Pokrewne
- Strona Główna
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek
- Jordan Robert Sciezka sztyletow (SCAN dal 106
- Andre Norton SC 1.2 Swiat Czarownic w pulapce
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- KRZYŻACY tom I H. Sienkiewicz
- Gabriela Zapolska KaÂśka Kariatyda
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wpserwis.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiemy o tym, bo pilnowaliśmy rzeki.- Więc ktoś z hotelu?- Tak, dziecino.I to ktoś z jednego skrzydła w hotelu, sam obserwowałem schody, nikt nie wchodził.Spojrzał na jej pytającą twarz i powiedział cicho:- Nie ma tak wielu osób.Pani, ja, pani Cardew Trench, Marcus, jego siostra.Kilku starych służących, którzy tu pracują od lat.Człowiek nazwiskiem Harrison z Kirkuku, o którym nic nie wiadomo.Pielęgniarka z Jewish Hospital.Mogła być każda z tych osób, ale żadna nie wydaje się prawdopodobna, z jednego prostego powodu.-Tak?- Carmichael miał się na baczności.Wiedział, że zbliża się szczytowa chwila jego misji.Był człowiekiem o wyczulonym instynkcie niebezpieczeństwa.Jak to się stało, że instynkt go zawiódł?- Ci policjanci.- zaczęła Victoria.- Oni przyszli potem z ulicy.Przypuszczam, że otrzymali jakiś sygnał.Ale nie oni popełnili zbrodnię.Musiał to zrobić człowiek, którego Carmichael dobrze znał, któremu ufał.albo.którego zlekceważył.Gdybym tylko wiedział.IIPo osiągnięciu sukcesu przychodzi kolej na odreagowanie napięcia.Victoria, jak w transie dążyła do celu: dostać się do Bagdadu, znaleźć Edwarda, poznać Gałązkę Oliwną.Dokonała tego i teraz zastanawiała się czasami, choć nie była skłonna do autorefleksji, co właściwie tutaj robi.Uniesienie towarzyszące spotkaniu z Edwardem pojawiło się i zniknęło.Kochała Edwarda i Edward ją kochał.Pracowali wspólnie pod jednym dachem, ale patrząc chłodnym okiem, Victoria zadawała sobie pytanie: na co i po co?Edward siłą własnej determinacji czy zręcznej perswazji, dopiął swego, Victoria otrzymała skromnie płatne zajęcie w Gałązce Oliwnej.Pracowała w małym, ciemnym pokoiku, w którym stale paliło się światło, przepisywała na rozklekotanej maszynie zawiadomienia, listy i manifesty dotyczące naiwnego programu Gałązki Oliwnej.Edward miał poczucie, że z Gałązką Oliwną jest coś nie w porządku.Pan Dakin zgadzał się z jego opinią.Zadaniem jej, Victorii, było wpaść na jakiś trop, ale pytanie, czy było tu w ogóle czego szukać.Pokojowa działalność Gałązki Oliwnej była słodka jak miód.Spotkania odbywały się przy oranżadzie i żałosnych zakąskach, a Victoria miała na nich pełnić obowiązki niemalże pani domu: rozmawiać, przedstawiać, pilnować dobrego nastroju, krążyć wśród ludzi rozmaitych nacji, którzy spoglądali na siebie wilkiem i łapczywie pochłaniali zakąski.Jej zdaniem nie było tu żadnego ukrytego nurtu, konspiracji, wewnętrznych struktur.Wszystko było jawne, pokojowe i przeraźliwie nudne.Ciemnoskórzy chłopcy zalecali się do Victorii, pożyczali jej książki, które przerzucała i odkładała znużona.Z hotelu Tio przeprowadziła się do pensjonatu na zachodnim brzegu rzeki, gdzie mieszkała razem z innymi dziewczętami różnych narodowości.Wśród nich była Catherine i Victorii zdawało się, że obserwuje ją ona podejrzliwym okiem; czy Catherine podejrzewała ją o szpiegowanie Gałązki Oliwnej, czy też to sprawa bardziej delikatnej natury, dotycząca uczuć Edwarda, tego Victoria nie mogła rozstrzygnąć.Brała pod uwagę raczej tę drugą możliwość.Było powszechną tajemnicą, że to Edward załatwił pracę Victorii, toteż kilka par zazdrosnych ciemnych oczu łypało na nią z uzasadnioną wrogością.Faktem jest, myślała ponuro, że Edward jest stanowczo zbyt przystojny.Wszystkie te dziewczyny były w nim zakochane, a ujmujący, przyjacielski sposób bycia Edwarda tylko pogarszał sprawę.Victoria i Edward umówili się, że będą trzymać swe uczucia w tajemnicy.Jeżeli mają odkryć coś ważnego, nikt nie może ich podejrzewać o współpracę.Stosunek Edwarda do Victorii był taki sam jak do innych dziewcząt, tyle że nieco chłodniejszy.O ile więc Gałązka Oliwna wydawała się całkowicie nieszkodliwą organizacją, to jej szef i założyciel budził wiele wątpliwości.Victoria kilkakrotnie czuła na sobie spojrzenie ciemnych pytających oczu i choć reagowała niewinną pensjonarską minką, serce zaczynało jej walić jak młotem, ogarniał ją lęk.Kiedyś stawiła się u niego z powodu jakiegoś błędu maszynowego i już nie skończyło się na spojrzeniu.- Mam nadzieję, że zadowolona jest pani z pracy? - spytał.- Tak, bardzo - odparła Victoria.I dodała: - Przykro mi, że robię tyle błędów.- Nie szkodzi.Nie potrzebujemy bezdusznych automatów.Potrzebujemy młodości, wielkodusznej postawy, szerokich horyzontów myślenia.Victoria usiłowała przybrać poważną, wielkoduszną postawę.- Trzeba kochać pracę.kochać sprawę, której się służy.wierzyć w świetlaną przyszłość.Czy tak właśnie pani czuje, moje dziecko?- To wszystko jest dla mnie takie nowe - powiedziała.Mam wrażenie, że nie ogarnęłam jeszcze tego do końca.- Razem.wszyscy razem.młodzi na całym świecie powinni iść razem.To sprawa zasadnicza.Lubi pani nasze koleżeńskie wieczorki dyskusyjne?- Bardzo - odparła Victoria, która w rzeczywistości nienawidziła tych spotkań.- Zgoda zamiast swarów, braterstwo zamiast nienawiści.Ten proces postępuje, powoli i systematycznie.Zgadza się pani ze mną?Pomyślała o niekończących się drobnych zawiściach i kłótniach, zranionych uczuciach, wiecznych przeprosinach i nie bardzo wiedziała, co ma odpowiedzieć.- Niekiedy - powiedziała ostrożnie - ludzie są trudni.- Wiem.wiem.- westchnął doktor Rathbone i zmarszczył w zakłopotaniu swe szlachetne, wysokie czoło.- Słyszałem, że Michael Rakounian pobił się z Isaakiem Na-houmem i rozciął mu wargę.O co poszło?- Po prostu drobne nieporozumienie.Doktor Rathbone zamyślił się ponuro.- Cierpliwość i wiara - mruknął.- Cierpliwość i wiara -powtórzył.Victoria posłusznie pokiwała głową i wybąkała coś pod nosem, po czym odwróciła się, by wyjść z pokoju.Ale przypomniała sobie, że zostawiła maszynopis, i zawróciła.W tym momencie spotkała spojrzenie doktora Rathbone i przeraziła się; wpatrywał się w nią przenikliwym, nieufnym wzrokiem.Victorii przyszło nagle do głowy, że tak naprawdę wcale nie wie, pod jak ścisłą jest obserwacją i co właściwie myśli o niej doktor Rathbone.Wytyczne Dakina były bardzo precyzyjne.Jeśli miała mu coś do przekazania, musiała trzymać się pewnych ustaleń.Dał jej starą, wyblakłą różową chusteczkę, miała z tą chusteczką przechadzać się w pobliżu swego pensjonatu nad brzegiem rzeki o zachodzie słońca, jak to czasem robiła.Była tam mała ścieżka, ciągnąca się przez jakieś ćwierć mili.W pewnym momencie pojawiały się duże schody prowadzące na brzeg rzeki, gdzie zawsze stały przycumowane łodzie.Na jednym z drewnianych pali znajdował się zardzewiały gwóźdź [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Wiemy o tym, bo pilnowaliśmy rzeki.- Więc ktoś z hotelu?- Tak, dziecino.I to ktoś z jednego skrzydła w hotelu, sam obserwowałem schody, nikt nie wchodził.Spojrzał na jej pytającą twarz i powiedział cicho:- Nie ma tak wielu osób.Pani, ja, pani Cardew Trench, Marcus, jego siostra.Kilku starych służących, którzy tu pracują od lat.Człowiek nazwiskiem Harrison z Kirkuku, o którym nic nie wiadomo.Pielęgniarka z Jewish Hospital.Mogła być każda z tych osób, ale żadna nie wydaje się prawdopodobna, z jednego prostego powodu.-Tak?- Carmichael miał się na baczności.Wiedział, że zbliża się szczytowa chwila jego misji.Był człowiekiem o wyczulonym instynkcie niebezpieczeństwa.Jak to się stało, że instynkt go zawiódł?- Ci policjanci.- zaczęła Victoria.- Oni przyszli potem z ulicy.Przypuszczam, że otrzymali jakiś sygnał.Ale nie oni popełnili zbrodnię.Musiał to zrobić człowiek, którego Carmichael dobrze znał, któremu ufał.albo.którego zlekceważył.Gdybym tylko wiedział.IIPo osiągnięciu sukcesu przychodzi kolej na odreagowanie napięcia.Victoria, jak w transie dążyła do celu: dostać się do Bagdadu, znaleźć Edwarda, poznać Gałązkę Oliwną.Dokonała tego i teraz zastanawiała się czasami, choć nie była skłonna do autorefleksji, co właściwie tutaj robi.Uniesienie towarzyszące spotkaniu z Edwardem pojawiło się i zniknęło.Kochała Edwarda i Edward ją kochał.Pracowali wspólnie pod jednym dachem, ale patrząc chłodnym okiem, Victoria zadawała sobie pytanie: na co i po co?Edward siłą własnej determinacji czy zręcznej perswazji, dopiął swego, Victoria otrzymała skromnie płatne zajęcie w Gałązce Oliwnej.Pracowała w małym, ciemnym pokoiku, w którym stale paliło się światło, przepisywała na rozklekotanej maszynie zawiadomienia, listy i manifesty dotyczące naiwnego programu Gałązki Oliwnej.Edward miał poczucie, że z Gałązką Oliwną jest coś nie w porządku.Pan Dakin zgadzał się z jego opinią.Zadaniem jej, Victorii, było wpaść na jakiś trop, ale pytanie, czy było tu w ogóle czego szukać.Pokojowa działalność Gałązki Oliwnej była słodka jak miód.Spotkania odbywały się przy oranżadzie i żałosnych zakąskach, a Victoria miała na nich pełnić obowiązki niemalże pani domu: rozmawiać, przedstawiać, pilnować dobrego nastroju, krążyć wśród ludzi rozmaitych nacji, którzy spoglądali na siebie wilkiem i łapczywie pochłaniali zakąski.Jej zdaniem nie było tu żadnego ukrytego nurtu, konspiracji, wewnętrznych struktur.Wszystko było jawne, pokojowe i przeraźliwie nudne.Ciemnoskórzy chłopcy zalecali się do Victorii, pożyczali jej książki, które przerzucała i odkładała znużona.Z hotelu Tio przeprowadziła się do pensjonatu na zachodnim brzegu rzeki, gdzie mieszkała razem z innymi dziewczętami różnych narodowości.Wśród nich była Catherine i Victorii zdawało się, że obserwuje ją ona podejrzliwym okiem; czy Catherine podejrzewała ją o szpiegowanie Gałązki Oliwnej, czy też to sprawa bardziej delikatnej natury, dotycząca uczuć Edwarda, tego Victoria nie mogła rozstrzygnąć.Brała pod uwagę raczej tę drugą możliwość.Było powszechną tajemnicą, że to Edward załatwił pracę Victorii, toteż kilka par zazdrosnych ciemnych oczu łypało na nią z uzasadnioną wrogością.Faktem jest, myślała ponuro, że Edward jest stanowczo zbyt przystojny.Wszystkie te dziewczyny były w nim zakochane, a ujmujący, przyjacielski sposób bycia Edwarda tylko pogarszał sprawę.Victoria i Edward umówili się, że będą trzymać swe uczucia w tajemnicy.Jeżeli mają odkryć coś ważnego, nikt nie może ich podejrzewać o współpracę.Stosunek Edwarda do Victorii był taki sam jak do innych dziewcząt, tyle że nieco chłodniejszy.O ile więc Gałązka Oliwna wydawała się całkowicie nieszkodliwą organizacją, to jej szef i założyciel budził wiele wątpliwości.Victoria kilkakrotnie czuła na sobie spojrzenie ciemnych pytających oczu i choć reagowała niewinną pensjonarską minką, serce zaczynało jej walić jak młotem, ogarniał ją lęk.Kiedyś stawiła się u niego z powodu jakiegoś błędu maszynowego i już nie skończyło się na spojrzeniu.- Mam nadzieję, że zadowolona jest pani z pracy? - spytał.- Tak, bardzo - odparła Victoria.I dodała: - Przykro mi, że robię tyle błędów.- Nie szkodzi.Nie potrzebujemy bezdusznych automatów.Potrzebujemy młodości, wielkodusznej postawy, szerokich horyzontów myślenia.Victoria usiłowała przybrać poważną, wielkoduszną postawę.- Trzeba kochać pracę.kochać sprawę, której się służy.wierzyć w świetlaną przyszłość.Czy tak właśnie pani czuje, moje dziecko?- To wszystko jest dla mnie takie nowe - powiedziała.Mam wrażenie, że nie ogarnęłam jeszcze tego do końca.- Razem.wszyscy razem.młodzi na całym świecie powinni iść razem.To sprawa zasadnicza.Lubi pani nasze koleżeńskie wieczorki dyskusyjne?- Bardzo - odparła Victoria, która w rzeczywistości nienawidziła tych spotkań.- Zgoda zamiast swarów, braterstwo zamiast nienawiści.Ten proces postępuje, powoli i systematycznie.Zgadza się pani ze mną?Pomyślała o niekończących się drobnych zawiściach i kłótniach, zranionych uczuciach, wiecznych przeprosinach i nie bardzo wiedziała, co ma odpowiedzieć.- Niekiedy - powiedziała ostrożnie - ludzie są trudni.- Wiem.wiem.- westchnął doktor Rathbone i zmarszczył w zakłopotaniu swe szlachetne, wysokie czoło.- Słyszałem, że Michael Rakounian pobił się z Isaakiem Na-houmem i rozciął mu wargę.O co poszło?- Po prostu drobne nieporozumienie.Doktor Rathbone zamyślił się ponuro.- Cierpliwość i wiara - mruknął.- Cierpliwość i wiara -powtórzył.Victoria posłusznie pokiwała głową i wybąkała coś pod nosem, po czym odwróciła się, by wyjść z pokoju.Ale przypomniała sobie, że zostawiła maszynopis, i zawróciła.W tym momencie spotkała spojrzenie doktora Rathbone i przeraziła się; wpatrywał się w nią przenikliwym, nieufnym wzrokiem.Victorii przyszło nagle do głowy, że tak naprawdę wcale nie wie, pod jak ścisłą jest obserwacją i co właściwie myśli o niej doktor Rathbone.Wytyczne Dakina były bardzo precyzyjne.Jeśli miała mu coś do przekazania, musiała trzymać się pewnych ustaleń.Dał jej starą, wyblakłą różową chusteczkę, miała z tą chusteczką przechadzać się w pobliżu swego pensjonatu nad brzegiem rzeki o zachodzie słońca, jak to czasem robiła.Była tam mała ścieżka, ciągnąca się przez jakieś ćwierć mili.W pewnym momencie pojawiały się duże schody prowadzące na brzeg rzeki, gdzie zawsze stały przycumowane łodzie.Na jednym z drewnianych pali znajdował się zardzewiały gwóźdź [ Pobierz całość w formacie PDF ]