka już jestem, a ty będziesz musiał się z tym pogodzić.Kocham cię, Gene, i tylko tyle mogę powiedzieć.Kocham cię nade wszystko.- Lorie - wyszeptał.Przyciągnął ją do siebie i pocałował.- Lorie, dlaczego, do diabła, nie powiedziałaś.?Zaczęła szlochać.- Nie mogłam powiedzieć, ponieważ to nie może trwać dłużej.Nie mogę na to pozwolić.Jeśli się w tobie zakocham, wszystko zacznie się od początku, a tego nie zniosę.Wyjął z kieszeni chusteczkę i otarł jej łzy.- Nadal mówisz tajemniczo - powiedział.- Na co nie możesz pozwolić? Co znowu może się zacząć?Wydmuchała nos.- Nie mogę ci powiedzieć.Teraz ani kiedykolwiek.Wyjął z pudełka kolejnego papierosa i zapalił.Zaciągnął się głęboko, by opanować nerwy.- Nigdy? Nawet jeśli się pobierzemy?Wlepiła w niego wzrok.Twarz miała bladą, a oczy pełne łez.- Proszę, Gene - powiedziała.- Przysięgałeś, że nigdy nie poprosisz.Przysięgałeś.Próbował się uśmiechnąć, lecz wyszło to sztucznie.- Jestem politykiem, pamiętasz? Politycy mają wyjątkowy dar łamania obietnic.W poniedziałek próbował co chwilę dodzwonić się do niej, lecz nikt nie podnosił słuchawki.Niezbyt pomocna recepcjonistka z banku powiedziała, że Lorie Semple nie stawiła się do pracy, a on nie miał czasu, by osobiście to sprawdzić.Henry Ness domagał się szczegółowego profilu struktur politycznych na trzech wyspach karaibskich i Gene spędził irytujący ranek, zbierając dane dotyczące produkcji bananów i wysyłki cukru.W sobotnią noc odwiózł Lorie do domu późno i pocałowali się wówczas, lecz randka skończyła się niczym i nie był nawet pewien, czy kiedykolwiek jeszcze zapragnie zobaczyć tę dziewczynę.Odmówiła rozmowy o małżeństwie i miłości.Nie potrafiła też powiedzieć, kiedy będzie miała kolejny wolny wieczór.W końcu zdenerwowany odwiózł ją do domu i nie uspokoił się, zanim nie wrócił do siebie i nie wypił do końca przygotowanych drinków.- Walter cię szuka - oznajmiła Maggie.- Nie jest zbyt zadowolony z tego, co mu przygotowałeś.Gene zapalił piętnastego papierosa tego dnia i nie podniósł nawet głowy.- Jeśli Walterowi coś się nie podoba, niech sam tu przyjdzie i powie mi to.- Jak mam to rozumieć? - spytała Maggie.- Strajkujesz?- Nie - odpowiedział.- Zaczęły się po prostu obchody Tygodnia Niewtykania Nosa w Cudze Sprawy.Maggie przyjrzała się bałaganowi na jego biurku.- Cukier jest słodki, a Lorie nie, prawda? Gryzmolił na marginesie swego notatnika.- Coś w tym rodzaju.To jakaś niesamowita zagadka, jeśli już musisz wiedzieć.- Nie rozumiem.Rozsiadł się na krześle i wyprostował.Za oknami wszystko wyglądało tak, jakby z zachodu nadciągała burza.Było dopiero wpół do drugiej, lecz zapalono już wszystkie światła w biurze, a powietrze przesycone było naelektryzowaną wilgocią, co wcale nie poprawiało jego samopoczucia.- Jestem w kropce, wiesz - zaczął wyjaśniać.- Ona mówi, że mnie kocha, lecz nie chce pieszczot ani pocałunków.Nie chce także umówić się na kolejną randkę.Pytam ją, dlaczego, a ona zagłębia się w historię i opowiada o jakichś tajemniczych powodach, których nie może wytłumaczyć.- Czy ona aż tak ci się podoba? - spytała Maggie.- Co przez to rozumiesz?- Chcę wiedzieć, czy kochasz ją wystarczająco, by to wszystko znieść.Pokręcił głową.- Nie wiem.Ona mi się bardzo podoba.Sądzę, że ją kocham.- Och.Gene ujrzał niezadowolenie na twarzy Maggie.- Daj spokój, Maggie - powiedział.- To musiało się wcześniej czy później zdarzyć.Sama tak twierdziłaś.- Wiem o tym.Nie chcę tylko, by stała ci się krzywda.- Maggie, mam trzydzieści dwa lata.- Wciąż to powtarzasz.Zostało ci osiem lat do czterdziestki.To zbyt mało, by się ustabilizować, i zbyt dużo, by dać się skrzywdzić.Gene nie mógł powstrzymać się od śmiechu.- Wyjdź stąd, zanim się z tobą ożenię - zażartował.Maggie właśnie wychodziła, gdy zadzwonił telefon.Podniósł słuchawkę.- Pan Keiller? Ktoś do pana - powiedziała panienka z centrali.- Nazwisko brzmi Sumpler albo jakoś tak.„Semple" wymówione z mocnym francuskim akcentem, tak jak to mówiła matka Lorie.- Okay - odezwał się Gene niepewnie.- Proszę połączyć.Gdy pani Semple przemówiła, wydawało się, że jest niezwykle blisko, jakby stała przy nim i szeptała mu do ucha.Głos miała głęboki i wibrujący.Brzmiał równie intymnie, jak głos jego własnej matki.- Gene, jak tam twoje ramię?- Witam, pani Semple.Sądzę, że już w porządku.Świetnie je pani pozszywała.Nie wiem, dlaczego nie została pani chirurgiem.- Nauczyłam się tego od starego tureckiego doktora z Zagazig.To chyba nic specjalnego.Może panu na zawsze zostać blizna.- Z tym da się żyć.Jak miewa się Lorie?- Lorie ma się bardzo dobrze.- Nie poszła do pracy.- Och, dzwonił pan do banku.No cóż, jest odrobinę zmęczona, lecz poza tym czuje się dobrze.Dzwonię właśnie w jej sprawie, jeśli mam być szczera.Rozgniótł papierosa w popielniczce i czekał na najgorsze.Może Lorie poprosiła matkę, by do niego zadzwoniła i na dobre pozbyła się go.No cóż, oczekiwał tego.Zaczynał sądzić, że jego kontakty z Lorie nie przerodzą się w nic większego niż powierzchowna znajomość.- Gene, chcę zadać panu pewne pytanie - odezwała się pani Semple.- Proszę.Co chce pani wiedzieć?- Chcę wiedzieć, czy proponował pan Lorie małżeństwo.Gene wziął głęboki wdech.- Ujmijmy to tak, pani Semple.Ten temat wypłynął.Bardzo przedwcześnie, przyznaję, i prawdopodobnie niepoważnie, lecz jednak.- A Lorie powiedziała „nie"?- Wydaje się, że jej nastawienie jest właśnie takie.- Kocham sposób, w jaki wy, politycy, wyrażacie się.- Przechodzimy specjalną szkołę dwuznacznego mówienia.Czy o to chodzi?- O co?- Czy po to pani dzwoniła?- Nie, nie, niezupełnie.Dzwonię, by powiedzieć, że ona się zgadza.Gene przetarł oczy.- Przepraszam, nie bardzo rozumiem.- Lorie się zgadza - powiedziała pani Semple.- Długo z nią rozmawiałam i teraz ona się zgadza.- To znaczy.- Oczywiście mam na myśli to, że za pana wyjdzie! Gene odsunął słuchawkę od ucha i wpatrywał się w nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl