[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moje ubrania i buty wydawały się jednak nietknięte.W górnej szufladzie bielizniarki trzymałam skórzaną kasetkę z biżuterią.Kolczyki, zło-ty łańcuszek i prosty, długi sznur pereł to wszystko, na czym mi zależy, lecz w kasetceznajdowały się również pierścionek zaręczynowy i obrączka ślubna mojej matki, a tak-że brylantowe kolczyki, które mój ojciec podarował jej na piętnastą rocznicę ślubu, rokprzed śmiercią Andrei.73 Biżuteria też była na miejscu, stało się zatem jasne, że ktokolwiek tu wszedł, nie byłzwyczajnym złodziejem.Szukał informacji, a ja uświadomiłam sobie, jakie to szczęście,że zabrałam ze sobą stenogramy z procesu i wszystkie stare gazety.Nie miałam naj-mniejszych wątpliwości, że zostałyby zniszczone.Mogłabym zdobyć stenogramy, zaję-łoby to jednak mnóstwo czasu, natomiast gazety były nie do odzyskania.Nie chodziłotylko o zawarte w nich fakty, lecz także o wywiady i relacje, które przepadłyby bezpow-rotnie, gdyby papiery zniknęły.Postanowiłam nie dzwonić na razie do pani Hilmer.Byłam pewna, że nie zmrużyłabyoka przez całą noc, gdyby się dowiedziała, że do apartamentu ktoś się włamał.Podjęłamdecyzję, że rankiem zabiorę gazety i stenogramy i zrobię kopie.Będzie to żmudna pra-ca, ale warta zachodu.Po prostu nie mogłam ryzykować, że je stracę.Jeszcze raz sprawdziłam drzwi.Były zaryglowane, więc jeszcze podstawiłam pod nieciężkie krzesło.Potem zamknęłam wszystkie okna, z wyjątkiem jednego w sypialni, któ-re trzymałam otwarte dla świeżego powietrza.Uwielbiam zimne sypialnie i nie chcia-łam, aby nieznany intruz pozbawił mnie tej przyjemności.Poza tym apartament mieściłsię na piętrze i byłoby niemożliwością, by ktokolwiek zdołał wejść przez okno bez uży-cia drabiny.Jeśli ktoś chciałby mnie skrzywdzić, z pewnością znalazłby łatwiejszy spo-sób niż taszczenie drabiny, co mogłabym usłyszeć.Mimo to, kiedy wreszcie zapadłamw sen, kilka razy budziłam się raptownie, uważnie nasłuchując.Jedyne dzwięki, któresłyszałam, powodował wiatr strącający resztki liści z drzew za garażem.Dopiero o świcie, obudziwszy się po raz czwarty lub piąty, uświadomiłam sobie to,co powinno dotrzeć do mnie natychmiast: ktokolwiek przejrzał mój terminarz, wie-dział, że rankiem mam spotkanie w Arbinger i kolejne w Akademii Carrington w po-niedziałek.Zamierzałam wyruszyć do Arbinger o siódmej.Wiedziałam, że pani Hilmer jest ran-nym ptaszkiem, toteż dziesięć po szóstej zadzwoniłam do niej i spytałam, czy mogęwstąpić na chwilę.Przy filiżance wyśmienitej kawy opowiedziałam jej o intruzie i oznaj-miłam, że zabieram stenogramy i gazety, aby zrobić kopie. Nie, ja to zrobię  zaproponowała. Nie mam nic innego do roboty.Pracuję jakowolontariuszka w bibliotece i stale korzystam z tamtejszych urządzeń.Użyję kopiar-ki w biurze.W ten sposób nikt nie będzie wiedział, co kseruję.Z wyjątkiem Rudy egoSchella, oczywiście.Jest tam od zawsze i wiem, że można mu zaufać.Nie piśnie niko-mu słowa. Zawahała się na moment, a potem poprosiła:  Ellie, wolałabym, żebyśprzeprowadziła się do mnie.Nie chcę, żebyś była sama w apartamencie.Ktokolwiek tamwszedł ostatniej nocy, może wrócić, a tak czy inaczej uważam, że powinnyśmy zawia-domić policję. Nie przeprowadzę się do pani  oświadczyłam. Jeżeli już, to opuszczę apar-tament. Zaczęła kręcić głową, więc dodałam:  Ale nie zrobię tego.Jest mi zbyt do-brze w pani sąsiedztwie.Myślałam też o zawiadomieniu policji i uznałam, że to zły po-74 mysł.Nie ma śladu włamania ani kradzieży.Moja biżuteria nadal jest na miejscu.Jeżelipowiem glinom, że intruz przesunął jedynie pióro i dodał kilka słów do pliku kompu-terowego, myśli pani, że uwierzą?  Nie czekałam na odpowiedz. Westerfieldowiejuż układają wersję, że byłam skłonnym do nadmiernego fantazjowania i pobudliwymdzieckiem i że moje zeznanie na procesie nie jest wiarygodne.Czy może pani sobie wy-obrazić, jaki użytek zrobią z takiej historii? Wyjdę na jedną z owych osób, które same dosiebie wysyłają listy z pogróżkami, aby przyciągnąć uwagę otoczenia. Przełknęłamresztkę kawy. Jest jednak coś, co może pani zrobić, jeśli pani zechce.Proszę zadzwo-nić do Joan Lashiey i spytać, czy mogę przyjechać i spotkać się z nią jutro.Miło było usłyszeć, jak pani Hilmer mówi:  Jedz ostrożnie i poczuć jej szybki poca-łunek na policzku.W drodze do Bostonu utknęłam w korku, dochodziła więc jedenasta, kiedy znala-złam się pod dobrze strzeżoną bramą szkoły Arbinger.W rzeczywistości sprawiała jesz-cze bardziej imponujące wrażenie niż na fotografiach w Internecie.Zadbany budynekz czerwonej cegły wyglądał szacownie i okazale pod listopadowym niebem.Długi pod-jazd był obsadzony starymi drzewami, które w sezonie musiały tworzyć gęsty balda-chim z liści.Nietrudno sobie wyobrazić, dlaczego większość młodych ludzi, którzy koń-czą tego typu placówki, otrzymuje wraz ze świadectwem poczucie nobilitacji, świado-mość, że są kimś szczególnym, wybijającym się ponad przeciętność.Kiedy wjeżdżałam na parking przeznaczony dla gości, odtworzyłam w pamięci listęszkół średnich, do których chodziłam.Klasa wstępna w Louisville.Drugi semestr dru-giej klasy w Los Angeles.Nie, byłam tam aż do połowy trzeciej.Co potem? Ach, tak,Portland w stanie Oregon.A na koniec znów Los Angeles, gdzie ostatnia klasa i czterylata studiów zupewniły mi coś w rodzaju stabilizacji.Matka nadal przenosiła się z hote-lu do hotelu, dopóki nie skończyłam uczelni.To właśnie wtedy jej dolegliwości zaczęłysię nasilać i aż do śmierci dzieliła ze mną moje małe mieszkanie. Zawsze chciałam, żebyście umiały znalezć się w towarzystwie, Ellie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl