[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przemykały w deszczu z taką szybkością, że nie było ich widać, aż do chwili, gdy trafiały w cel; każda rozbrzmiewała świstem jeżącym włos na głowie.Trzydzieści czy czterdzieści wystrzelonych naraz, chichotało jak cała armia wypuszczonych z otchłani piekła demonów, wbijając się z potworną siłą na trzy stopy w bruk.Maszyna Tebulota nadawała się jednak zarówno do ataku, jak i do obrony.Uniósł ją opadając na jedno kolano i wystrzelił energię, która rozeszła się w mgiełkę i przechwyciła wszystkie niemal strzały z następnej salwy tak, że opadały na bruk powoli i niegroźnie.Samena po raz pierwszy mogła popisać się swą szybkością i zwinnością.Przemykając się i przeskakując pomiędzy padającymi strza­łami, dotarła aż na środek podwórca, gdzie uniosła ramiona i wysłała ku zwieszającym się balkonom zwielokrotniony strzał.W górze rozległy się krzyki, cztery puste płaszcze sfrunęły wraz z deszczem i przylgnęły do mokrego bruku.Tebulot poprawił chwyt i wystrzelił w każdy z nich krótki, zabójczy strumień energii.Rozległo się skwierczenie palonych ciał i nie milknący wrzask.Tylko jedno z mackowatych stwo­rzeń zdołało umknąć, kuśtykając jak zdeformowana, okale­czona ośmiornica ku cieniom w kącie dziedzińca.Kasyx odbijał strzały, unosząc rękę na wysokość oczu.Wytwarzało to energetyczny ekran.Strzały traciły w nim spójną strukturę atomową i znikały z trzaskiem wyładowań.Kosztowało go to jednak zbyt wiele energii, skorzystał więc z tego, że Samena wypuściła następny rój grotów, i uciekł do tunelu, którym wyszli z budynku.Już będąc w nim obrócił się i spojrzał do tyłu.Tebulot dosięgnął niemal schronienia, przystając co chwilę i wy­syłając straszliwe salwy oślepiającej energii w szeregi ucze­pionych balkonów postaci.Samena biegła dalej, była jed­nak tak lekka i zwinna, że Kasyxowi nie przyszło do głowy, by mogła mieć jakieś kłopoty z ucieczką.Podwórzec rozbłysnął, zamigotał i zaskrzypiał.Krople deszczu schwytane zostały przez błyskawice, zanim dosięgły ziemi, zupełnie jakby każda dostała swój promień.Tebulot i Samena walczyli teraz jak w klatce ze srebrnych igieł.Zaśmierdziało palonym płótnem, pojawił się znowu ten sam smród, jaki pozostał po trafionej przez Tebulota mackowatej istocie, ta sama woń przypiekanego ślimaka.Na dziedziniec spadły następne strzały.Kolejne płaszcze sfrunęły resztką mocy z balkonów, zwijając się na bruku.Tebulot sprawdzając skalę broni ujrzał, że żarzyła się resztką mocy.Wyczerpał już prawie całą energię, którą dal mu Kasyx przed wniknięciem w sen.Wysłał ku balkonom ostatni błysk, a potem z pochyloną głowa i uniesionymi dla osłony ramionami, pobiegł ku Kasyxowi.Jedna ze strzał przemknęła tuż obok wbijając się w kamienie przy jego stopie.W ostatniej chwili zdołał rzucić się jak bramkarz do tunelu.Wylądował z grzechotem padającej obok broni.- Koniec! - krzyknął bez tchu.Nie mam już mocy.- Trzymaj się.Nic zostało mi jej wicie - powiedział Kasyx.A będę jeszcze potrzebował trochę, by wydostać się z tego snu.Nic chcę jej teraz zużywać.Obaj z lękiem obserwowali Samenę.wymykającą się strzałom w biegu przez dziedziniec.Jej ruchy przypominały skomplikowany taniec, wspaniale skoordynowane reakcje mięśni były szybkie i gwałtowne, lecz zachowywały wdzięk.Nie mogła widzieć strzał, które na nią padały, zmysły miała jednak dość wyczulone, by odbierać delikatne sygnały emocjonalne celujących wrogów, silniejsze w chwili zwal­niania kuszy.Wyczuwała też drgania powietrza rozdziera­nego pędzącymi z szybkością trzystu mil na godzinę strzała­mi.Kasyx i Tebulot wpatrywali się przez chwilę jak zahip­notyzowani w Samenę i jej oszałamiający balet.W końcu Kasyx zauważył, że nie wystrzeliwuje już grotów.Tak jak Tebulot, ona również wyczerpała swe zasoby energii.- Sameno! - krzyknął.- Sameno! Musisz uciekać! Spojrzała na niego przelotnie, ze stężałą od wysiłkutwarzą.Widział, jak tym samym spojrzeniem oceniła od­ległość dzielącą ją od tunelu, wybierając najlepszy sposób ucieczki.- Teraz, Sameno! - ryknął Kasyx.- Teraz!Nagle podwórzec zaczął się gwałtownie zmieniać.Bal­kony zostały wciągnięte w mur wraz z postaciami w kap­turach, niczym zamykające się oczy.Szczyty murów pochyliły się nad ich głowami ku sobie, na koniec połączyły się w sklepiony dach.Grunt zadrżał im pod stopami, po­dwórzec pogrążył się w ciemności, aż w końcu Kasyx i Tebulot widzieli jedynie biel poruszających się rąk i nóg Sameny, wciąż uporczywie przedzierającej się ku tunelowi.- Sameno! - krzyknął Kasyx.- Jeszcze trochę.Bruk podwórca zaczął się jednak zapadać, falować tak, że Samena musiała w drodze do tunelu wspinać się na wznie­sienia.Kamienne kostki zbiły się w miękkie, cieliste fałdy, śliskie od śluzu.Po paru krokach Samena straciła równo­wagę, upadła na wznak.Kasyx rzucił się naprzód, oglądając mocno już pofałdowany podwórzec.Ale Samena przepadła bez śladu.- Daj mi trochę energii! - krzyknął Tebulot.- Tylko trochę! Muszę ją wydostać!Kasyx uniósł przyłbicę hełmu.- A jeśli zabraknie nam mocy, by wydostać się z tego snu? Co wtedy?- Muszę odnaleźć Samenę! - zawył Tebulot.- Na miłość boską, daj mi trochę mocy!Kasyx wahał się, lecz Tebulot nie ustępował.- Jesteśmy tu razem, Kasyxie, jak Trzech Muszkieterów.Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.Jeśli nie będziemy mieli ze sobą Sameny, nie ruszymy się stąd.Czy nie rozumiesz, że jesteśmy Wojownikami Nocy? To nie zabawa, nie gra towarzyska dla trzech osób, to jest realne! Wojownicy Nocy to my!Kasyx wyciągnął rękę, kiwając głową.Tebulot schwycił ją i przycisnął wprost do swego napierśnika.- Teraz! - powiedział i Kasyx pozwolił, by mała porcja energii opuściła jego ciało i przeciekła w ciało Opiekuna Maszyny.- Jeszcze - zażądał Tebulot.Kasyx wciągnął głęboko powietrze, ale spełnił to życze­nie, mimo że sam czuł, jak z każdą sekundą maleje jego moc.Tebulot sprawdził wskaźnik załadowania.Jarzył się do połowy skali.Odsunął dłoń Kasyxa.- Starczy.Teraz idę po nią.Mury i dach budowli zamykały się wokół nich, ciężkie i przytłaczające w mroku.Kasyx dotknął środka swego czoła i z oprawy jego przyłbicy wytrysnął promień światła, płaski, lecz sięgający na sto osiemdziesiąt stopni wokoło.Wydobył z ciemności wilgoć, czerwień i prążkowaną struk­turę żywego ciała.Dziedziniec zmienił się zupełnie.Pomiędzy miejscem, gdzie stali Tebulot i Kasyx, a obszarem, na którym zniknęła Samena, tunel skurczył się jak muskularny zwieracz.Gdy Tebulot rzucił się w jego kierunku brnąc po kolana w szkar­łatnej tkance, prześwit, jaki pozostał, miał tylko dwie stopy przekroju.- Zamyka się! - krzyknął za nim Kasyx [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl