Pokrewne
- Strona Główna
- Współczesne tendencje w pomocy społecznej i w pracy socjalnej red. Mirosław Grwisński, Jerzy Krzyszkowski
- Krzysztof Karolczak, Współczesny terroryzm w wietle teorii Halforda Mackindera(1)
- Baczyński Krzysztof Kamil Sen w granicie kuty (2)
- Borun Krzysztof , Andrzej Trepk Proxima
- Krzysztof Borun, Andrzej Trepka Proxima
- King Stephen Mroczna wieza I Roland
- Wylie Jonathan Słudzy Arki Tom 2 PoÂśrodku Kręgu
- bred smal skinne
- Clayton Alice Z tobą się nie nudzę
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lala1605.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zeszczuplała ostatnio pomyślał i wyszedł z pokoju.Dorotawybiegła za nim. Wychodzisz?Drawski ubierał się pośpiesznie. Tak.Bądz co bądz jeszcze jestem pracownikiem instytutu.W każdym razie dopóki ty z Derką nie postanowicie inaczej. Do której będziesz w instytucie? Nie wiem.Do widzenia, Dorotko.Chciałbym, żebyś została,ale nie będę zdziwiony, jeżeli wyjedziesz nawet dziś.Dorota stała jeszcze przez chwilę w korytarzu i patrzyłaszeroko otwartymi oczami na drzwi, które przed chwilązatrzasnęły się za Andrzejem. Jednak chyba się boję powiedziała półgłosem.Z kuchni wyszła mama. Mówiłaś coś? Nie, nie, nic., Andrzej wyszedł? Tak i nie wiem, kiedy wróci.Tego dnia pani Teresa była w wyjątkowo złym humorze.Odsamego rana pastwiła się nad panią Połą, która usiłowała nieodrywać wzroku od papierów.Kiedy zadzwonił telefon, paniTeresa ostentacyjnie wstała i zaczęła pilnie szukać czegoś wszafie wśród segregatorów.Niech się ruszy pomyślała ze złością, tym większą, żejednak wolała wiedzieć, kto i do kogo dzwoni. Pani Tereso, to do pani powiedziała pokornie Pola iuciekła z powrotem do swojego biurka. Halo, słucham odezwała się Teresa nieco obrażonymtonem. Dzień dobry, pani Tereso.Mówi Dorota Domańska. Ach, to pani? Nie poznałam w pierwszej chwili. Muszę koniecznie z panią porozmawiać.Widzi pani, ja jużwyjeżdżam do Wrocławia i chciałabym się z panią pożegnać.Była pani dla mnie taka miła. Ależ oczywiście, pani Dorotko, może spotkamy się poczwartej gdzieś w kawiarni albo wpadnie pani do mnie dodomu? Nie, nie, dziękuję.Widzi pani, ja jestem właśnie winstytucie. Ach, tak? U pana Andrzeja? Nie.Jestem na portierni.Wolałabym uniknąć spotkania zinnymi osobami.Pani rozumie? Oczywiście, oczywiście.Wzięła pani przepustkę? Tak, do Wydziału Finansowego. No to świetnie.Zaraz zejdę do głównego hallu i gdzieśsobie siądziemy.Może w stołówce? Ale nie.Tam może ktośwpaść.Już wiem.Na parterze mamy Pokój Wypoczynkowy.Nikt tam nie przychodzi.Zaraz będę na dole.Teresa spojrzała na panią Połę triumfalnie, warknęła Będę zapół godziny i wybiegła z pokoju.Do Rady Zakładowej wpadłajak burza. Gdzie jest klucz od Pokoju Wypoczynkowego ? krzyknęła na młodą dziewczynę siedzącą przy biurku.Wreszcie w tej strasznej instytucji człowiek powinien miećmożliwość usiąść gdzieś na chwilę w spokoju i ciszy.Od czegowłaściwie jest ten cały pokój!Przerażona dziewczyna zaczęła grzebać w biurku. O tej porze nikt tam nie siedzi. A o jakiej porze? Po pracy to ja wypoczywam w domu! Poco w ogóle zamykacie na klucz? Bo tam jest telewizor. No to co? Przecież nie wyniosę go na plecach huknęłapani Teresa i wyrwała przerażonej panience klucz z ręki.W Pokoju Wypoczynkowym" poza telewizorem stały jeszczewygodne fotele, małe stoliczki i stojaki z gazetami.Pani Teresanatychmiast się rozgościła. Przynieść pani kawy? Może herbaty? Nie, dziękuję bardzo.Ja tylko na chwilę.Chciałam panipodziękować za życzliwość.i w ogóle.Nie mam ochotyżegnać się tu z nikim więcej. Moje biedactwo.Naprawdę bardzo pani współczuję.Została pani teraz zupełnie sama. Czy mogę panią prosić, żeby pani oddała do czytelni te dwatomy chemii nieorganicznej.Wolałabym nie pokazywać siętam, bo w ogóle niechętnie widuję się z.kolegami Agaty. Rozumiem, rozumiem powiedziała domyślnie paniTeresa. Ale te książki nie pochodzą z instytutu.Nie mająpieczątek naszej czytelni. Nie? zdziwiła się Dorota. Byłam przekonana, że.zresztą głupstwo, mnie one nie są potrzebne; skoro już jeprzyniosłam. Jak pani uważa, ale można je sprzedać w antykwariacie. Ach nie - zaprotestowała Domańska. Może jednaknapiłabym się kawy, gdyby to nie sprawiło pani zbytniegokłopotu? Trochę zmarzłam. Zaraz przyniosę.Przyjechała pani autobusem? Taksówką.Ale mimo to zmarzłam.Dorota popijała kawę małymi łyczkami i wyraznie nabierałaochoty do dalszej pogawędki.Dopytywała się o różnych ludzi zinstytutu, a pani Teresa z rozkoszą odpowiadała w nadziei, żesama dowie się również czegoś ciekawego. Gębicki? Ależ to mruk i odludek! mówiła z ożywieniem,kiedy Dorota zapytała, czy docent ma jakąś dziewczynę Czyżby się pani podobał?Ach, nie! Skąd znowu.Pani pracuje w instytucie od wielu lat.Zna pani wszystkich starych pracowników.Niech mi panipowie, czy on zawsze był taki? No, niezupełnie.Swego czasu robił wrażenie bardzozarozumiałego.Nie zadawał się z normalnymi śmiertel-nikami.Doszłam jednak do wniosku, że to po prostu dziwak.Ichyba rzeczywiście zdziwaczał w ciągu tych kilku lat do reszty. Z nikim się nie przyjazni, prowadzi taki samotny tryb życia,a przecież musi dosyć dobrze zarabiać? Co on robi zpieniędzmi? Ej, Dorotko! zaśmiała się Teresa. Jednak wpadł paniw oko? Niech pani nie żartuje.Po prostu jestem ciekawa.Ludzkarzecz. Oczywiście. Może odkłada na samochód? Nie ma chyba samochodu? Kiedyś miał powiedziała pani Teresa, która w pełnizasługiwała na miano wszechwiedzącej. Ale go sprzedał.Pewnie ze skąpstwa. Miał samochód? No, proszę.Dawno go sprzedał? Czy ja wiem.Jakieś sześć, siedem lat temu. A jaki to był samochód? Chyba przyjeżdżał nim doinstytutu? O ile pamiętam, całkiem dobry wóz.Zielony Volkswagen.Narzekał że go za dużo kosztuje eksploatacja.Oczywiście!Autokar instytutu jest o wiele tańszy.Początkowo usiłowałnaśladować profesora Rogalskiego.Samochód, ważna mina,ale to trochę za mało, żeby zostać prawdziwym naukowcem.Toteż przysiadł po kilku latach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Zeszczuplała ostatnio pomyślał i wyszedł z pokoju.Dorotawybiegła za nim. Wychodzisz?Drawski ubierał się pośpiesznie. Tak.Bądz co bądz jeszcze jestem pracownikiem instytutu.W każdym razie dopóki ty z Derką nie postanowicie inaczej. Do której będziesz w instytucie? Nie wiem.Do widzenia, Dorotko.Chciałbym, żebyś została,ale nie będę zdziwiony, jeżeli wyjedziesz nawet dziś.Dorota stała jeszcze przez chwilę w korytarzu i patrzyłaszeroko otwartymi oczami na drzwi, które przed chwilązatrzasnęły się za Andrzejem. Jednak chyba się boję powiedziała półgłosem.Z kuchni wyszła mama. Mówiłaś coś? Nie, nie, nic., Andrzej wyszedł? Tak i nie wiem, kiedy wróci.Tego dnia pani Teresa była w wyjątkowo złym humorze.Odsamego rana pastwiła się nad panią Połą, która usiłowała nieodrywać wzroku od papierów.Kiedy zadzwonił telefon, paniTeresa ostentacyjnie wstała i zaczęła pilnie szukać czegoś wszafie wśród segregatorów.Niech się ruszy pomyślała ze złością, tym większą, żejednak wolała wiedzieć, kto i do kogo dzwoni. Pani Tereso, to do pani powiedziała pokornie Pola iuciekła z powrotem do swojego biurka. Halo, słucham odezwała się Teresa nieco obrażonymtonem. Dzień dobry, pani Tereso.Mówi Dorota Domańska. Ach, to pani? Nie poznałam w pierwszej chwili. Muszę koniecznie z panią porozmawiać.Widzi pani, ja jużwyjeżdżam do Wrocławia i chciałabym się z panią pożegnać.Była pani dla mnie taka miła. Ależ oczywiście, pani Dorotko, może spotkamy się poczwartej gdzieś w kawiarni albo wpadnie pani do mnie dodomu? Nie, nie, dziękuję.Widzi pani, ja jestem właśnie winstytucie. Ach, tak? U pana Andrzeja? Nie.Jestem na portierni.Wolałabym uniknąć spotkania zinnymi osobami.Pani rozumie? Oczywiście, oczywiście.Wzięła pani przepustkę? Tak, do Wydziału Finansowego. No to świetnie.Zaraz zejdę do głównego hallu i gdzieśsobie siądziemy.Może w stołówce? Ale nie.Tam może ktośwpaść.Już wiem.Na parterze mamy Pokój Wypoczynkowy.Nikt tam nie przychodzi.Zaraz będę na dole.Teresa spojrzała na panią Połę triumfalnie, warknęła Będę zapół godziny i wybiegła z pokoju.Do Rady Zakładowej wpadłajak burza. Gdzie jest klucz od Pokoju Wypoczynkowego ? krzyknęła na młodą dziewczynę siedzącą przy biurku.Wreszcie w tej strasznej instytucji człowiek powinien miećmożliwość usiąść gdzieś na chwilę w spokoju i ciszy.Od czegowłaściwie jest ten cały pokój!Przerażona dziewczyna zaczęła grzebać w biurku. O tej porze nikt tam nie siedzi. A o jakiej porze? Po pracy to ja wypoczywam w domu! Poco w ogóle zamykacie na klucz? Bo tam jest telewizor. No to co? Przecież nie wyniosę go na plecach huknęłapani Teresa i wyrwała przerażonej panience klucz z ręki.W Pokoju Wypoczynkowym" poza telewizorem stały jeszczewygodne fotele, małe stoliczki i stojaki z gazetami.Pani Teresanatychmiast się rozgościła. Przynieść pani kawy? Może herbaty? Nie, dziękuję bardzo.Ja tylko na chwilę.Chciałam panipodziękować za życzliwość.i w ogóle.Nie mam ochotyżegnać się tu z nikim więcej. Moje biedactwo.Naprawdę bardzo pani współczuję.Została pani teraz zupełnie sama. Czy mogę panią prosić, żeby pani oddała do czytelni te dwatomy chemii nieorganicznej.Wolałabym nie pokazywać siętam, bo w ogóle niechętnie widuję się z.kolegami Agaty. Rozumiem, rozumiem powiedziała domyślnie paniTeresa. Ale te książki nie pochodzą z instytutu.Nie mająpieczątek naszej czytelni. Nie? zdziwiła się Dorota. Byłam przekonana, że.zresztą głupstwo, mnie one nie są potrzebne; skoro już jeprzyniosłam. Jak pani uważa, ale można je sprzedać w antykwariacie. Ach nie - zaprotestowała Domańska. Może jednaknapiłabym się kawy, gdyby to nie sprawiło pani zbytniegokłopotu? Trochę zmarzłam. Zaraz przyniosę.Przyjechała pani autobusem? Taksówką.Ale mimo to zmarzłam.Dorota popijała kawę małymi łyczkami i wyraznie nabierałaochoty do dalszej pogawędki.Dopytywała się o różnych ludzi zinstytutu, a pani Teresa z rozkoszą odpowiadała w nadziei, żesama dowie się również czegoś ciekawego. Gębicki? Ależ to mruk i odludek! mówiła z ożywieniem,kiedy Dorota zapytała, czy docent ma jakąś dziewczynę Czyżby się pani podobał?Ach, nie! Skąd znowu.Pani pracuje w instytucie od wielu lat.Zna pani wszystkich starych pracowników.Niech mi panipowie, czy on zawsze był taki? No, niezupełnie.Swego czasu robił wrażenie bardzozarozumiałego.Nie zadawał się z normalnymi śmiertel-nikami.Doszłam jednak do wniosku, że to po prostu dziwak.Ichyba rzeczywiście zdziwaczał w ciągu tych kilku lat do reszty. Z nikim się nie przyjazni, prowadzi taki samotny tryb życia,a przecież musi dosyć dobrze zarabiać? Co on robi zpieniędzmi? Ej, Dorotko! zaśmiała się Teresa. Jednak wpadł paniw oko? Niech pani nie żartuje.Po prostu jestem ciekawa.Ludzkarzecz. Oczywiście. Może odkłada na samochód? Nie ma chyba samochodu? Kiedyś miał powiedziała pani Teresa, która w pełnizasługiwała na miano wszechwiedzącej. Ale go sprzedał.Pewnie ze skąpstwa. Miał samochód? No, proszę.Dawno go sprzedał? Czy ja wiem.Jakieś sześć, siedem lat temu. A jaki to był samochód? Chyba przyjeżdżał nim doinstytutu? O ile pamiętam, całkiem dobry wóz.Zielony Volkswagen.Narzekał że go za dużo kosztuje eksploatacja.Oczywiście!Autokar instytutu jest o wiele tańszy.Początkowo usiłowałnaśladować profesora Rogalskiego.Samochód, ważna mina,ale to trochę za mało, żeby zostać prawdziwym naukowcem.Toteż przysiadł po kilku latach [ Pobierz całość w formacie PDF ]