Pokrewne
- Strona Główna
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Dick Philip K Plyncie lzy moje rzekl policjant (2)
- Dick Philip K Plyncie lzy moje rzekl policjant
- Dick Philip K Klany Ksiezyca Alfy (SCAN dal 9
- Dick Philip K Oko Sybilli (SCAN dal 956)
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu
- Dickson Gordon R Smoczy Rycerz T1 Smok i jerzy
- Jordan Robert Wschodzacy Cien
- Przez bezmiar nocy Veronica Rossi (2)
- FOLIA13 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wrobelek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy dotarli do portu przy ujściu rzeki, okazało się, że wszystkie hotele, pensjonaty iprywatne kwatery zarekwirowali żołnierze, i to w dodatku nie byle jacy, lecz z oddziałówCarskiej Straży Rosji, najkarniejszej i najlepiej wyposażonej armii na świecie, sojusznikówtutejszej Magistratury.Lee zamierzał ostatnią noc przed wyprawą poświęcić na odpoczynek, zwłaszcza żeGrumman wyglądał na zmęczonego, niestety nie było szansy na znalezienie wolnego pokoju.– Co się dzieje? – spytał przewoźnika, gdy zwracał wynajętą łódź.– Nie wiemy.Ten regiment przybył wczoraj i zarekwirował każdą kwaterę, jedzenie iwszystkie łodzie w mieście.Tę łódź też by wzięli, gdyby pan z niej nie korzystał.– Wiesz, dokąd jadą?– Na północ – odparł przewoźnik.– Ludzie mówią, że wybuchnie tam najokrutniejszawojna w ludzkiej historii.– Na północ? Do tego nowego świata?– Podobno.Nadciąga jeszcze więcej żołnierzy, to jest tylko ich przednia straż.Zatydzień nie zostanie nam ani jeden bochen chleba, ani jedna beczułka spirytusu.Oddał mi panprzysługę, biorąc łódź, teraz cena wynajęcia się podwoiła.Nawet gdyby udało im się znaleźć pokój, nie było sensu teraz odpoczywać.Niepokojąc się o balon, Lee od razu pobiegł do przechowalni.Grumman dotrzymywał mukroku.Wyglądał na chorego, ale okazał się człowiekiem wytrzymałym.Magazynier, zajęty wydawaniem rekwirującemu sierżantowi Straży jakichś częścizapasowych, podniósł na chwilę oczy znad notesu.– Balon.hmm.Niestety, wczoraj go zarekwirowano – oświadczył.– Widzi pan, cotu się dzieje.Nie miałem wyboru.Hester zastrzygła uszami i Lee natychmiast zrozumiał, co miała na myśli.– Czy pan juz go im dostarczył? – spytał Lee.– Zamierzają go zabrać dziś po południu.– Wiec go nie zabiorą – powiedział Lee – ponieważ mam pełnomocnictwo, które dajemi pierwszeństwo nad Strażą.Pokazał magazynierowi pierścień, który w Nowej Zembli zdjął z palca martwegoSkraelinga.Stojący obok niego przed ladą sierżant spojrzał i oddał honory na widok znakuKościoła.Mimo starań Rosjanin nie potrafił ukryć zaskoczenia.– Chciałbym odebrać balon – oznajmił niespeszony Lee.– Proszę posłać kilka osób,aby go napełniły.Najlepiej natychmiast.Chodzi nie tylko o gaz, ale także o jedzenie, wodę ibalast.Magazynier popatrzył na sierżanta (który tylko wzruszył ramionami), po czympospiesznie odszedł, aby poszukać balonu.Lee i Grumman wrócili na nabrzeże, gdzie stałyzbiorniki z gazem.Zamierzali doglądać napełniania.– Skąd pan ma ten pierścień? – spytał cicho Grumman.– Zdjąłem z palca pewnego zabitego.Używanie go jest zapewne ryzykowne, lecz nieprzyszedł mi do głowy inny sposób wydostania balonu.Sądzi pan, że sierżant cośpodejrzewa?– Oczywiście, że tak.Ale to człowiek zdyscyplinowany, więc nie będzie podawać wwątpliwość znaków Kościoła.Zresztą, nawet jeśli komuś doniesie, zanim zdążą zareagować,będziemy daleko stąd.No cóż, obiecałem panu wiatr, Scoresby.Mam nadzieję, że jest panzadowolony.Niebo było teraz niebieskie, słońce świeciło jasno.Na północy nadal wisiała mgła, jejbrzegi wyglądały jak górskie pasma nad morzem, lecz wiatr odpychał je coraz dalej.Leeniecierpliwie czekał, by ponownie unieść się w powietrze.Napełniany balon rósł zamagazynem, a aeronauta sprawdził w tym czasie kosz i ze szczególną dbałością spakowałcały sprzęt.Kto wie, jakie turbulencje napotkają w innym świecie.Dokładnie przymocowałteż do ramy całą aparaturę, nawet kompas, mimo iż igła w ostatnich dniach wykonywałazupełnie przypadkowe ruchy.Na koniec Lee zawiesił wokół kosza dziesięć balastowychworków z piaskiem.Gdy napełniono czaszę, zaczęła się kołysać na silnym wietrze.Grube liny naprężyłysię.Lee zapłacił magazynierowi resztkami złota i pomógł Grummanowi wsiąść do kosza.Potem odwrócił się do stojących przy linach mężczyzn i polecił im, by odczepili balon.Zanim jednak zdołali to zrobić, ktoś krzyknął.W alei przy bocznej ścianie magazynurozległ się odgłos szybkich kroków i usłyszeli rozkaz:– Stać!Ludzie przy linach znieruchomieli, niektórzy spojrzeli w stronę magazynu, inni naaeronautę, ten jednak krzyknął ostrym tonem:– Odczepiać! Uwolnić balon!Dwóch mężczyzn posłuchało go.Balon przechylił się, ponieważ pozostali dwaj wbezruchu obserwowali wybiegających zza budynku żołnierzy.Końcówki lin były zaczepionewokół pachołków.Balon przechylił się tak mocno, że jego pasażerowie niemal poczulimdłości.Lee i Grumman chwycili za pierścień zawieszenia; również dajmona szamanamocno wbiła się w niego szponami.– Puśćcie liny, cholerni głupcy! – krzyczał Lee.– Odlatujemy!Czasza balonu była dobrze napełniona gazem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Gdy dotarli do portu przy ujściu rzeki, okazało się, że wszystkie hotele, pensjonaty iprywatne kwatery zarekwirowali żołnierze, i to w dodatku nie byle jacy, lecz z oddziałówCarskiej Straży Rosji, najkarniejszej i najlepiej wyposażonej armii na świecie, sojusznikówtutejszej Magistratury.Lee zamierzał ostatnią noc przed wyprawą poświęcić na odpoczynek, zwłaszcza żeGrumman wyglądał na zmęczonego, niestety nie było szansy na znalezienie wolnego pokoju.– Co się dzieje? – spytał przewoźnika, gdy zwracał wynajętą łódź.– Nie wiemy.Ten regiment przybył wczoraj i zarekwirował każdą kwaterę, jedzenie iwszystkie łodzie w mieście.Tę łódź też by wzięli, gdyby pan z niej nie korzystał.– Wiesz, dokąd jadą?– Na północ – odparł przewoźnik.– Ludzie mówią, że wybuchnie tam najokrutniejszawojna w ludzkiej historii.– Na północ? Do tego nowego świata?– Podobno.Nadciąga jeszcze więcej żołnierzy, to jest tylko ich przednia straż.Zatydzień nie zostanie nam ani jeden bochen chleba, ani jedna beczułka spirytusu.Oddał mi panprzysługę, biorąc łódź, teraz cena wynajęcia się podwoiła.Nawet gdyby udało im się znaleźć pokój, nie było sensu teraz odpoczywać.Niepokojąc się o balon, Lee od razu pobiegł do przechowalni.Grumman dotrzymywał mukroku.Wyglądał na chorego, ale okazał się człowiekiem wytrzymałym.Magazynier, zajęty wydawaniem rekwirującemu sierżantowi Straży jakichś częścizapasowych, podniósł na chwilę oczy znad notesu.– Balon.hmm.Niestety, wczoraj go zarekwirowano – oświadczył.– Widzi pan, cotu się dzieje.Nie miałem wyboru.Hester zastrzygła uszami i Lee natychmiast zrozumiał, co miała na myśli.– Czy pan juz go im dostarczył? – spytał Lee.– Zamierzają go zabrać dziś po południu.– Wiec go nie zabiorą – powiedział Lee – ponieważ mam pełnomocnictwo, które dajemi pierwszeństwo nad Strażą.Pokazał magazynierowi pierścień, który w Nowej Zembli zdjął z palca martwegoSkraelinga.Stojący obok niego przed ladą sierżant spojrzał i oddał honory na widok znakuKościoła.Mimo starań Rosjanin nie potrafił ukryć zaskoczenia.– Chciałbym odebrać balon – oznajmił niespeszony Lee.– Proszę posłać kilka osób,aby go napełniły.Najlepiej natychmiast.Chodzi nie tylko o gaz, ale także o jedzenie, wodę ibalast.Magazynier popatrzył na sierżanta (który tylko wzruszył ramionami), po czympospiesznie odszedł, aby poszukać balonu.Lee i Grumman wrócili na nabrzeże, gdzie stałyzbiorniki z gazem.Zamierzali doglądać napełniania.– Skąd pan ma ten pierścień? – spytał cicho Grumman.– Zdjąłem z palca pewnego zabitego.Używanie go jest zapewne ryzykowne, lecz nieprzyszedł mi do głowy inny sposób wydostania balonu.Sądzi pan, że sierżant cośpodejrzewa?– Oczywiście, że tak.Ale to człowiek zdyscyplinowany, więc nie będzie podawać wwątpliwość znaków Kościoła.Zresztą, nawet jeśli komuś doniesie, zanim zdążą zareagować,będziemy daleko stąd.No cóż, obiecałem panu wiatr, Scoresby.Mam nadzieję, że jest panzadowolony.Niebo było teraz niebieskie, słońce świeciło jasno.Na północy nadal wisiała mgła, jejbrzegi wyglądały jak górskie pasma nad morzem, lecz wiatr odpychał je coraz dalej.Leeniecierpliwie czekał, by ponownie unieść się w powietrze.Napełniany balon rósł zamagazynem, a aeronauta sprawdził w tym czasie kosz i ze szczególną dbałością spakowałcały sprzęt.Kto wie, jakie turbulencje napotkają w innym świecie.Dokładnie przymocowałteż do ramy całą aparaturę, nawet kompas, mimo iż igła w ostatnich dniach wykonywałazupełnie przypadkowe ruchy.Na koniec Lee zawiesił wokół kosza dziesięć balastowychworków z piaskiem.Gdy napełniono czaszę, zaczęła się kołysać na silnym wietrze.Grube liny naprężyłysię.Lee zapłacił magazynierowi resztkami złota i pomógł Grummanowi wsiąść do kosza.Potem odwrócił się do stojących przy linach mężczyzn i polecił im, by odczepili balon.Zanim jednak zdołali to zrobić, ktoś krzyknął.W alei przy bocznej ścianie magazynurozległ się odgłos szybkich kroków i usłyszeli rozkaz:– Stać!Ludzie przy linach znieruchomieli, niektórzy spojrzeli w stronę magazynu, inni naaeronautę, ten jednak krzyknął ostrym tonem:– Odczepiać! Uwolnić balon!Dwóch mężczyzn posłuchało go.Balon przechylił się, ponieważ pozostali dwaj wbezruchu obserwowali wybiegających zza budynku żołnierzy.Końcówki lin były zaczepionewokół pachołków.Balon przechylił się tak mocno, że jego pasażerowie niemal poczulimdłości.Lee i Grumman chwycili za pierścień zawieszenia; również dajmona szamanamocno wbiła się w niego szponami.– Puśćcie liny, cholerni głupcy! – krzyczał Lee.– Odlatujemy!Czasza balonu była dobrze napełniona gazem [ Pobierz całość w formacie PDF ]