[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiadł w kucki na podłodze i dumnie wy­dobył z worka model jednoosobowej pora w kształcie kła, z wi­docznymi na kamieniu wiązaniami.Potem ukazał się jakiś potwór przypominający aligatora i elegancka czara z czerwonego kamie­nia z trzema wystającymi głowami ludzkimi na brzegu.Wreszcie oświadczył, że w pieczarze są jeszcze trzy kamienne statki, lecz żaden nie przypomina tak bardzo łodzi wykonanej przez Timoteo, jak ten, który przyniósł.Dałem mu sowitą zapłatę i poprosiłem, aby następnym razem przyniósł tamte statki.Uczynił to trzy noce później.Jedna rzeźba stanowiła model regularnego statku z szerokim pokładem, podniesionym dziobem i rufą, przy czym tak pokład, jak i boki składały się z grubych wiązek sitowia.Drugi statek był modelem vaka poepoe, płaski i szeroki jak tratwa lub płaskodenna barka, z masztem i żaglem wyrzeźbionymi z kamienia i z dwiema kulistymi wypukłościami o niewiado­mym przeznaczeniu na przedniej części pokładu.Trzecia rzeźba nie przedstawiała właściwie statku, lecz jakby wydłużoną tackę, ale zrobioną z sitowia i mającą w środku otwór na maszt.Na wewnętrznych stronach dzioba i rufy mieściły się dziwne głowy wytrzeszczające ślepia w stronę masztu.Jedna z tych głów miała wydęte policzki i wargi ułożone do dmuchania jak cherubin, który miał dmuchać na żagiel.Jej włosy łączyły się w jedno z sitowiem.Rzeźba była stara, a jej motyw i sposób wykonania obcy dla Wyspy Wielkanocnej.Gdy zapytałem Lararusa o bliższe szczegóły odnoszące się do tych kamieni, rozłożył ręce i nie po­trafił mi dać żadnego wyjaśnienia.Takie są kamienie i na tym koniec.Lecz w pieczarze znajdowało się jeszcze wiele, bardzo wiele innych rzeczy i teraz, ponieważ nie trafiło się żadne nie­szczęście, zamierzał mnie tam zabrać po skończeniu wizyty okrętu wojennego.Pod warunkiem jednak, że żywa dusza we wsi nie do­wie się o naszych planach.Wójt nie przyniósł mi dotąd nic poza drewnianymi rzeźbami, które sam wykonywał.W przeddzień przybycia okrętu wojennego zawołałem go wieczorem do namiotu.Była to moja ostatnia szansa.Gdy statek odejdzie, odpłynie na nim również wójt, nikt zaś poza nim nie znał tajemnych wejść do rodzinnych pieczar, nawet jego własna żona i dzieci.Gdy wójt wszedł do namiotu, postanowiłem zrobić mu wielką niespodziankę; częściowo kierowałem się nadzieją, że on się odwzajemni czymś podobnym, a częściowo czyniłem to z sympatii i chęci wynagrodzenia go za to wszystko, czegośmy się od niego dowiedzieli.Opuściłem ściany namiotu, skręciłem knot lampy tak, aby panował półmrok, i nachy­lony zacząłem mówić szeptem.Już wówczas odniosłem wrażenie, że wójtowi włosy stawały dęba na głowie; przypuszczał, iż odbę­dzie się jakieś misterium.Oświadczyłem, że moje aku-aku po­wiedziało mi, iż wójt potrzebuje różnych rzeczy na swoją pierwszą podróż poza obręb Wyspy Wielkanocnej, i że idąc za radą aku-aku dam mu to wszystko, czego potrzebuje.Z tymi słowy wręczyłem mu swoją najlepszą walizkę, w której ułożyłem poprzednio pled podróżny, prześcieradło, ręczniki, ciepły sweter, parę nowych drelichowych spodni, dwie koszule, różne krawaty, skarpetki, chusteczki do nosa, buciki i różnorodne przybory toaletowe, odgrzebienia i mydła poczynając, a skończywszy na szczotce do zębów i przyborach do golenia.Potem otrzymał kosz pełen garnków do gotowania i przyborów do kuchni turystycznej, aby mógł sam prowadzić gospodarstwo, kilka kartonów ulubionychpapierosów i portfel z chilijskimi peso, aby mógł sobie dać radę przez kilka miesięcy pobytu w nieznanym wielkim mieście.Dostał też jedną z najładniejszych sukienek Yvonne, aby ofiarował ją żonie na pożegnanie, oraz różne zabawki.Wreszcie jako ostatnią rzecz wyciągnąłem wypchanego kajmana, młodego po­łudniowoamerykańskiego ałigatorka długości około 30 centymetrów, którego jakiś Murzyn w Panamie przypadkowo wmówił we mnie za tanie pieniądze.Estevan i Lazarus przynosili mi ze swych rodzinnych pieczar podobne rzeczy z kamienia, również dobrze znana na wyspie rzeźba moko miała ten sam motyw.Cała Polinezja posługuje się tym stworzeniem jako symbolicznym zwierzęciem, chociaż jedy­nym podobnym gatunkiem na jej wyspach są malutkie jaszczurki.Wielu więc sądziło, że legendarny moko z Wyspy Wielkanocnej stanowi wspomnienie kajmanów, które dawni żeglarze widzieli na tropikalnych brzegach Ameryki Południowej.Wręczyłem małą wypchaną bestię wójtowi i oświadczyłem, że może ją umieścić na straży swej pieczary, gdy sam będzie się znajdować na kontynencie.Przy każdym podarku wójt stawał się coraz bardziej podniecony i oczy mu niemal wyłaziły na wierzch, teraz zaś zupełnie oszalał.Szeptał głośno, że w swej pieczarze ma kamienną rzeźbę zupełnie podobną do tego zwierzęcia i że mi ją przyniesie.Potem zupełnie stracił mowę, obu rękoma potrząsał moją dłonią i zdołał tylko wykrztusić, że moje aku-aku jest „muy bueno, muy, muy, muy bueno”.Była już ciemna noc, gdy uszczęśliwiony wójt wyszedł z namio­tu i krzyknął na swego wiernego przyjaciela Lazarusa, aby mu pomógł załadować worki na czekające konie.Potem obaj ruszyli w kierunku wsi, aby dogonić resztę.Tajemnica pieczar pozostała nie rozwiązaną zagadką, a kolos przy namiotach stał po siedemnastym dniu oparty ukosem na wieży z kamieni, gdy dolina Anakena opustoszała.Długousi pojechali do wsi, aby się przygotować do jutrzejszej pracy i zaba­wy, my zaś udaliśmy się na pokład naszego statku, który świeżo wymalowany miał wypłynąć naprzeciw „Pinto”.VII.Spotkanie z milczącymi strażnikami pieczarWielki chilijski okręt, przeznaczony do transportu oddziałów wojskowych, ukazał się na horyzoncie jeszcze wtedy, gdy słoń­ce leżało nisko nad morzem rzucając złote promienie i tajemnicze cienie na przybrzeżne skały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl