[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, plan był zupełnie inny, od samego początku: za­mierzali w ostatniej chwili zabić Annę Scheele, zabić w taki sposób, żeby trudno ją było po śmierci zidentyfikować.Miały pozostać tylko papiery, które przywiozła, starannie sfałszowane papiery.Victoria podbiegła do okna, wrzasnęła.Mężczyzna zbli­żał się do niej z uśmiechem na ustach.Potem wydarzenia nastąpiły jedne po drugich: trzask tłuczonego szkła, czyjaś ręka, upadek, gwiazdy w oczach, ciemność.I w ciemności głos, kojące słowa po angielsku:- Nic się pani nie stało? Victoria coś wymamrotała.- Co ona mówi? - spytał drugi głos.Człowiek, który odezwał się pierwszy, odparł, drapiąc się w głowę:- Że lepiej być władcą w niebiosach niż sługą w piekle - powiedział niepewnie.- To cytat - stwierdził drugi.I dodał: - Tylko przekręciła go.- Nie - powiedziała Victoria i zemdlała.VIIZadzwonił telefon i Dakin podniósł słuchawkę.- Operacja “Victoria" zakończona pomyślnie - zameldo­wano.- W porządku - rzekł Dakin.- Mamy Cartherine Serakis i lekarza.Drugi facet rzucił się z balkonu.Stan ciężki.- Nic się nie stało dziewczynie?- Zemdlała, ale czuje się dobrze.- Nie ma wiadomości o prawdziwej A.S.?- Nic nowego.Dakin odłożył słuchawkę.Victorii nic się nie stało, Anna, cóż, pewno nie żyje.Chciała działać na własną rękę, zapewniała, że niezawod­nie stawi się w Bagdadzie dziewiętnastego.Dziewiętnasty był dzisiaj, a Anny Scheele jak nie było, tak nie ma.Może i miała rację, że nie ufała organizacji, trudno powiedzieć.Na pewno były przecieki.W każdym razie własny koncept też okazał się zawodny.A bez Anny Scheele zabraknie ostatecznego dowodu.Wszedł goniec z karteczką od Richarda Bakera i pani Pauncefoot Jones.- Nikogo nie przyjmuję - powiedział Dakin.- Proszę im powiedzieć, że przepraszam, ale jestem zajęty.Goniec wrócił po chwili i wręczył Dakinowi kopertę.Dakin otworzył liścik i przeczytał:“Chcę się z panem spotkać w sprawie Henry'ego Carmichaela.R.B."- Proszę wprowadzić.Pani Pauncefoot Jones i Richard Baker weszli do pokoju.Pierwszy odezwał się Baker:- Nie chciałbym panu przeszkadzać, ale chodziłem do szkoły razem z Henrym Carmichaelem.Straciliśmy się z oczu na wiele lat, a kiedy byłem kilka tygodni temu w Ba-srze, spotkałem go w poczekalni konsulatu.Zaatakował go człowiek z rewolwerem, udało mi się wytrącić mu broń z rę­ki.Carmichael uciekł, zanim to jednak zrobił, wsunął mi do kieszeni pewną rzecz, którą odkryłem później.Wydawało mi się, że to nic ważnego, zwykły świstek z nazwiskiem Ahmed Mohammed.Założyłem jednak, że dla Carmichaela to było ważne.Nie dał mi żadnych instrukcji, zachowałem tę karteczkę w przekonaniu, że kiedyś się po nią zgłosi.Po­tem dowiedziałem się od Victorii Jones, że Carmichael nie żyje.Na podstawie innych jej informacji doszedłem do wniosku, że pan jest człowiekiem, któremu należy tę rzecz przekazać.Wstał i położył na biurku Dakina brudną kartkę.- Czy coś to panu mówi? Dakin głęboko odetchnął.- Tak - odparł.- Więcej, niż pan sądzi.Wstał.- Jestem panu bardzo wdzięczny, panie Baker - powie­dział.- Proszę mi wybaczyć, że nie mogę dłużej z pań­stwem rozmawiać, ale mam wiele spraw i ani minuty do stracenia.- Podał rękę pani Pauncefoot Jones.- Pewno je­dzie pani do męża na wykopaliska.Życzę powodzenia.- Dobrze się złożyło, że doktor Pauncefoot Jones nie przyjechał ze mną dzisiaj do Bagdadu - powiedział Ri­chard.- Poczciwy John Pauncefoot Jones nie zwraca więk­szej uwagi na to, co się dzieje wkoło, ale chyba odróżniłby własną żonę od szwagierki.Dakin spojrzał z lekkim zdziwieniem na panią Paunce­foot Jones.Niskim, miłym głosem powiedziała:- Moja siostra Elsie jest jeszcze w Anglii.Ufarbowałam włosy na czarno i przyjechałam na jej paszport.Panieńskie nazwisko siostry jest Scheele.Elsie Scheele.Ja nazywam się Anna Scheele.Rozdział dwudziesty czwartyBagdad był innym miastem.Obstawiono ulice sprowadzonymi tu specjalnie oddziałami międzynarodowej policji.Amerykańscy i rosyjscy policjanci, z nieruchomymi twarzami, stali ramię przy ramieniu.Nie ustawały plotki, że nie zjawi się żaden z Wielkiej Dwójki.Dwa razy lądował pod eskortą rosyjski samolot i za każdym razem na pokładzie był tylko młody rosyjski pilot.Wreszcie rozeszła się jednak wiadomość, że wszystko w porządku.Prezydent Stanów Zjednoczonych i rosyjski przywódca znajdowali się już w Bagdadzie.W Regenfs Pa­łace.Rozpoczęła się historyczna konferencja.W małym salonie działy się rzeczy, które mogły zmienić bieg historii.Jak zawsze przy doniosłych wydarzeniach sprawozdania nie miały w sobie nic dramatycznego.Doktor Alan Breck z Harwell Atomie Institute złożył ra­port zdawkowo i zwięźle.Zmarły sir Rupert Crofton Lee zostawił mu do analizy pewne próbki.Uzyskał je w czasie jednej ze swych wyprawprzez Chiny, Turkiestan i Kurdystan do Iraku.Oświadczenie doktora Brecka zawierało czysto techniczne szczegóły.Rudy metali.wysoka zawartość uranu.Umiejscowienie złóż do­kładnie nieznane, ponieważ notatki i dziennik sir Ruperta zostały zniszczone w czasie wojny przez nieprzyjaciela.Następnie wystąpił Dakin.Łagodnym, znużonym gło­sem opowiedział sagę Henry'ego Carmichaela, o tym, jak uwierzył w pogłoski i dziwne opowieści o fantastycznych instalacjach i podziemnych laboratoriach w odległej dolinie poza zasięgiem cywilizacji.O jego poszukiwaniach uwień­czonych sukcesem.I jak wielki podróżnik, sir Rupert Cro­fton Lee, znawca tamtych stron, uwierzył Carmichaelowi, zgodził się przyjechać do Bagdadu, i o tym, jak zginął.I jak zginął Carmichael z rąk sobowtóra sir Ruperta.Sir Rupert i Henry Carmichael nie żyją.Jest jednak trze­ci świadek, żyjący i tutaj obecny.Pani Anna Scheele przedstawi za chwilę swoje świadectwo.Anna Scheele, równie spokojna i opanowana jak w biu­rze Morganthala, podała wykaz nazwisk i cyfr.Z niezwy­kłym znawstwem spraw finansowych przedstawiła rozbudo­waną siatkę, która wycofywała pieniądze z obiegu i finansowała działalność zmierzającą do podziału cywilizo­wanego świata na dwa zwalczające się obozy.Nie były to pu­ste słowa.Przedstawiła fakty i cyfry.Przekonała tych, którzy jeszcze wątpili w niesłychaną opowieść o Carmichaelu.Dakin znowu zabrał głos.- Henry Carmichael nie żyje.Ale przywiózł ze swej de­sperackiej wyprawy namacalne, niezbite dowody.Nie mógł ich trzymać przy sobie, bo wróg mu deptał po piętach.Miał jednak wielu przyjaciół.Za pośrednictwem dwóch z nich przesłał dowody w bezpieczne ręce, także swojego przyja­ciela, człowieka, który cieszy się poszanowaniem i estymą w całym Iraku.Łaskawie zgodził się on być tutaj dzisiaj z nami.To szejch Hussein el Ziyara z Karbali.Jak powiedział Dakin, szejch Hussein el Ziyara był zna-na powszechnie postacią w świecie muzułmańskim.Ucho­dził za świątobliwego człowieka i wielkiego poetę.Wielu lu­dzi uważało go za świętego.Wstał teraz z miejsca i wszyscy patrzyli na tę imponującą postać z ciemnobrązową, pofarbowaną henną brodą.Ubrany był w szarą marynarkę wy­kończoną po brzegach złotą lamówką i powiewny brązowy płaszcz misternej jak pajęczyna roboty.Na głowie miał za­wój z zielonego materiału, ozdobiony sznurkami ciężkich złotych agali, który nadawał mu patriarchalny wygląd.Głos miał głęboki i dźwięczny.- Henry Carmichael był moim przyjacielem - przemó­wił.- Znałem go jako chłopca, zgłębiał wraz ze mną wier­sze naszych wielkich poetów.Dwóch ludzi przyjechało pewnego razu do Karbali.Jeździli po kraju z wędrownym kinem.To prości ludzie, ale godni wyznawcy Proroka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl