[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz obserwowałem ten sam proces, tyle tylko że obiektem, który mu podlegał, było ciało człowieka.Jak sparaliżowany obserwowałem scenę rozgrywającą się w dogasającym blasku dnia.We wnętrzu bazyliki panowała całkowita cisza; jedynym odgłosem, jaki słyszałem, było łomotanie krwi w moich uszach.Ciało Alfy zadrżało raptow­nie i niemal uniosło się nad ołtarzem w spazmie przebiegające­go z niesamowitą szybkością rozkładu.Wydawało mi się, że na kilka sekund krzyżokształt znacznie powiększył swoje rozmiary i zaczął świecić bardziej intensywnym blaskiem, a przez chwilę krótką jak mgnienie oka odniosłem nawet wrażenie, iż dostrzegam gęstą sieć wybiegających z niego włókien, które spajały rozpadające się tkanki niczym metalo­we rusztowanie, zalewane przez rzeźbiarza jakąś szybko stygnącą substancją.Ciało Alfy także stało się zupełnie płynne.Tę noc spędziłem w bazylice.Niewielki obszar wokół ołtarza był oświetlony blaskiem bijącym z krzyżokształtu Alfy.Kiedy ciało poruszało się, światło drżało tajemniczo, rzucając na ściany niepokojące cienie.Opuściłem świątynię dopiero trzeciego dnia, razem z Alfą, lecz większość zmian dostrzegalnych gołym okiem zaszła tamtego, pierwszego wieczoru.Na moich oczach ciało Bikury, którego nazwałem Alfą, uległo rozkładowi na czynniki pierwsze, a następnie zostało z powrotem złożone.Nowe ciało nie do końca przypominało pierwowzór, ale za to nie nosiło żadnych śladów uszkodzeń.Twarz przypomi­nała oblicze gumowej lalki - była gładka, bez najmniej­szych zmarszczek, lekko uśmiechnięta.O świcie trzeciego dnia pierś trupa poruszyła się, a ja usłyszałem jego pierwszy chrapliwy oddech.Jeszcze przed południem Alfa wyszedł z bazyliki i ruszył w górę, wspinając się po pnączach.Podążyłem za nim.Nic nie mówił, nie reagował, kiedy się do niego zwraca­łem.Jego oczy miały tajemniczy, nieobecny wyraz, a od czasu do czasu nagle przystawał i nasłuchiwał, jakby docierały do niego jakieś odległe, trudno uchwytne głosy.Kiedy wróciliśmy do wioski, nikt nie zwrócił na nas najmniejszej uwagi.Alfa zniknął w jednej z chat, gdzie przebywa do tej pory.Ja siedzę w swojej.Od czasu do czasu wsuwam rękę pod szatę i dotykam krzyżokształtu.Spoczywa w groźnym bezruchu na mojej piersi.Czeka.140.dzieńPowoli przychodzę do siebie po utracie dużej ilości krwi.Nie można wyciąć go naostrzonym kamieniem.Nie lubi bólu.Straciłem przytomność dużo wcześniej, niż wynikałoby to z natężenia bólu lub utraty krwi.Kiedy wracała mi świadomość, natychmiast znowu zaczynałem ciąć, a wtedy on ponownie mi ją odbierał.Nie lubi bólu.158.dzieńAlfa zaczyna trochę mówić.Wydaje się jeszcze bardziej powolny i otępiały niż reszta Bikurów, ale je i porusza się.Chyba nawet zdaje sobie sprawę z mojej obecności.Według medskanera jego narządy wewnętrzne są narządami młodego człowieka - mniej więcej szesnastoletniego chłopca.Muszę zaczekać jeszcze jeden pełen miesiąc i dziesięć dni.Wtedy lasy ogniste powinny uspokoić się na tyle, żebym mógł ruszyć w drogę.Nie przejmuję się bólem.Zobaczymy, kto wytrzyma więcej.173.dzieńKolejna śmierć.Tydzień temu zniknął gdzieś Bikura zwany przeze mnie Willem - ten ze złamanym palcem.Wczoraj Trzy Dwu­dziestki i Dziesiątka jak na komendę ruszyli na północny wschód i po kilku kilometrach natrafili na jego szczątki.Przypuszczalnie złamała się pod nim gałąź, kiedy wspiął się na drzewo w poszukiwaniu świeżych pędów chalmy.Z pewnością zginął na miejscu, ale najważniejsze jest to, gdzie upadł.Ciało - o ile można nazwać to ciałem - leżało między dwoma glinianymi kopcami wzniesionymi przez wielkie czerwone owady, które Tuk nazywał płomie­nistymi modliszkami, choć mnie osobiście bardziej przypo­minały żarłoczne, wszystkożerne żuki.W ciągu kilku dni, jakie minęły od śmierci Willa, owady dokładnie oczyściły szkielet z wszelkich miękkich tkanek, pozostawiając jedynie krzyżokształt, który lśnił na białych żebrach niczym drogo­cenny krucyfiks umieszczony w sarkofagu jakiegoś nieży­jącego od wielu stuleci papieża.Wiem, że to okropne, ale oprócz naturalnego w takich wypadkach smutku odczuwam także coś w rodzaju cichego triumfu.Nie ma najmniejszych szans, żeby krzyżokształt zdołał cokolwiek zregenerować z tych gołych kości.Nawet ten przeklęty pasożyt musi respektować prawo zachowania masy.Bikura zwany przeze mnie Willem umarł prawdziwą śmiercią.Od tej pory Trzy Dwudziestki i Dziesiątka będą już tylko Trzema Dwudziestkami i Dziewiątką.174.dzieńJestem głupcem.Dzisiaj zapytałem o Willa.Dziwiło mnie, dlaczego Bikurowie nie zareagowali w żaden sposób na fakt, że umarł prawdziwą śmiercią.Zabrali krzyżoksztah, natomiast szkielet zostawili tam, gdzie go znaleźli.Nikt nawet nie próbował nieść tego, co pozostało z Willa, do bazyliki.Przez całą noc dręczyły mnie koszmary, w których musiałem zająć miejsce brakującego członka Trzech Dwudziestek i Dziesiątki.- To bardzo smutne, że jeden z was umarł prawdziwą śmiercią - powiedziałem.- Co teraz będzie z Trzema Dwudziestkami i Dziesiątką?Beta spojrzał na mnie.- On nie może umrzeć prawdziwą śmiercią - odparł mały, bezwłosy androgyn.- Należy do krzyżokształtu.Nieco później, kontynuując badania medyczne plemienia, odkryłem prawdę.Ten, któremu nadałem imię Theta, wygląda i zachowuje się tak samo jak do tej pory, nosi jednak na ciele nie jeden, lecz dwa krzyżokształty.Nie mam wątpliwości, iż wkrótce zacznie puchnąć i pęcznieć, niczym ohydna komórka E.coli.Kiedy wreszcie umrze, po trzech dniach z bazyliki wyjdzie nie jeden, ale dwóch Bikurów, a wówczas Trzy Dwudziestki i Dziesiątka znowu będą w komplecie.Zdaje się, że powoli tracę zmysły.195.dzieńJuż od kilku tygodni badam tego wstrętnego pasożyta, a nadal nie mam pojęcia, jak on właściwie funkcjonuje.Co gorsza, przestało mnie to zupełnie obchodzić.Teraz zajmuję się roztrząsaniem znacznie ważniejszych prob­lemów.Dlaczego Bóg dopuścił do podobnej ohydy?Co uczynili Bikurowie, żeby zasłużyć sobie na taką karę?Dlaczego zostałem wybrany, aby dzielić ich los?Co wieczór zadaję te pytania w modlitwie, ale zamiast odpowiedzi słyszę jedynie dobiegającą z Rozpadliny okrutną pieśń wiatru.214.dzieńNa poprzednich dziesięciu stronach zawarłem wszystkie spostrzeżenia i wnioski, do jakich udało mi się dojść.Ten zapis jest ostatni; jutro z samego rana wyruszam w głąb znacznie już spokojniejszego lasu ognistego.Nie ulega wątpliwości, iż natrafiłem na jedyne we wszechświecie społeczeństwo pogrążone w autentycz­nej, stuprocentowej stagnacji.Bikurowie urzeczywistni­li odwieczne marzenie ludzi o nieśmiertelności, ale za­płacili za to swoim człowieczeństwem i nieśmiertelnymi duszami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl