Pokrewne
- Strona Główna
- Westmacott Mary Corka jest corka
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Higgins Clark Mary Carol Przybierz swoj dom ostrokrzewem
- Higgins Clark Mary Coreczka tatusia
- Ashes on the Waves Mary Lindsey
- Stewart Mary Ta przyziemna magia
- Norton Andre Corka krola
- Clifford Francis Trzecia strona medalu
- Robert Ludlum Krucjata Bourne'a
- Eco Umberto Baudolino
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wrobelek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Bates podeszła otworzyć drzwi.Helen natychmiast ją rozpoznała.To była kobieta, która zabrała dziecko z jej ramion.- Pani Bates, pamięta mnie pani?- Nie.A powinnam?Helen się uśmiechnęła.- Chyba nie.Była pani bardziej zainteresowana dolnymi partiamimojego ciała.To było osiemnaście miesięcy temu - przerwała, podczasgdy kobieta zastanawiała się, kim może być.- Nazywam się.Niepodano by pani mojego prawdziwego nazwiska.Nieważne.Szukampewnych informacji.Czy mogę wejść?Wpuszczono ją do salonu i poproszono, żeby usiadła.- Jakich informacji pani szuka?- Staram się odnalezć dziecko, które przyszło na świat w Kliniceświętych Marii i Marty piątego marca tysiąc dziewięćset osiemnastegoroku.Była pani przy tym.Pomagała pani przy porodzie.- Skąd pani to wie?- Też tam byłam i serce mi pękało, gdy odbierano mi córeczkę.Siłowałyśmy się.Mój ojciec pomógł pani ją zabrać.Proszę na mniespojrzeć.Czy teraz pani sobie przypomina?- Tak.Ale zobowiązała się pani nie szukać dziecka.Podpisała panidokumenty.- To się działo pod przymusem, o czym pani wie.- Nie mogłabym powiedzieć, gdzie jest to dziecko, nawet gdybymwiedziała.- Pani wie.Lekarz napisał do mojej matki list, z którego wynika, żemiała pani sprawdzać, czy dobrze się nią opiekują.- To prawda.Jest pod dobrą opieką.Nie mogę powiedzieć nicwięcej.- Sądzę, że pani może.- Nie.Jak pani myśli, co mogłoby się stać, gdyby wkroczyła paniw życie córki i jej zastępczej matki? To jest stabilny dom i rodzina jestszczęśliwa.Chce pani to zniszczyć?76- Oczywiście, że nie.Chcę ją tylko zobaczyć.To moja córka i niemogę zapomnieć tego, w jak okrutny sposób mi ją odebrano.- Zgodziła się pani na to.- Nieprawda.Zmuszono mnie do tego i pani dobrze o tym wie.Lekarz też.Na Boga, niezle się wam dałam we znaki.Położna się uśmiechnęła.- Owszem.Dała nam pani popalić.- Więc powie mi pani?- Nie.- Nie mam zatem wyboru i muszę iść na policję.Poinformuję icho tym, jak działa klinika, jak handlujecie noworodkami i jak wykorzystujecie biedne ciężarne.- Wstała, żeby wyjść.- Nawet jeślipolicja nie będzie chciała działać, sądzę, że gazety zainteresują siętą sprawą.Pani Bates wyglądała na zmartwioną.- Działaliśmy z najlepszymi intencjami.Pani.zastępcza matkatak bardzo pragnęła dziecka.Nie miałam pojęcia, że nie ma panizgody.Zorientowałam się dopiero, gdy pani się przeciwstawiła.Ale byli tam pani rodzice.Jak mogłam się im sprzeciwić? Niemoże pani oczekiwać, że dostanie ją pani z powrotem, tak poprostu.Helen właśnie na to Uczyła, ale była dość rozsądna, by się do tegonie przyznać.- Nie prosiłabym o to, ale chciałabym ją zobaczyć, przekonać sięna własne oczy, że dobrze o nią dbają.Chciałabym też pomóc, nawetw tajemnicy.Czy nie potrafi pani tego zrozumieć?- Chyba potrafię - pani Bates odpowiedziała niechętnie.- Proszę zatem powiedzieć, gdzie mogę ją znalezć.Otworzyła torebkę i wyjęła plik banknotów pięciofuntowych.Patrzyła, jak oczy kobiety otwierają się szerzej.- Czy przyrzeka pani nigdy ich nie niepokoić, nie ujawniać się i niepodejmować prób odebrania córki od kobiety, którą dziecko uważa zamatkę? Jeśli pani nie przysięgnie, nic pani nie powiem.- Obiecuję.Pieniądze przeszły z ręki do ręki.Helen dostała nazwisko i adres.Pani Anne Drummond, 18 Prince Albert Street, Stepney.77Gdy dotarła na miejsce, kilkakrotnie pytając o drogę, ujrzaławąską uliczkę slumsów z brudnymi schodami i zasłonami.Nie byłotam ani skrawka trawnika.Była przerażona.Jej dziecko, jej kochanacóreczka, mieszkała w tym brudzie i nędzy.Stała naprzeciwkobudynku pod numerem osiemnastym i wpatrywała się weń z nadzieją,że wyjdzie stamtąd ktoś z dzieckiem.Może to nie była jej córka, możepani Bates się pomyliła? Gdy tak stała, niepewna, co ma robić,pojawił się mężczyzna ubrany w roboczy kombinezon.Drzwi sięotworzyły.Helen zobaczyła witającą go kobietę z dzieckiem.Dzieckopomachało do niego tłuściutką rączką.Przytrzymał ją i pochylił się,by ucałować małą.Zmiał się z czegoś, co kobieta powiedziała.Drzwisię zamknęły, odgradzając Helen od podglądanej rodziny.Zresztąi tak niczego więcej by nie zobaczyła, bo do oczu napłynęły jej łzy.Dopiero pózniej uświadomiła sobie, że ten dom był czyściejszy odsąsiednich, schody były wyszorowane, a w oknach wisiały białe jakśnieg firanki.Dziecko wyglądało na dobrze odżywione i musiałaprzyznać, że było kochane.Odwróciła się i pojechała do domu, dopustej rezydencji.Czuła, że nie zyskała niczego, prócz jeszczewiększego bólu w sercu.* * *Po trawniku szedł mężczyzna, który niósł coś na ramieniu.Zbliżałsię od strony jeziora i altany.Serce Helen żwawiej zabiło.Błądziłamyślami w przeszłości i natychmiast stanął jej przed oczami Oliver.Oczywiście, to nie on włóczył się nocą pod jej oknami, tajemniczyczłowiek w ogóle nie był do niego podobny.Może był to spadochroniarz, szpieg, którego misją było sianie chaosu? A może ktośz piątej kolumny? Albo angielski lotnik, który musiał się katapultować?Nie było jednak słychać silnika samolotu, nie mówiąc już o strzałachz broni maszynowej.Zrezygnowała z pomysłu zejścia na dół i doprowadzenia do konfrontacji - mężczyzna był za daleko, a ona niemiała broni.Wprawdzie mogła chwycić śrutówkę ojca, ale czy miałabydość odwagi, żeby strzelić? Gdy tak patrzyła, mężczyzna się odwróciłi spojrzał prosto w okno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Pani Bates podeszła otworzyć drzwi.Helen natychmiast ją rozpoznała.To była kobieta, która zabrała dziecko z jej ramion.- Pani Bates, pamięta mnie pani?- Nie.A powinnam?Helen się uśmiechnęła.- Chyba nie.Była pani bardziej zainteresowana dolnymi partiamimojego ciała.To było osiemnaście miesięcy temu - przerwała, podczasgdy kobieta zastanawiała się, kim może być.- Nazywam się.Niepodano by pani mojego prawdziwego nazwiska.Nieważne.Szukampewnych informacji.Czy mogę wejść?Wpuszczono ją do salonu i poproszono, żeby usiadła.- Jakich informacji pani szuka?- Staram się odnalezć dziecko, które przyszło na świat w Kliniceświętych Marii i Marty piątego marca tysiąc dziewięćset osiemnastegoroku.Była pani przy tym.Pomagała pani przy porodzie.- Skąd pani to wie?- Też tam byłam i serce mi pękało, gdy odbierano mi córeczkę.Siłowałyśmy się.Mój ojciec pomógł pani ją zabrać.Proszę na mniespojrzeć.Czy teraz pani sobie przypomina?- Tak.Ale zobowiązała się pani nie szukać dziecka.Podpisała panidokumenty.- To się działo pod przymusem, o czym pani wie.- Nie mogłabym powiedzieć, gdzie jest to dziecko, nawet gdybymwiedziała.- Pani wie.Lekarz napisał do mojej matki list, z którego wynika, żemiała pani sprawdzać, czy dobrze się nią opiekują.- To prawda.Jest pod dobrą opieką.Nie mogę powiedzieć nicwięcej.- Sądzę, że pani może.- Nie.Jak pani myśli, co mogłoby się stać, gdyby wkroczyła paniw życie córki i jej zastępczej matki? To jest stabilny dom i rodzina jestszczęśliwa.Chce pani to zniszczyć?76- Oczywiście, że nie.Chcę ją tylko zobaczyć.To moja córka i niemogę zapomnieć tego, w jak okrutny sposób mi ją odebrano.- Zgodziła się pani na to.- Nieprawda.Zmuszono mnie do tego i pani dobrze o tym wie.Lekarz też.Na Boga, niezle się wam dałam we znaki.Położna się uśmiechnęła.- Owszem.Dała nam pani popalić.- Więc powie mi pani?- Nie.- Nie mam zatem wyboru i muszę iść na policję.Poinformuję icho tym, jak działa klinika, jak handlujecie noworodkami i jak wykorzystujecie biedne ciężarne.- Wstała, żeby wyjść.- Nawet jeślipolicja nie będzie chciała działać, sądzę, że gazety zainteresują siętą sprawą.Pani Bates wyglądała na zmartwioną.- Działaliśmy z najlepszymi intencjami.Pani.zastępcza matkatak bardzo pragnęła dziecka.Nie miałam pojęcia, że nie ma panizgody.Zorientowałam się dopiero, gdy pani się przeciwstawiła.Ale byli tam pani rodzice.Jak mogłam się im sprzeciwić? Niemoże pani oczekiwać, że dostanie ją pani z powrotem, tak poprostu.Helen właśnie na to Uczyła, ale była dość rozsądna, by się do tegonie przyznać.- Nie prosiłabym o to, ale chciałabym ją zobaczyć, przekonać sięna własne oczy, że dobrze o nią dbają.Chciałabym też pomóc, nawetw tajemnicy.Czy nie potrafi pani tego zrozumieć?- Chyba potrafię - pani Bates odpowiedziała niechętnie.- Proszę zatem powiedzieć, gdzie mogę ją znalezć.Otworzyła torebkę i wyjęła plik banknotów pięciofuntowych.Patrzyła, jak oczy kobiety otwierają się szerzej.- Czy przyrzeka pani nigdy ich nie niepokoić, nie ujawniać się i niepodejmować prób odebrania córki od kobiety, którą dziecko uważa zamatkę? Jeśli pani nie przysięgnie, nic pani nie powiem.- Obiecuję.Pieniądze przeszły z ręki do ręki.Helen dostała nazwisko i adres.Pani Anne Drummond, 18 Prince Albert Street, Stepney.77Gdy dotarła na miejsce, kilkakrotnie pytając o drogę, ujrzaławąską uliczkę slumsów z brudnymi schodami i zasłonami.Nie byłotam ani skrawka trawnika.Była przerażona.Jej dziecko, jej kochanacóreczka, mieszkała w tym brudzie i nędzy.Stała naprzeciwkobudynku pod numerem osiemnastym i wpatrywała się weń z nadzieją,że wyjdzie stamtąd ktoś z dzieckiem.Może to nie była jej córka, możepani Bates się pomyliła? Gdy tak stała, niepewna, co ma robić,pojawił się mężczyzna ubrany w roboczy kombinezon.Drzwi sięotworzyły.Helen zobaczyła witającą go kobietę z dzieckiem.Dzieckopomachało do niego tłuściutką rączką.Przytrzymał ją i pochylił się,by ucałować małą.Zmiał się z czegoś, co kobieta powiedziała.Drzwisię zamknęły, odgradzając Helen od podglądanej rodziny.Zresztąi tak niczego więcej by nie zobaczyła, bo do oczu napłynęły jej łzy.Dopiero pózniej uświadomiła sobie, że ten dom był czyściejszy odsąsiednich, schody były wyszorowane, a w oknach wisiały białe jakśnieg firanki.Dziecko wyglądało na dobrze odżywione i musiałaprzyznać, że było kochane.Odwróciła się i pojechała do domu, dopustej rezydencji.Czuła, że nie zyskała niczego, prócz jeszczewiększego bólu w sercu.* * *Po trawniku szedł mężczyzna, który niósł coś na ramieniu.Zbliżałsię od strony jeziora i altany.Serce Helen żwawiej zabiło.Błądziłamyślami w przeszłości i natychmiast stanął jej przed oczami Oliver.Oczywiście, to nie on włóczył się nocą pod jej oknami, tajemniczyczłowiek w ogóle nie był do niego podobny.Może był to spadochroniarz, szpieg, którego misją było sianie chaosu? A może ktośz piątej kolumny? Albo angielski lotnik, który musiał się katapultować?Nie było jednak słychać silnika samolotu, nie mówiąc już o strzałachz broni maszynowej.Zrezygnowała z pomysłu zejścia na dół i doprowadzenia do konfrontacji - mężczyzna był za daleko, a ona niemiała broni.Wprawdzie mogła chwycić śrutówkę ojca, ale czy miałabydość odwagi, żeby strzelić? Gdy tak patrzyła, mężczyzna się odwróciłi spojrzał prosto w okno [ Pobierz całość w formacie PDF ]