[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Weź to, Moonglumie.To ma być skuteczna broń przeciwko gadom z Pio.Rozwiń te chorągwie na murach miasta.Witaj, Rackhirze!Podał kolejne chorągwie Czerwonemu Łucznikowi.- Czy zostaniesz tu, aby walczyć razem z nami? - spytał Rackhir.Elryk spojrzał na tuzin strzał, które pozostały w paczce.Każda z nich była wyrzeźbiona tak dokładnie w wielokolorowym kwarcycie, że nawet pióra od lotek wyglądały jak prawdziwe.- Nie - powiedział po chwili.- Spróbuję uratować Myshellę, a z powietrza te strzały okażą się przydatniejsze.- Kiedy myślała, że zginąłeś, zaczęła zachowywać się jak szalona - stwierdził Rackhir.- Wypowiedziała wiele zaklęć przeciwko Theleb K’aarnowi, ale on obronił się.W końcu zeskoczyła ze swojego ptaka z nożem jako jedyną bronią.Czarownik okazał się silniejszy i zagroził, że ją zabije, jeśli nie damy się pozarzynać jak barany.Ale jestem pewien, że i tak zabiłby Myshellę, więc mój dylemat.- Mam nadzieję, że rozwiążę go za ciebie - powiedział Elryk głaszcząc metalowego ptaka.- Zaraz ruszamy.Pamiętaj, Rackhirze, o rozwinięciu chorągwi na murach, gdy tylko będę dość wysoko.Czerwony Łucznik skinął potakująco głową, a Elryk znalazł się jeszcze raz w powietrzu, ściskając w dłoni strzały.Usłyszał śmiech Theleb K’aarna i zobaczył gady ruszające do ataku na miasto.Brama Tanelorn otworzyła się nagle i ukazała się w niej grupa jeźdźców.Zapewne chcieli poświęcić się za Tanelorn, a Rackhir nie zdążył w porę odwieść ich od tego planu.Szarżowali prosto na potwory z Pio, trzymając wysoko uniesione lance i miecze.Potwory ryknęły, szeroko otwierając swe wielkie paszcze, a ich panowie skierowali swą zdobioną broń ku jeźdźcom z miasta.Rycerze spłonęli żywcem.Albinos obniżył lot ku ziemi i Theleb K’aarn nareszcie zobaczył go.W oczach przeciwnika pojawiła się wściekłość i strach.- Ty nie żyjesz! - krzyknął.- Zginąłeś!Metalowe skrzydła ptaka zatrzepotały nad głową czarownika z Pan Tang.- Żyję! Przybyłem, by cię nareszcie zniszczyć.Oddaj mi Myshellę!Chytry uśmiech ukazał się na twarzy czarownika.- Nie, jeśli mnie zabijesz, ona umrze.Stwory z Pio! Uderzcie z całej siły na Tanelorn i pokażcie temu szaleńcowi, co możemy zrobić!Gadzi jeźdźcy skierowali broń na miasto.Na Rackhira, Moongluma i pozostałych obrońców.Nagle coś zabłysło na murach.Elryk zrozumiał, że nareszcie rozwinięto chorągwie.Każda nowo rozwinięta płachta metalu zaczynała świecić jak złoto.Wkrótce mur światła otoczył miasto.Stworzenia z Pio strzeliły, a bariera odbiła wszystkie smugi ognia.- Co to? Nasza ziemska magia jest przecież bezsilna wobec potęgi Pio! - krzyknął Theleb K’aarn.Elryk tylko uśmiechnął się.- Ale to nie jest nasza magia, czarowniku, i może oprzeć się sile Pio! A teraz oddaj mi Myshellę!- Nie jesteś chroniony jak Tanelorn.Stworzenia z Pio, zniszczcie go!W chwili gdy dziwna broń została skierowana przeciwko niemu, Elryk wystrzelił pierwszą strzałę.Wbiła się prosto w twarz jednego z gadzich jeźdźców.Stworzenie jęknęło chwytając rękami ostrze wbite w jego oko.Straszliwy wierzchowiec, widocznie trudny do kontrolowania, odwrócił się od oślepiającego światła bijącego od Tanelorn i galopem ruszył na pustynię.Martwy jeździec spadł z jego grzbietu.W tej samej chwili ognista smuga o centymetry minęła Elryka.Musiał wzbić się z powrotem w powietrze.Startując wystrzelił drugą strzałę i trafił kolejnego jeźdźca w serce.Tym razem także gad-wierzchowiec spłoszył się i uciekł na pustynię.Zostało jednak jeszcze dziesięciu przeciwników i wszyscy celowali w albinosa.Na szczęście ich wierzchowce poruszały się niespokojnie, mając wyraźną ochotę ruszyć za zbiegłymi towarzyszami.Elryk pozostawił ptakowi swobodę manewrowania pomiędzy płomiennymi smugami, a sam skoncentrował się na łuku.Jego ubranie i włosy poczerniały, przypomniał sobie jedną z poprzednich jazd na ptaku: lot nad Wrzącym Morzem.Koniuszek prawego skrzydła ptaka stopił się i ptak leciał chwilami niepewnie.Ale regularnie nabierali wysokości, aby po chwili spadać z góry na potwory.Melnibonéanin przy każdym pikowaniu wypuszczał kolejną strzałę.Wkrótce potem zostało już tylko dwóch jeźdźców z Pio, przygotowujących się zresztą do ucieczki.Niedaleko od nich bowiem, w miejscu gdzie stał Theleb K’aarn, ukazał się niebieski dym.Elryk wypuścił ostatnie strzały.Wbiły się w plecy stworzeń z Pio.Na pustyni pozostały już tylko trupy.Niebieski dym rozwiał się i pojawił się z powrotem tylko koń czarownika.Obok leżało jeszcze jedno ciało.Była to Myshella, Cesarzowa Świtu.Miała podcięte gardło.Theleb K’aarn zniknął z pustyni używając swej sztuki magicznej.Zrozpaczony Elryk wylądował na ziemi.Zeskoczył z siodła i zobaczył ciemne łzy płynące ze szmaragdowych oczu ptaka.Klęknął przy ciele Myshelli.Żaden śmiertelnik nie zdołałby uczynić tego, co zrobiła wtedy Cesarzowa Świtu.Otworzyła usta i zaczęła mówić.Usta miała pełne krwi, co czyniło jej słowa trudnymi do zrozumienia.- Elryku.- Czy będziesz żyła? Czy masz coś.- Nie mogę żyć, jestem martwa.Już martwa.Ale pociesz się tym, że Theleb K’aarn zyskał pogardę Władców Chaosu.Już nigdy mu nie pomogą.Okazał się w ich mniemaniu do niczego.- Ale gdzie on jest? Muszę go ścigać.Następnym razem zabiję go! Przysięgam!- Myślę, że ci się to uda.Nie wiem, gdzie się schronił.Elryku.ja już nie żyję, a moje dzieło jest zagrożone.Przez wieki walczyłam z Chaosem, a teraz obawiam się, iż on jeszcze bardziej się rozprzestrzeni.Niedługo będzie miała miejsce Wielka Bitwa pomiędzy Władcami Prawa a Władcami Entropii.Nici przeznaczenia mieszają się.Jakby struktura wszechświata miała się zmienić.Ty.grasz dużą rolę w tym wszystkim.Rolę.Żegnaj, Elryku!- Myshello!- Czy ona umarła? - spytał ptak żałosnym głosem.- Tak - odparł ze ściśniętym gardłem Elryk.- Więc mogę ją zabrać do Kaneloon.Powoli Melnibonéanin podniósł ciało Cesarzowej Świtu.Jedną ręką przytrzymując zakrwawioną głowę, ułożył ją na wielkim siodle z onyksu.Wtedy ptak powiedział do niego:- Już nigdy więcej nie zobaczymy się, Książę Elryku.Moja śmierć nastąpi, gdy tylko dotrę do Kaneloon.Albinos pochylił głowę.Lśniące skrzydła załopotały i wspaniałe stworzenie wzbiło się w powietrze.Elryk odprowadzał je wzrokiem aż do chwili, gdy ptak stał się maleńkim punkcikiem na niebie.Wtedy schował twarz w dłoniach, ale nie zapłakał.Czy wszystkim kobietom, które mógł pokochać, przeznaczone było umrzeć? Czy Myshella żyłaby, gdyby pozwoliła mu zginąć, kiedy tego pragnął? Cała złość opuściła go.Czuł tylko rozpacz.Ktoś dotknął jego ramienia i Elryk odwrócił się.Zobaczył Moongluma i Rackhira [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl