[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Robert najpierw wysłuchał wszystkich kalumnii, potem podszedł do laptopa, zadumał się na chwilę, dotknął go palcem i obrzydliwa drukarka ruszyła.Zgłupiałyśmy totalnie.JOANNA: Podszedł do laptopa i zapytał, o co nam chodzi, a to bydlę ruszyło! Nawet jej nie dotknął.Nie wiem, co to było, ale już do końca pobytu, kiedy pisałyśmy i to bydlę się zacinało, Joanna wołała Roberta, który stawał obok i drukarka działała.Nigdy tego nie zrozumiałam, mówiąc szczerze, nawet nie miałam takiego zamiaru.Zresztą wręcz uciekałam przed Robertem, który założył sobie, że wytłumaczy mi działanie komputera.Optymista! W końcu dał mi spokój, chyba przeważył argument, że jestem blondynką!Oni nam się bardzo przydali podczas pisania.Kiedy chciałyśmy wyliczyć sobie, ile trwa dana scena, kazałyśmy im czytać na role.Robert chciał grać czarny charakter, a Zosia dopytywała się niecierpliwie, jak długo ma warczeć jako dzwoniący telefon.W Zosi odnalazłam od razu bratnią duszę.Ona, tak samo jak ja, uwielbia porządek i cierpiała katusze, gdy nie wolno jej było niczego posprzątać.W końcu wymyśliłyśmy pewien system.Korzystając z tego, że kuchnia Alicji nie jest wielkich rozmiarów, jedna z nas zajmowała strategiczną pozycję i wdawała się w pogawędkę z gospodynią, a druga szybko pakowała do reklamówki np.dawno temu ugotowany bób albo stare nasiona, przemykała do drzwi i leciała do śmietnika.Trochę nam się udało tego pozbyć.JOANNA: To był nasienny bób, a nie dawno ugotowany, do jedzenia się nie nadawał.Patrząc na dzieci z Kanady, pomyślałam sobie, że w tym dziedziczeniu i genach jest sporo prawdy.Duch hazardu jest w tej rodzinie wszechobecny.Zabierali mnie i na wyścigi konne i na automaty.Joanna, Robert i Monika przestawali istnieć dla świata, grali na wszystkim i wygrywali, szczególnie Monika.Jedna Zosia nie dała się całkiem zwariować i miałam się do kogo odezwać.Potem oni wszyscy odjechali do Paryża, a ja jeszcze na parę dni zostałam u Alicji.Z robotą nad scenariuszem musiałam się ukrywać, za to przegadałyśmy nawzajem swoje życia.JOANNA: A ona jeszcze po roku miała pretensje o te robocze wakacje i wypominała to przy każdej okazji.No, ale oczywiście po wakacjach wróciłyśmy do roboty.Czasem jechałam na trochę do Warszawy, ale często pracowałyśmy przez telefon.Już nie pamiętam najlepszych smaczków, ale często np.gdy siedziałam w montażowni telewizyjnej, trudząc się nad jakimś reportażem, dzwonił telefon i słyszałam pytanie typu:– Słuchaj, przecież my nie możemy go zabić podczas pracy, bo ktoś zauważy!Wtedy nieprzytomnie odpowiadałam:– Nie szkodzi, możemy go zabić później.I widziałam dziwna minę mojego montażysty.Oczywiście opowiadałam Joannie o wszystkich ciekawszych sytuacjach, które się wydarzyły i ona natychmiast umieszczała je w scenariuszu.Nie wiem, czy kiedykolwiek do tej produkcji uda się wrócić i tę scenę nakręcić, więc na wszelki wypadek opowiem o niej.To zdarzyło się naprawdę.W ekspresie relacji Warszawa-Kraków.Złośliwi mówią, że poziom inteligencji w Warszawie drastycznie spada, gdy odchodzi ostatni piątkowy ekspres do Krakowa.Nie pamiętam, czy to był ten pociąg, ale na pewno wieczorny.Spotkałam w Warsie Stasia Radwana, fantastycznego kompozytora i przeuroczego człowieka, który robił mi muzykę do kilku filmów i myślę, że się zaprzyjaźniliśmy.Naturalnie, spotkanie ucieszyło nas niezmiernie, zabraliśmy szklanki z piwem i zasiedliśmy w moim przedziale.Jechał jeszcze jeden pan, więc przyciszonym tonem opowiadaliśmy sobie dykteryjki o znajomych i kawały.Nagle, przed Krakowem usłyszeliśmy jakieś uderzenie i pociąg stanął.Wyjrzałam przez okno i bardzo zdziwiona oznajmiłam:– Stasiu, według mnie, nasz pociąg miał wypadek samochodowy!Staś wyjrzał też.Pociąg stał na przejeździe kolejowym, spod naszego przedziału wystawał kawałek ciągnika.Na szczęście, obyło się bez ofiar.Ludzie powychodzili na zewnątrz.Ubawieni patrzyliśmy na goniących po polu biznesmenów, szukających zasięgu telefonów komórkowych.Joanna opisała to potem z dialogami typu:– „Tu mam zasięg, panie mecenasie.”– „Niech się pan posunie.”Poszliśmy ze Stasiem i towarzyszem podróży do pobliskiego sklepu.Piwo było świetne, zimne i bardzo tanie.Pan z przedziału przyznał się, że podsłuchiwał nasze rozmówki i nie słyszał puenty wielu kawałów, bo ściszaliśmy głos.Zaczęliśmy nadrabiać to karygodne zachowanie.Obok nas co chwila pojawiał się pewien miejscowy w stanie wskazującym.Stawał koło Stasia i mówił:– Panie, daj pan papierosa.Staś najpierw go częstował, a potem wyjął 5 złotych i dał mu na papierosy.Facet wziął, wszedł do sklepu, za chwilę wyszedł i powiedział:– Jeszcze 20 groszy.Zaciekawił nas ogromnie.Co on pali, cygara?Czekaliśmy w ogromnym napięciu.Mężczyzna wyszedł, trzymał pod pachą flachę wina, podszedł do nas i powiedział do Staszka:– Panie, daj pan papierosa.Umarliśmy ze śmiechu.To była jedna z cudowniejszych podróży, bardzo nam się tam podobało, ale, niestety, nadjechała żona Stasia i zabrała nas do Krakowa.Takie właśnie sytuacje opowiadałam Joannie jako ciekawostki, a ona robiła z nich perełki w scenariuszu.JOANNA: Ja to ładniej opisałam od ciebie.Bardzo mi zależało, by produkcja tego serialu odbywała się w Krakowie, by grali krakowscy aktorzy i pracowała krakowska ekipa realizatorów.Nie było to łatwe, wtedy jeszcze monopol na takie produkcje miała Warszawa.W końcu wywalczyłam pieniądze na trzy pilotażowe odcinki.Niestety, chociaż ja nie chciałam do Warszawy, Warszawa przyszła do mnie.Mój ówczesny dyrektor, operator z zawodu podjął się robienia zdjęć, ale nie tylko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl