[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem wyjął z kieszeni garść tabletek i wrzucił je sobie do ust.Lunzie spojrzała na niego tępym wzrokiem.- Dzięki Muhlah!- A teraz zajmiemy się tobą.- Zabrzmiało to złowieszczo.Lunzie poczuła atak panicznego strachu, który nie miał żadnych podstaw, oprócz tego, że Zebara bębnił swoją potężną ręką o kwarcową szybę kabiny.- Flor, powiedz Bringanowi, żeby tu natychmiast przyszedł.Wyglądasz fatalnie, Lunzie Mespil.Posiedź tu spokojnie i po­czekaj na lekarza.Lunzie zmusiła się do spokoju i zauważyła, że Zebara przygląda jej się z pewnym rozbawieniem.- Co my mamy z tobą zrobić? - zapytał retorycznie.- Nawet na statku tak wielkim jak ARCT-10 nie można cię bezpiecznie ukryć.Raz udało ci się ujść z życiem, ale nie można dalej ryzykować.- Lunzie życzyła sobie, żeby usiadł zamiast stać nad nią.- Czy przyjrzałaś się swoim napastnikom?- Żeńska Ryxi o imieniu Birra i mężczyzna, który nazywał się Knoradel.- Dała opis zewnętrzny.- Ryxi ma zmiażdżoną klatkę piersiową, a mężczyzna też nie wyszedł z tego bez śladów.- Nie powinno być problemów z ich rozpoznaniem - stwierdził Zebara i wcisnął przycisk na tablicy.Lunzie usłyszała, jak mówi coś do szefa ochrony.- Nie będziesz miała nic przeciwko pozostaniu tutaj, dopóki ich nie zatrzymają? Nie? To bardzo rozsądnie z twojej strony.- Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę i w końcu uśmiechnął się szeroko, co sprawiło, że bardzej przypominał drapieżną rybę niż rozbawionego człowieka.- A właściwie to byłoby najlepiej, gdybyś w ogóle nie wracała na ARCT-10.- W przestrzeni nie ma zbyt wielkiego wyboru - zauważyła Lunzie czując nadchodzącą słabość po Dyscyplinie.- Mnie przychodzi do głowy jedno.- Spojrzał na nią wyczekująco, a gdy nie reagowała, westchnął rozczarowany.- Możesz z nami wracać na Ambrozję,- Na Ambrozję? - Lunzie nie była pewna, czy przemawia do niej ta perspektywa.- Wspaniałe rozwiązanie biorąc pod uwagę, że i tak jesteś po uszy zamieszana w tę sprawę.Byłoby to bardzo wskazane.Nikt nie powtórzy zamachu na twoje życie na statku, którym ja dowodzę.Załatwię zmianę twojego przydziału w dowództwie ARCT-10.Lunzie była naprawdę zaskoczona.Nie spodziewała się tak pozytywnego podejścia i takiego zaangażowania ze strony grawitanta.- Ale dlaczego?- Jesteś w poważnym niebezpieczeństwie.Częściowo zresztą z powodu nadobowiązkowej pomocy, której udzieliłaś grawitantowi.Dobrze znałem Orliga.Moi ziomkowie zawdzięczają ci wiele, tak samo jak twoi.Masz jakieś wątpliwości?- Nie - zdecydowała Lunzie.- Z wielką ulgą będę znowu zasypiać bezpiecznie- Zaczynała się czuć jak w stanie nieważkości; widomy znak, że nadeszło wyczerpanie spowodowane odpływem adrenaliny.Zebara uśmiechnął się, jeszcze raz upodabniając się do rekina, i zgryzł kolejną tabletkę.- Jeżeli morderstwo Orliga i napad na ciebie traktować jako sygnał, a wierzę, że tak trzeba, to Ambrozja może być w jeszcze większym niebezpieczeństwie, niż myślałem.Orlig był moim uchem na ARCT, a tutaj właśnie nadsyłałem swoje raporty, które potem przekazywano dalej.Mieliśmy więc już sygnał, że ten kawałek tortu może wpaść w niewłaściwe ręce.Ty to potwierdzasz.Wróciłem, żeby poprosić o militarne wsparcie tam na miejscu, aby odeprzeć ewentualny atak piratów, zanim będzie można z oficjalną pompą ogłosić założenie nowej kolonu.Odpocznij, Lunzie Mespil.- Dziękuję - powiedziała Lunzie słabym głosem za odchodzącym Zebarą.Poczuła, że ciężar podejmowania decyzji i brak poczucia bezpieczeństwa zostały zdjęte z jej słabnących ramion przez to, że ktoś jej uwierzył.Bezwładnie oparła głowę o miękkie oparcie krzesła.Po chwili zdała sobie sprawę, że ktoś jeszcze jest w kabinie.- A, więc nie śpisz.Nie ruszaj się zbyt gwałtownie.Nastawiam ramię.- Przy jej boku klęczał przysadzisty męż­czyzna o rudych włosach.- Jestem doktor Bringan.Specjalizuję się w ksenobiologii, ale nie unikam praktykowania swoich umiejętności na znanych gatunkach.Wykonuję podstawowe badania załogi i czasami opatruję skaleczenia.Rozumiem, że teraz ty obejmiesz funkcję oficera medycznego.- Delikatnie pociągnął jej łokieć i nadgarstek w przeciwnych kierunkach.Zagięte palce powoli się wyprostowały.- To powinno przynieść ulgę - dodał z sympatycznym uśmiechem.- Potrafię poskładać połamane kawałki, choć pacjentowi mogłoby się to wydać niezręczne.- Hm, tak - zgodziła się Lunzie przyglądając mu się uważnie.Na szczęście ramię było bez czucia.Musiał dać jej znieczulenie.- Chwileczkę, nie słyszałam jeszcze chrzęstu kości.- Ja tylko sprawdzam, czy ligatury się trzymają.Wszystko w porządku.- Bringan przesunął urządzeniem diagnostycznym po jej ramieniu.- Miałaś szczęście, że rękaw jest obcisły.Na pewno byłoby bardziej opuchnięte, gdybyśmy się tym nie zajęli.- Widzę - stwierdziła Lunzie, śledząc czerwonawy obrzęk na ramieniu, pochodzący z podskórnego wylewu.Niebawem zamieni się w tęczę kolorów, gdy krew ustąpi.Dotknęła ciała palcem przyrządu i poczuła, że ustępuje pod naciskiem.Bringan włożył urządzenie do torby na pasku i zręcznym ruchem szarpnął ją za ramię.Lunzie usłyszała, jak kości łokciowa i promieniowa z lekkim chrzęstem wskakują na swoje miejsce.- Założę usztywnienie kości, nie ograniczy ruchów i możesz myć tę rękę, byle ostrożnie.Ramię będzie bardzo obolałe, gdy przestanie działać znieczulenie - zaczął poruszać jej palcami.- Za kilka godzin odzyskasz sprawność w ręce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl