[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale wtedy przeważnie był już głęboko w mroku, Nicholas wytężał pamięć ku coraz bledszym reminiscencjorn.Te już nadchodziły bez ładu i składu, rozbite na pojedyncze wiązki doznań, sekwencje powyrywane z łańcuchów przyczynowoskutkowych i ciągów konsekwencji.Czasami ból, czasami nie; przebłyski wspomnień odległych.Z premedytacją próbował sobie przypomnieć konkretne zdarzenia, wychodząc od założonych skojarzeń i blokując opozycyjne; odruchowo stosował techniki w trenowane na Kursach Asertywności Nieświadomej.Słyszał, jak tamci, na górze, wciąż robią coś z włazem Odsunął się pod samą ścianę.Pocił się.Pozbawiona czucia ręką wykonywał jakieś nieskoordynowane ruchy.Natłok równoległych wspomnień odcinał go od rzeczywistości.Oczywiście mógł całkowicie odwrócić się od tej futur-pamięci - ale właśnie nie chciał.Diabeł wrzeszczał na niego, żeby uciekał, że zabiją.Hunt go odpędzał dłonią w białej rękawiczce, cienie tańczyły po ścianach.Wyłączył ledpad.Ale i to półświadomie, machinalnie, bo - szósty palec, szybko, menu, edytor.Otworzył konstrukt najprostszego odwzorowania, toporny sześcian w 3D.W środku pokraczna kukiełka, klęczy.Zoom, dotyk w operatorze.Ale nie potrafił sobie poradzić lewą ręką, ruchy były nieprecyzyjne, nazbyt gwałtowne.Znowu zmienił setup (szybko, szybciej).Pełna transmisja rozkazów ciała.Zresetował i zaczął od nowa.Pierwsze sekwencje najprostsze, tu jeszcze w miarę wąski algorytm.Potem ustawił widmowe kukły, pięciokrotnie przebiegł między nimi.ale robiło się jasno, otwierali właz, musiał kończyć.Zlepił całość operatorami warunkowymi, wybrał skrypty behawioru, opisał hierarchię celów - i już było za późno, pierwsza dwójka skoczyła.Odpalił to makro, nawet nie wychodząc z trybu edycji-Baryshnikov automatycznie skorzystał z Rangera.Praworęczność Hunta czyniła różnicę o tyle, iż lewe ramię miał Nicholas gorzej umięśnione i unerwione, lecz przy tak małej odległości od celu Ranger łatwo to kompensował.Teraz program musiał wybrać moment: ów ułamek sekundy, gdy oni jeszcze niczego nie widzą zza krzywizny ścian studzienki i strzelający z dołu posiada przewagę pierwszego ruchu.Tszk! Tszk!Uderzyli o beton martwi (oczy, jedyny słaby punkt w ich zbrojach - nawet klinger przebije noktogogle).Następnie: dwa małe granaty szokowe.Nie zdążył ich zobaczyć; nie musiał, pamiętał, gdzie spadną.Odkopał je w powietrzu, kierując do tunelu metra.Błysnęło, lecz Nicholas miał już zaciśnięte powieki.Fale poszły głównie tunelem, ale to wszystko zamknięta przestrzeń, więc i tak mocno nim zatrzęsło.Niemniej makro wciąż się wykonywało.Zamienił klingera na ergokarabinek i postąpił trzy krótkie kroki wstecz.W padającym z góry świetle Hunt widział żółte logo na kamizelce ograbionego trupa: SWAT.Może jakiś mały konflikt kompetencji, pomyślał, sam wciąż bezczyn­ny w uścisku Baryshnikova.Trzeba mieć nadzieję, że pożrą się między sobą.(Stare ścieżki skojarzeniowe nie tak łatwo zarastają).Trzej następni już spadali.Nie strzelał - strzelali oni.Zdecydowanie nieortodoksyjna taktyka jak na SWAT.Jedna z serii przeszła przez uda Mariny.Zaczęła krzyczeć, nagle rozbudzona, zaraz z powrotem straciła przytomność.Od rykoszetów trzeszczało powietrze.Hunt musiał tu stać.Nie przypominał sobie, by udało mu się jakoś uniknąć zranienia: w tym miejscu była mgła, krzywa szła ostro w górę.Przeczekał prawdopodobne śmierci, ustawiony nieruchomo przez edytor w optymalnej pozie - jakieś zero koma trzy sekundy.Ostatecznie zredukowało się na draśnięciu w lewą łydkę i przestrzelonym barku.Na szczęście prawym.Wszczepka kalkulowała i podejmowała decyzje, algorytm musiał zostać dopełniony.Body.exe.Tak: siedem kroków na bezdechu (pamiętał, jak czasami wypuszczali w tym momencie bezwonny i bezbarwny gaz bojowy).I jeszcze tak: cios w kark - obrót - przewrót - seria - przyklęk - seria - done.Cios musiał być mocny i chociaż ergokarabinek nieco zamortyzował, Huntowi zdrętwiała ręka.Nie czuł teraz żadnej.Gdy tylko makro się zatrzymało, potknął się o zwłoki, Trudno się nie potknąć, skoro pokrywają prawie całą podłogę - cztery trupy i dwoje nieprzytomnych.Odruchowo wciągnął powietrze.Nic.Dobrze, kolejna fartoowna redukcja.-Bark! - syknął, bo rwało go okrutnie od świeżej rany.Z góry, z ulicy, ktoś krzyczał.Z posiekanego wiadra foliowego wypływała resztka wody.Marina, znowu przytomna, próbowała wstać.- Oni zaraz.- Nie dasz rady, leż.Rzeczywiście - osunęła się z powrotem na beton, zaplatana w płaszcz Nicholasa.Hunt odrzucił ergokarabinek i uklęknął nad ogłuszonym agentem.Zerwawszy mu hełm, oparł jego głowę o swoje kolano.W lewą dłoń, do której czucie właśnie powracało pod postacią kłującego bólu, ujął Trupodzierżcę.Przycisnął jego pysk do potylicy jęczącego mężczyzny i nacisnął spust.Rozległ się ostry trzask, agentem zatelepało, na odsłoniętym karku zalśniły mu kropelki jasnej krwi.Następnie Hunt przyłożył wargi Trupodzierżcy do swego prawego nadgarstka.Czk! Oczywiście nic nie poczuł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl