[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie będę ryzykować życia swego ludu.Nie wydam niczego z magazynów.Czy do ojca nie dotarły meldunki o tysiącach śmiertelnych ofiar w Warowniach Keroon, Ista, Igen, Telgar i Ruatha? Matka i cztery siostry zmarły.Wraz z nimi służba im towarzysząca - około czterdziestu osób, a nie czterech czy czterdziestu tysięcy.- Zabieram wobec tego uzdrawiaczy z Warowni - omal przyklasnęłam oświadczeniu Capiama.- Ale.ale.Nie możesz tego zrobić!- Mogę - odparł mistrz Tirone.Krzesło skrzypnęło, gdy odsuwał je od stołu.Zakryłam usta ręką, żeby nie wydać głosu.- Rzemieślnicy podlegają jurysdykcji Cechu.Czyżbyś o tym zapomniał?Cofnęłam się w cień wnęki, gdy drzwi otwarły się gwałtownie i mistrz Capiam wypadł na korytarz.W świetle padającym z pokoju ojca ujrzałam wyraźnie gniewny wyraz twarzy mistrza.Tirone zatrzasnął drzwi za sobą.- Zawezwę wszystkich! Potem przyjadę do ciebie do obozu.- Nie sądziłem, że do tego dojdzie! - stwierdził Capiam ponuro.Wstrzymałam oddech.Bałam się, że zmienią zdanie i wrócą do komnaty.Opór - oto czego potrzebował Tolocamp, aby otrząsnąć się z zamroczenia.Tolocamp tym razem przeliczył się, jeśli chodzi o wspaniałomyślność Cechu! Mam nadzieję, że nasza stanowczość sprawi, że wszyscy inni przypomną sobie o naszych prerogatywach.- Odwołaj naszych ludzi, ale nie idź do obozu, Tirone.Ktoś musi sprawować pieczę nad Cechami.- Moi ludzie! - Tirone zaśmiał się gorzko.- Nieomal wszyscy męczą się teraz w tym przeklętym obozie.To ty powinieneś zostać na miejscu.Zrozumiałam, dokąd powinnam pójść, jeśli chcę opuścić Warownię i co mogę zrobić, aby zadośćuczynić złu uczynionemu przez mojego ojca.- Mistrzu Capiamie - powiedziałam występując z cienia - mam klucze do magazynów.- Pokazałam mu zapasowe klucze, które matka wręczyła mi na szesnaste urodziny.- Skądże.? - zaczął Tirone pochylając się, aby przyjrzeć się z bliska mojej twarzy.Nie wiedział, kim jestem - podobnie jak Capiam - ale rozpoznawał mnie jako jedną z „tabunu z Fortu”.- Lord Tolocamp jasno określił swoje stanowisko w sprawie rozporządzania medykamentami.Uczestniczyłam w gromadzeniu i zabezpieczaniu leków.- Pani.? - Capiam czekał, abym podała swoje imię.Mówił łagodnym głosem i wydawał się życzliwy.- Nerilka - powiedziałam.- Mam prawo dzielić się z wami owocami mojej własnej pracy.- Tirone domyślał się, że podsłuchiwałam pod drzwiami, ale mało mnie to obchodziło.- Stawiam tylko jeden warunek - potrząsnęłam pękiem kluczy zwisających z mojej dłoni.- Nie wiem, czy spełnienie go leży w mojej mocy - odparł ostrożnie Capiam.- Chcę opuścić Warownię wraz z wami i zajmować się chorymi w tym strasznym obozie.Zostałam zaszczepiona.Lord Tolocamp był wielkoduszny.W żadnym razie nie zostanę tu, żeby znosić fochy kobiety młodszej ode mnie.Tolocamp wpuścił ją wraz z jej rodziną do naszej czcigodnej Warowni, a uzdrowicielom i harfiarzom pozwala umierać w obozie!O mało nie dodałam: tak jak pozwolił umrzeć mojej matce i siostrom w Ruathcie.- Zgoda? - pociągnęłam Capiama za rękaw.Tolocamp, otrząsnąwszy się z szoku po ultimatum mistrzów, zacznie się ciskać.Wezwie Brandy’ego albo któregoś z moich braci.- Zabiorę naszych ludzi, kiedy będę stąd wychodził - powiedział Tirone.Odwrócił się i odszedł.- Młoda damo, zdajesz sobie sprawę, że jeśli opuścisz Warownię bez wiedzy ojca, zwłaszcza przy jego obecnym stanie ducha.- Mistrzu Capiamie, wątpię, by zauważył brak mojej osoby.- Pomyślałam, że może to on właśnie powiedział Anelli, że nazywam się Nalka.- Te schody są bardzo strome - ostrzegłam Mistrza Uzdrowicieli.Włączyłam podręczne światełko.Capiam potknął się parę razy, gdy schodziliśmy po krętych schodach.Odetchnął z ulgą, kiedy skręciliśmy w szerszy korytarz wiodący do magazynów.Siedział tam na ławce Sim z dwoma towarzyszami.- Widzę, że szybko działasz - pochwaliłam Sima, najwyraźniej zaskoczonego widokiem mistrza.- Ojciec docenia bystrych ludzi.Otworzyłam drzwi.Weszłam pierwsza i podniosłam wieka koszyków ze świetlikami.Capiam wydał cichy okrzyk rozpoznając pomieszczenie, w którym często razem z moją matką przyjmował chorych z Warowni.Poprowadziłam go do głównego magazynu.- Spójrz, proszę, mistrzu Capiamie, na dzieło moich rąk, od czasu gdy zaczęłam ciąć liście i kwiaty, wykopywać z ziemi korzenie i bulwy.Nie twierdzę, że sama zapełniłam wszystkie półki.Moje zmarłe siostry też przynosiły mi to, co zebrały.Oby to wszystko okazało się jeszcze skuteczne w działaniu, ale nawet zioła i korzenie tracą z czasem moc.Część zbiorów dostarcza pożywienia piwnicznym wężom.- Usłyszałam szelest.To gady uciekały od światła.- Simie, nosidła są tam, w kącie - powiedziałam podnosząc głos.Poprzednie uwagi przeznaczone były tylko dla uszu mistrza.Chciałam go upewnić, że to, co zabierzemy, nie zuboży w poważnym stopniu zasobów Tolocampa.- A wy weźcie te paki.- Kiedy słudzy zaczęli opróżniać półki, zwróciłam się do mistrza.- Mistrzu Capiamie, to jest sok z fellis.Zabiorę i to.- Podniosłam gąsior i przerzuciłam opasujący go rzemień przez ramię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl