[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naturalnie, proszę pana, jeśli jest cokolwiek, co mo­głabym państwu powiedzieć i co byłoby pomocne.przecież państwo nie jesteście obcy.Panna Gwenda i te jej „rynki".Tak to pani zabawnie mówiła.- To bardzo miłe z pani strony - powiedział Giles.- Jeśli więc nie będzie pani miała nic przeciwko temu, zapytam wprost.Pani Halliday opuściła dom, z tego co wiem, całkiem niespodziewanie?- Tak, proszę pana.To był dla nas wszystkich ogromny szok, a zwłaszcza dla majora.Biedny pan zupełnie się zała­mał.- I kolejne bardzo bezpośrednie pytanie: czy domyśla się pani, kim był mężczyzna, z którym uciekła?Edith Pagett pokręciła przecząco głową.- O to samo pytał mnie doktor Kennedy.a ja nie umia­łam mu odpowiedzieć.Lily też nie wiedziała.Ani oczywiście, Layonee, ta cudzoziemka, też nie miała pojęcia.- Nie wiedziała pani - skomentował Giles.- Ale może mo­gła się pani czegoś domyślać? Teraz, po tylu latach, nie mia­łoby większego znaczenia, nawet gdyby się pani myliła.Z pewnością miała pani jakieś podejrzenia.-No cóż, miałyśmy pewne podejrzenia.ale proszę pa­miętać, że to jedynie podejrzenia i nic więcej.I jeśli o mnie chodzi, nigdy niczego nie widziałam.Ale Lily, która jak pań­stwu mówiłam, była dość bystrą dziewczyną, ta Lily to mia­ła swoje pomysły, i to od dawna.„Zapamiętajcie moje słowa - mawiała.- Ten gość się w niej kocha.Wystarczy tylko na niego popatrzeć, jak się jej przygląda, kiedy nalewa mu her­baty.A ta jego żona to ma sztylety w oczach!"- Rozumiem.A kim był ten.hm.gość?- Obawiam się, proszę pana, że nie pamiętam jego nazwi­ska.Po tych wszystkich latach.To był kapitan.Esdale.nie, nie tak.Emery.ale też nie.Wydaje mi się, że miał nazwisko na E.Albo na H.Dość niezwykłe.Ale przez szes­naście lat ani razu o nim nie pomyślałam.Mieszkał z żoną w hotelu Royal Clarence.- Letnicy?- Tak, ale myślę, że on.a może oboje.znali panią Hal-liday wcześniej.Często przychodzili z wizytą.W każdym ra­zie Lily uważała, że on się kochał w pani Halliday.- Co nie podobało się jego żonie.-No nie.Ale proszę wziąć pod uwagę, że nigdy, ani przez chwilę, nie wierzyłam, że mogło w tym być coś złego.I nadal nie wiem, co o tym myśleć.- A czy oni byli tu - spytała Gwenda - w Royal Claren­ce.kiedy.kiedy Helen.moja macocha odeszła?- O ile pamiętam, wyjechali mniej więcej w tym samym czasie.Dzień wcześniej czy dzień później.w każdym razie różnica była tak nieznaczna, że ludzie zaczęli gadać.Ale ni­gdy nie słyszałam, żeby mówiono coś konkretnego.Trzyma­no to w wielkiej tajemnicy, jeśli w ogóle tak właśnie było.Zupełnie niewiarygodne, że pani Halliday odeszła tak cał­kiem nagle.Ale ludzie mówili, że ona zawsze była niestała.chociaż ja tam tego wcale nie zauważyłam.Nie zdecydowa­łabym się jechać z nimi do Norfolk, gdybym myślała, że ona jest taka.Precz moment trójka gości wpatrywała się w nią z napię­ciem.- Do Norfolk? - spytał Giles.- Wybierali się do Norfolk?- Tak, proszę pana.Kupili tam dom.Pani Halliday powie­działa mi o tym jakieś trzy tygodnie wcześniej.zanim się to wszystko stało.Zapytała, czy pojechałabym z nimi, gdyby się przeprowadzili, a ja się zgodziłam.Nigdy nie wyjeżdżałam z Dillmouth i pomyślałam sobie, że może przydałaby mi się jakaś odmiana, a poza tym tak bardzo lubiłam tę rodzinę.- Nigdy nie słyszałem o kupnie domu w Norfolk - powie­dział Giles.- Cóż, to zabawne, że pan tak powiedział, bo pani Halli­day chciała, chyba, trzymać to w tajemnicy.Prosiła mnie, żebym nikomu nie mówiła.i oczywiście nie mówiłam.Ale ona już od jakiegoś czasu chciała wyjechać z Dillmouth.Na­mawiała majora Hallidaya, żeby się przeprowadzili, tyko żejemu się tu podobało.Zdaje mi się, że nawet napisał do pa­ni Findeyson, która była właścicielką St Catherine's, czy nie zechciałaby mu sprzedać tego domu.Ale pani Halliday uparcie się nie zgadzała, żeby tu zostali.Wyglądało, jakby zaczęła nienawidzić Dillmouth.Jakby się bała tu zostać.W tych słowach nie było nic niezwykłego, ale usłyszaw­szy je trójka słuchaczy znowu się ożywiła.- A nie sądzi pani - spytał Giles - że Helen chciała jechać do Norfolk, żeby być bliżej tego mężczyzny.tego, którego nazwiska nie może sobie pani przypomnieć?Edith Pagett robiła wrażenie przygnębionej.- Och, naprawdę nie chciałabym tak uważać, proszę pa­na.I ani przez chwilę w to nie wierzyłam.Zresztą nie sądzę, żeby.nie, właśnie mi się przypomniało.oni byli gdzieś z północy, ta pani i ten pan.Wydaje mi się, że z Northum­berland.W każdym razie lubili przyjeżdżać w wakacje na południe, bo mówili, że tu jest taki łagodny klimat.- Ona się tu czegoś bała, prawda? - zasugerowała Gwen-da.- Albo kogoś? Chodzi mi o moją macochę.- Przypomniało mi się.teraz, kiedy pani to powiedziała.-Tak?- Pewnego dnia Lily odkurzała schody, a potem weszła do kuchni i mówi: „Ale draka!" Czasami wyrażała się w taki właśnie prostacki sposób, taka już była ta Lily, musicie mi więc państwo wybaczyć.Zapytałam ją wtedy, o co chodzi.Powiedziała, że pani z panem weszli z ogrodu do salonu, a ponieważ drzwi na korytarz były otwarte, słyszała wszyst­ko, o czym mówili.„Boję się ciebie" - powiedziała wtedy pani Halliday.„I to naprawdę brzmiało tak, jakby była przestraszona" -mówiła Lily.„Od dawna się ciebie boję - ciągnęła pani.- Je­steś szalony.Naprawdę nie jesteś normalny.Idź sobie i zo­staw mnie w spokoju.Musisz dać mi spokój.Boję się, my­ślę, że podświadomie zawsze się ciebie bałam."Oczywiście nie umiem dokładnie powtórzyć słów, których użyła, ale mówiła coś w tym sensie.Lily potraktowała to bardzo poważnie i dlatego, jak się to wszystko zdarzyło, to ona.Edith Pagett gwałtownie urwała.Na jej twarzy odmalowa­ło się przerażenie.- Ja naprawdę wcale nie chciałam powiedzieć, jestem zu­pełnie pewna.- wyjąkała.- Proszę mi wybaczyć, czasami nie umiem powstrzymać języka.- Edith, powiedz nam wszystko, bardzo proszę - odezwał się łagodnie Giles.- Dla nas to jest naprawdę ważne.Musi­my wiedzieć.Zdaję sobie sprawę, że to dawne dzieje, ale musimy poznać prawdę.-Tego z pewnością nie mogłabym powiedzieć - odparła bezradnie Edith.- Co to było takiego, w co Lily nie wierzyła.czy też wła­śnie wierzyła? - spytała panna Marple.- Lily zawsze roiły się w głowie najróżniejsze pomysły -odparła przepraszającym tonem Edith Pagett.- Nigdy nie zwracałam na nie uwagi.Bardzo lubiła chodzić do kina, a potem wymyślała różne głupie, melodramatyczne historie.Tej nocy, kiedy to się zdarzyło, też była w kinie.a co wię­cej, zabrała ze sobą Layonee.zrobiła bardzo niedobrze i powiedziałam jej to.„Och, nic się nie stanie - odparła.-Przecież dziecko nie zostaje samo w domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl