[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak gdyby na wezwanie Kapitana statek ponownie spowił się mgłą, podobniejak kobieta otula swe ciało puszystym futrem.Czerwone światło przygasło, leczodległe krzyki nie ucichły.Albo Kapitan istotnie po raz pierwszy zwrócił uwagę na dochodzące z od-dali dzwięki, albo był świetnym aktorem; w każdym razie jego zdumienie byłobardzo przekonujące.Pochylił głowę, przytknął dłoń do ucha.Po chwili mruknąłusatysfakcjonowany i wyprostował się. Elryku? Tutaj  odparł albinos. Na górze. Jesteśmy niemalże u celu.Delikatna dłoń odszukała poręcz zejściówki.Kapitan począł się wspinać.Elryk wyszedł mu na spotkanie. Jeżeli to znowu bitwa.Kapitan uśmiechnął się tajemniczo i gorzko. Bitwa już się odbyła  albo dopiero się odbędzie..my nie będziemy w niej brać udziału  dokończył albinos stanowczo. Z tą walką mój statek nie jest bezpośrednio związany  zapewnił go ślepymężczyzna. Ci, których słyszysz, to pokonani; zagubieni w przyszłości, którajak myślę będzie i twoim udziałem pod koniec obecnego wcielenia.Elryk machnął ręką ze zniecierpliwieniem. Będę wdzięczny, Kapitanie, jeżeli zaprzestaniesz mistyfikować mnie po-dobnymi, jałowymi uwagami.Jestem już nimi zmęczony. Przepraszam, jeżeli cię uraziłem.Odpowiedzi, których udzielam odzwier-ciedlają moje przeczucia.Kapitan przeszedł między Elrykiem a Ottonem Blendkerem i stanął przy relin-gu.Wyglądało, że naprawdę jest mu przykro.Przez jakiś czas milczał, wsłuchującsię w rozmaitość niepokojących dzwięków dobiegających z mgły.Po chwili skinąłgłową, wyraznie zadowolony. Wkrótce ujrzymy ląd.Jeśli zamierzasz opuścić statek i poszukać własnegoświata, radzę ci uczynić to teraz.Ten żaglowiec nie zbliży się bardziej do twojejpłaszczyzny.Elryk nie skrywał gniewu.Zaklął głośno, wzywając imienia Ariocha i położyłdłoń na ramieniu niewidomego mężczyzny. Co takiego? Nie możecie dobić do brzegów mojego świata?49  Już za pózno. Kapitan był szczerze zakłopotany. Statek płynie dalej.Niebawem już osiągnie cel długiej podróży. Ale jak mam odnalezć swój świat? Moje czarnoksięskie moce nie są wy-starczające, by przenieść mnie między sferami.Z pomocy demonów także niemogę tu skorzystać. Niedaleko stąd istnieje interesujące cię przejście  oznajmił Kapitan.Dlatego właśnie proponuję, abyś tu opuścił statek.Dalej już twoja sfera w żadnymmiejscu nie przetnie się z tą, w której znajdujemy się obecnie. Ale, jak sam powiedziałeś, znajdujemy się w mojej przyszłości. Nie obawiaj się.Powrócisz do terazniejszości.Tutaj czas dla ciebie niepłynie.To dlatego sobie niewiele przypominasz.Z tego powodu nie zapamiętujeszwydarzeń, w których tu uczestniczysz.Musisz odszukać bramę.Purpurowe wrotawyłaniające się z morza u brzegów wyspy. Jakiej wyspy? Tej, do której się zbliżamy.Elryk zawahał się. A dokąd wy popłyniecie, gdy ja opuszczę statek? Do Tanelorn  odparł Kapitan. Mam tam pewną sprawę do załatwienia.Mój brat i ja musimy wypełnić nasze przeznaczenie.Ten żaglowiec wiezie ładu-nek, podobnie jak statki ludzi.Wielu będzie starało się nas powstrzymać, jako żeobawiają się tego, co ze sobą przywozimy.Możemy zginąć, ale musimy zrobićwszystko co w naszej mocy, by dotrzeć do Tanelorn. A więc tam, gdzie pokonaliśmy Agaka i Gagak.? To było tylko rozwiane marzenie o Tanelorn, Elryku.Melnibonanin wiedział, że Kapitan nie udzieli mu jaśniejszej odpowiedzi. Niewielki pozostawiono mi wybór.Mogę żeglować wraz z wami w stronęnieznanych niebezpieczeństw i nigdy już nie ujrzeć swego świata lub też ryzyko-wać życie, poszukując ukrytej przed mymi oczyma wyspy, zamieszkanej, sądzącpo dobiegających z niej odgłosach, przez istoty przeklęte i stworzenia, które nanich żerują.Kapitan zwrócił ślepą twarz w stronę rozmówcy. Wiem o tym  powiedział miękko. Mimo to jednak nic lepszego niemogę ci zaoferować.Wrzaski i przerażone, błagalne okrzyki przybliżyły się, lecz było ich o wielemniej.Elryk zerknął poza burtę i zdało mu się, że widzi wydobywającą się z wodyparę uzbrojonych rąk.Na powierzchni pojawiła się piana, odrażająca i splamio-na czerwienią.Wśród szumowin widać było potrzaskane wręgi, strzępy płótna,fragmenty ubrań i proporców, części broni i, coraz częściej, trupy. Gdzie toczyła się ta bitwa?  szepnął Blendker, przerażony, lecz jedno-cześnie zafascynowany widokiem.50  Nie na tej płaszczyznie  odparł Kapitan. To, co widzicie, to tylkoszczątki, które przedryfowały z jednego świata do drugiego. A więc była to walka jakichś nadprzyrodzonych mocy?Kapitan ponownie się uśmiechnął. Nie jestem wszechwiedzący.Ale tak, przypuszczam, że nadprzyrodzonemoce odegrały tu jakąś rolę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl