[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szkandela wysunęła się z rąk Rózi i leżała na podłodze, a Rózia widząc, żeobaj książęta zaczynają znowu doskakiwać sobie do czubów, wymknęła się z komnaty. Wyłaz mi zaraz z kąta, głupi, gruby mazgaju!  zawołał Lulejka. Zaraz ci przyślę se-kundantów za to, żeś się ośmielił obrazić najsłodszą moją Rózię! Jak ci uszy obetnę, odechceci się, nędzniku, napastować oblubienicę księcia Lulejki, prawowitego władcy Paflagonii! Ona nie jest oblubienicą Lulejki, ona jest oblubienicą Bulby!  ryczał Bulbo. Ona bę-dzie moją żoną, musi być moją żoną.Ona albo żadna! Jesteś zaręczony z moją kuzynką!  wrzasnął Lulejka. Kpię sobie z twojej kuzynki. Odpowiesz mi za tę obelgę!  krzyknął rozwścieczony Lulejka. Zabiję cię! A ja cię nadzieję na mą szpadę jak kurczę na rożen! A ja ci dziurki w nosie powystrzelam! Jutro poślę ci moich sekundantów! Jutro przeszyję cię kulką na wylot! Porachujemy się z sobą!  zakończył Lulejka i podsunął Bulbie ściśniętą pięść pod samnos.Potem podniósł z ziemi szkandelę i.nie śmiejcie się, proszę, bo.Lulejka wycałował iwyściskał gorącą szkandelę, pewnie dlatego, że przed chwilą trzymała ją w rękach Rózia.Potem wybiegł z komnaty.O zgrozo! Jakiż obraz przedstawił się jego oczom! Oto na samym dole schodów ujrzał Je-go Królewską Mość Walorozę, odzianego zaledwie w szlafrok i szlafmycę, pochylającego sięku zmieszanej Rózi i przemawiającego najczulszymi wyrazami.Król usłyszał hałas i zgiełk, apoczuwszy, jak twierdził, woń spalenizny, pośpieszył zobaczyć, czy ogień nie wybuchł wpałacu. Zapewne Ich Wielmożności palą papierosy, proszę Waszej Królewskiej Mości  rzekłaRózia. Najpiękniejsza z pięknych garderobiano!  przerwał jej Walorozo (i on oszalał z miłościjak i tamci)  zapomnij o wszystkich młokosach i gołowąsach i spójrz łaskawym oczkiem napewnego monarchę w średnim wieku, który za czasów swej młodości uchodził za bardzoprzystojnego młodzieńca! Och, zaklinam, przestań, Wasza Królewska Mość! Gdyby to Jej Królewska Mość usły-szała!  szepnęła błagalnie Rózia. Jej Królewska Mość! Ha! Ha! Ha!  zaśmiał się monarcha. Niechże sobie idzie do dia-bła.Czyż nie jestem wszechwładnym panem w Paflagonii? Czyż nie mam szubienic, strycz-ków, katów? Czyż nie szumi w pobliżu murów tego zamku głęboka, wezbrana toń morska?Czyż nie mam na strychu dość pustych worków? A worki moje szerokie, mocne, nowe; jeślirozkażesz, wsadzimy w nie królową; nim się obejrzy, a już z ciepłego łoża przez okno chlup-nie w milczącą bezdeń morza, a ty przy boku mym zabłyśniesz niby zorza!Usłyszawszy straszliwe słowa Walorozy Lulejka zapomniał o należnym ukoronowanejgłowie uszanowaniu i wziąwszy szeroki rozmach, grzmotnął stryja szkandelą tak potężnie, żekról rozpłaszczył się na posadzce sieni jak naleśnik.Lulejka wziął co prędzej nogi za pas, a31 Rózia uciekła również.Był już czas najwyższy, bo ze wszystkich komnat zaczęły wychylaćsię przerażone twarze: królowej, Gburii-Furii i Angeliki.Możecie sobie wyobrazić, jaki pod-niosły lament ujrzawszy dostojnego małżonka, ojca i władcę w tak smutnym stanie.32 ROZDZIAA DZIESITYKról Walorozo sroży sięLedwie rozżarzone w szkandeli węgielki zaczęły przypiekać dostojny grzbiet królewski,Walorozo ocknął się z niemocy i skoczył na równe nogi. Hej! Dawać tu komendanta Zerwi-łebskiego!  wrzasnął tupnąwszy gniewnie nogą.Lecz.o straszliwa godzino! Nos króla Walorozy przekrzywił się na bok i, opuchły jakpomidor zwieszał się z królewskiego oblicza.Stało się to skutkiem gwałtownego upadku Wa-lorozy pod ciosem szkandeli.Monarcha raz po raz zgrzytał zębami z wściekłości. Mój Zerwiłebski  rzekł wyciągając z kieszeni szlafroka wyrok śmierci. Mój kochanyZerwiłebciu, pójdziesz natychmiast do komnaty księcia, zakujesz go w kajdanki i zetniesz mułeb, rozumiesz? Ten zbrodniczy gołowąs ważył się targnąć świętokradzką dłonią na dostojnąmą osobę i na ziemię mnie powalił uderzywszy szkandelą! Marsz, w lewo zwrot, niechaj łotrten zginie! Ty, komendancie, odpowiesz mi zań głową!I zebrawszy poły szlafroka, król Walorozo zniknął w tłumie dam dworu, które powiodłygo do jego komnat.Usłyszawszy rozkaz królewski zacny kapitan oniemiał z przerażenia.Kochał Lulejkę ca-łym sercem, więc nie dziw, że grube łzy trysnęły z jego oczu i ciężkimi kroplami opadały nasumiaste wąsy. Biedny, biedny mój książę  mruczał do siebie. Czemuż musiałem dożyćtej chwili?! Czemuż właśnie dłoń moja musi przeciąć pasmo twego młodego żywota?! Ach! A niechże cię.z twoimi lamentami, mój kapitanie Zerwiłebski!  usłyszał za sobą przy-ciszony głos kobiecy.Z bocznego skrzydła wysunęła się Gburia-Furia, odziana tylko w bieli-znę nocną.Usłyszawszy zgiełk w sieni, wybiegła z sypialni i była świadkiem całej sceny. Mój Zerwiłebciu  szeptała dalej  wszakżeż król nakazał ci poprowadzić na śmierćksięcia! Czyż ci jednak powiedział, którego księcia?!. Nie rozumiem waćpani  odparł Zerwiłebski, który był mocniejszy w garści niż w roz-wiązywaniu zagadek. Głupiś, mój Zerwiłebciu!  szepnęła ochmistrzyni. Przecież król ci nie powiedział, żemasz zabić księcia Lulejkę, tylko księcia, rozumiesz? Rozumiem, kazał mi zabić księcia, ale nie powiedział którego  rzekł kapitan. Walże więc do sypialni Bulby i zetnij mu łeb czym prędzej!Kapitan wytrzeszczył najpierw oczy, a potem zaczął tańczyć z uciechy. Wiwat! Wiwat! wołał. I wilk będzie syty, i koza cała! Aeb księcia Bulby odpowiada wszelkim wymaganiomkrólewskim.Ledwie nastał świt, kapitan zjawił się w pałacu z przyboczną strażą, podążył do księciaBulby i do drzwi jego zapukał. Kto tam?  zapytał rozespany Bulbo. Kapitan Zerwiłebski. Proszę, proszę bliżej, kochany kapitanie.Cieszę się bardzo, że widzę waćpana.Właśniemiałem posłać po ciebie.Mój ochmistrz dworu, baron Safandullo, będzie mnie zastępować. Pozwolę sobie zwrócić uwagę Jego Książęcej Wysokości, że Jego Książęca Wysokośćmusi raczyć osobiście stanąć na placu.Zbyteczne byłoby fatygowanie barona Safandulli.Bulbo nie brał widocznie tych słów do serca.33  Kapitanie  mówił poziewając znowu  wszakże przyszedłeś w wiadomej sprawie księ-cia Lulejki? Do usług Waszej Wysokości, w sprawie księcia Lulejki. Cóż wybraliście, kapitanie? Pistolety czy szpady?  pytał dalej Bulbo. Każda broń do-bra, byle raz skończyć z tym pyszałkiem, którego nauczę rozumu, jakem książę Bulbo. Wasza Książęca Mość raczy wybaczyć, ale u nas w użyciu są.topory. Topory! Hm, to będzie trochę ciężko!  zamyślił się Bulbo. Niech tam zresztą i topór.Zawołaj waćpan mego ochmistrza.On będzie moim sekundantem.Za dziesięć minut, pochle-biam sobie, obmierzły łeb tego Lulejki stoczy się z jego karku.Hu-uh! Hau! %7łłopałbym krewtego nędznika!  wołał dyszący pragnieniem zemsty Bulbo i kłapał zębami jak ludożerca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl