Pokrewne
- Strona Główna
- Suworow Wiktor Alfabet Suworowa
- Carter Scott Cherie Jesli zycie jest gra oto jej re
- Cawthorne Nigel Zycie erotyczne wielkich dyktat
- Neill Fiona Sekretne życie mamuki(1)
- Drugie zycie dr.Murka Dolega Mostowicz
- Cawthorne Nigel Zycie seksualne papiezy
- Cornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 2 Nieprzyjaciel Boga
- Sw. Brygida
- Witold Jablonski Dzieci Nocy (3)
- Vina Jackson 01 Osiemdziesiąt Dni Żółtych
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pozycb.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To zwiększało niewygody robotników.Nikt nie wiedział, dlaczego wybrano takniedogodne miejsce.Gdyby budowa znajdowała się bliżej miasta, problem mieszkaniowy byłbyłatwiejszy do rozwiązania.Dyrektor zakładów, Piotr Braczko, objął to stanowisko niedawno.Bez skrępowaniaujawnił więc mnóstwo błędów i absurdów, które opózniały pracę. Jest taki bałagan i brud westchnął że samo wydostanie się stąd jest poważnymprzedsięwzięciem.Poza tym budowa postępuje nierównomiernie.Dobrze wiecie, towarzysze,że każdy zakład metalurgiczny jest uzależniony od innych zakładów.Budowa jednegow oderwaniu od innych to głupota.W ogólnej statystyce może to wyglądać pięknie, ale niewygląda tak pięknie, kiedy zaczyna się prawdziwa produkcja.Chodząc po ogromnym terenie, zajmowanym przez planowany kompleks fabryk,odlewni, budynków administracyjnych i osiedli mieszkaniowych, odkryliśmy z przerażeniem,że kosztowne importowane maszyny, głównie niemieckie, rdzewieją pod gołym niebem.Wszędzie widzieliśmy porzucone konstrukcje, niektóre na wpół ukończone, inne dopierona etapie fundamentów. Ależ to straszne, towarzyszu Braczko powiedziałem, gdy torowaliśmy sobie drogęprzez błotniste pustkowie, zawalone cegłami i metalem. Wiem, ale co mogę zrobić? Gdy tylko zaczniemy na dobre jeden obiekt, przychodzipolecenie z centrali, że mamy wszystko przerwać i przerzucić cały wysiłek w inne miejsce.Planyuległy zmianie! Tymczasem robotnicy nie wykonują ustalonych teoretycznie norm.Chorobowei absencja są przerażające.Robotnicy są znudzeni, mieszkają w okropnych warunkach i, mówiącmiędzy nami, nie dostają odpowiedniego wyżywienia jak na ten rodzaj pracy.Potem dodał z nutą satysfakcji: Oczywiście jestem tutaj nowy.Odziedziczyłem to wszystko po poprzedniejadministracji.Biedny Braczko! Skąd mógł wiedzieć, że za kilka lat zapłaci wolnością za bałaganw Nikopolu? A skoro już o tym mowa, skąd ja miałem wiedzieć, że pewnego dnia obejmęgłówną rolę w kierowaniu tym metalurgicznym gigantem ? W błogiej nieświadomości naszegoprzeznaczenia przechadzaliśmy się wśród niewiarygodnego chaosu.Komisja rozmawiała z inżynierami, brygadzistami i poszczególnymi robotnikami.Stałosię dla nas jasne, że praca postępuje zrywami, że trwoni się wysiłek i pieniądze.Powody takiegostanu rzeczy, jak mi się zdawało, dzieliły się na dwie grupy.Pierwszą były ingerencje z zewnątrz.Przedsięwzięcie, chociaż ogromne, wpisywało sięw ogólny plan, tak wielki, że prawie niemożliwy do ogarnięcia ludzkim umysłem.Drobnazmiana w planie centralnym, nawet uzasadniona, często oznaczała zamęt w odległychsegmentach.Urzędnicy, nadzorujący całość z daleka, nie zawsze potrafili przewidziećwstrząsające skutki swoich zarządzeń dla tego czy innego przedsięwzięcia.Miejscowi urzędnicymogli tylko słuchać i liczyć na cud.Ingerencje miały też charakter policyjny, z ciągłymiaresztowaniami, przesłuchaniami i grozbami, które tworzyły atmosferę strachu i niepewności.Drugą grupę przyczyn można podsumować jako lekceważenie czynnika ludzkiegow procesie produkcyjnym.Chociaż dziesiątki milionów rubli wyrzucano beztroskona nieużywane maszyny i porzucone budowy, płace kształtowały się na żałośnie niskimpoziomie, biorąc pod uwagę ówczesną siłę nabywczą rubla.Domy robotnicze istniały tylkona papierze, a robotnicy z krwi i kości tłoczyli się w pospiesznie skleconych drewnianychbarakach, z przeciekającymi dachami, wilgotnymi ścianami i podłogami, bez choćby najbardziejprymitywnych urządzeń sanitarnych.Liczył się wynik, przy całkowitej pogardzie dla ludzi,którzy wykonywali pracę.Drugiego wieczoru w Nikopolu postanowiłem odwiedzić baraki wraz z kierownikiembudowy, miejscowym sekretarzem partii i pracownikiem administracji.Brnąc w błocie po kostki,dotarliśmy do rzędu posępnych zabudowań.Chociaż w budynkach biurowych był prąd, niedoprowadzono go do kwater robotniczych.Lampy naftowe i knoty zanurzone w spodkachz oliwą rzucały pogrzebowe półświatło na ponurą scenerię.Jeden z baraków wydawał się z zewnątrz niemal zupełnie ciemny.Zapukałem i drzwiotworzył starszy brodaty mężczyzna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.To zwiększało niewygody robotników.Nikt nie wiedział, dlaczego wybrano takniedogodne miejsce.Gdyby budowa znajdowała się bliżej miasta, problem mieszkaniowy byłbyłatwiejszy do rozwiązania.Dyrektor zakładów, Piotr Braczko, objął to stanowisko niedawno.Bez skrępowaniaujawnił więc mnóstwo błędów i absurdów, które opózniały pracę. Jest taki bałagan i brud westchnął że samo wydostanie się stąd jest poważnymprzedsięwzięciem.Poza tym budowa postępuje nierównomiernie.Dobrze wiecie, towarzysze,że każdy zakład metalurgiczny jest uzależniony od innych zakładów.Budowa jednegow oderwaniu od innych to głupota.W ogólnej statystyce może to wyglądać pięknie, ale niewygląda tak pięknie, kiedy zaczyna się prawdziwa produkcja.Chodząc po ogromnym terenie, zajmowanym przez planowany kompleks fabryk,odlewni, budynków administracyjnych i osiedli mieszkaniowych, odkryliśmy z przerażeniem,że kosztowne importowane maszyny, głównie niemieckie, rdzewieją pod gołym niebem.Wszędzie widzieliśmy porzucone konstrukcje, niektóre na wpół ukończone, inne dopierona etapie fundamentów. Ależ to straszne, towarzyszu Braczko powiedziałem, gdy torowaliśmy sobie drogęprzez błotniste pustkowie, zawalone cegłami i metalem. Wiem, ale co mogę zrobić? Gdy tylko zaczniemy na dobre jeden obiekt, przychodzipolecenie z centrali, że mamy wszystko przerwać i przerzucić cały wysiłek w inne miejsce.Planyuległy zmianie! Tymczasem robotnicy nie wykonują ustalonych teoretycznie norm.Chorobowei absencja są przerażające.Robotnicy są znudzeni, mieszkają w okropnych warunkach i, mówiącmiędzy nami, nie dostają odpowiedniego wyżywienia jak na ten rodzaj pracy.Potem dodał z nutą satysfakcji: Oczywiście jestem tutaj nowy.Odziedziczyłem to wszystko po poprzedniejadministracji.Biedny Braczko! Skąd mógł wiedzieć, że za kilka lat zapłaci wolnością za bałaganw Nikopolu? A skoro już o tym mowa, skąd ja miałem wiedzieć, że pewnego dnia obejmęgłówną rolę w kierowaniu tym metalurgicznym gigantem ? W błogiej nieświadomości naszegoprzeznaczenia przechadzaliśmy się wśród niewiarygodnego chaosu.Komisja rozmawiała z inżynierami, brygadzistami i poszczególnymi robotnikami.Stałosię dla nas jasne, że praca postępuje zrywami, że trwoni się wysiłek i pieniądze.Powody takiegostanu rzeczy, jak mi się zdawało, dzieliły się na dwie grupy.Pierwszą były ingerencje z zewnątrz.Przedsięwzięcie, chociaż ogromne, wpisywało sięw ogólny plan, tak wielki, że prawie niemożliwy do ogarnięcia ludzkim umysłem.Drobnazmiana w planie centralnym, nawet uzasadniona, często oznaczała zamęt w odległychsegmentach.Urzędnicy, nadzorujący całość z daleka, nie zawsze potrafili przewidziećwstrząsające skutki swoich zarządzeń dla tego czy innego przedsięwzięcia.Miejscowi urzędnicymogli tylko słuchać i liczyć na cud.Ingerencje miały też charakter policyjny, z ciągłymiaresztowaniami, przesłuchaniami i grozbami, które tworzyły atmosferę strachu i niepewności.Drugą grupę przyczyn można podsumować jako lekceważenie czynnika ludzkiegow procesie produkcyjnym.Chociaż dziesiątki milionów rubli wyrzucano beztroskona nieużywane maszyny i porzucone budowy, płace kształtowały się na żałośnie niskimpoziomie, biorąc pod uwagę ówczesną siłę nabywczą rubla.Domy robotnicze istniały tylkona papierze, a robotnicy z krwi i kości tłoczyli się w pospiesznie skleconych drewnianychbarakach, z przeciekającymi dachami, wilgotnymi ścianami i podłogami, bez choćby najbardziejprymitywnych urządzeń sanitarnych.Liczył się wynik, przy całkowitej pogardzie dla ludzi,którzy wykonywali pracę.Drugiego wieczoru w Nikopolu postanowiłem odwiedzić baraki wraz z kierownikiembudowy, miejscowym sekretarzem partii i pracownikiem administracji.Brnąc w błocie po kostki,dotarliśmy do rzędu posępnych zabudowań.Chociaż w budynkach biurowych był prąd, niedoprowadzono go do kwater robotniczych.Lampy naftowe i knoty zanurzone w spodkachz oliwą rzucały pogrzebowe półświatło na ponurą scenerię.Jeden z baraków wydawał się z zewnątrz niemal zupełnie ciemny.Zapukałem i drzwiotworzył starszy brodaty mężczyzna [ Pobierz całość w formacie PDF ]