[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Już wołam resztę.– Nikogo nie wołaj, proszę.Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.– Tu jest nocna koszula, panienko.– Zaczęła zdejmować ze swojej księżniczki wojskowe wyposażenie.– Jak podróż, panienko?– Daj spokój.Co to za krzyki?– Oj.– Pierwsza służąca również zerknęła w stronę balowej sali.– To absztyfikanci.– Kto?– Absztyfikanci, panienko.Kawalerowie starający się o panienki rękę.– Kurde blade! – Z trudem pozbyła się tego wszystkiego, co musiała dźwigać na sobie.Pierwsza służąca zdejmowała z niej kurtkę.– Skąd ich tylu?– A bo się plotka rozniosła.Że panienka ma teraz oczy jak czarne węgle.I.Tego lepiej nie brać poważnie – służąca rozwiązywała jej buty – że panienka ma teraz kły jak dziki zwierz i, za przeproszeniem panienki, ogon.– Kurza twarz! Tak szybko?Dziewczyna pomogła jej zdjąć spodnie.Niby przypadkiem jej ręka przesunęła się po tyłku Achai.– No.Ja też mówiłam, że z tym ogonem to blaga.– Co oni? Powariowali?– Panienko, to tylko mężczyźni.Co prawda z najlepszych rodów w Arkach.Jak się plotka puściła, że panienka ma kły i ogon, to się wszyscy w te pędy zjechali.Nie dość, że księżniczka, że posag słuszny, to jeszcze te nieszczęsne kły i ogon! Takiej żony nikt inny nie będzie miał w całym królestwie.Żadna przecież kłów i ogona nie ma.– Służąca pomogła jej włożyć bogato haftowaną nocną koszulę.– To zwykłe chłopy.Mieć coś, czego inni nie mają.W to im graj.Tak się zlecieli szybko, że buty pogubili.Najlepsze rody.Brać, wybierać.Jakby się panienka decydowała, to ja suknię balową mam pod ręką.– Nie, nie.Na razie się prześpię.– Nie prześpi się panienka, niestety.– Dziewczyna narzuciła jej na ramiona koronkową zarzutkę.– W sypialni już czeka ten.– zmełła przekleństwo – Pan Bardzo Ważny! Żeby mu wódka w gardle stanęła.Ten to wypił dopiero, choć sam jeden.Ani na chwilę na salę balową nie zeszedł.– Biafra?– Tak.Bardzo Bardzo Bardzo Ważny Jaśnie Pan Biafra! – Służąca skrzywiła się wyraźnie.– Już panienkę prowadzę.Podniosła świecę i poszła przodem, miotając bezgłośne przekleństwa.Absztyfikanci dokuczyli jej średnio.Ale ten, który czekał w sypialni, musiał jej dopiec do żywego.– Panienka coś widzi, czy prowadzić pod rękę?– Widzę, widzę, możesz nawet zgasić świecę.– Ja przepraszam.Bo myśmy wszystkie bardzo się denerwowały.A teraz te czarne oczy.Achaja uśmiechnęła się.Dotknęła ramienia dziewczyny.– Wracaj już – szepnęła.– Prześpij się, bo jutro będzie pracowity dzień.– Zostawię panience świecę.Jakoś trafię po omacku.– Weź świecę.– Achaja mrugnęła do niej i ruszyła wzdłuż ciemnego korytarza tak pewnie, jakby to był środek dnia.Wbiegła po schodach i pchnęła drzwi swojej sypialni.W środku było jasno jak za dnia.Oprócz ognia buzującego w kominku było tam chyba kilkanaście świeczników, każdy, jak to mówiła służba, „w pełnej obsadzie”.Sam Biafra zajmował głęboki fotel pod oknem.Pewnie obserwował gwiazdy.Ale teraz.Szyby od dawna zaszły szronem.Nic nie było widać.– Witaj.Odwrócił głowę dopiero po dłuższej chwili.Był pijany do nieprzytomności.Ledwie mógł utrzymać głowę w pionie i choć trochę otworzyć oczy.Nie znała go jeszcze z tej strony.– Achajka – wybełkotał, olśniewający nawet w tym stanie.– Tak.tak.znaczy cieszę się, no.że żyjesz.czy jak tam miałem powiedzieć.– Łokieć usunął mu się z podpórki i walnął czołem w oparcie fotela.– Ale mnie boli.– Głowa?– Nie.tu.– Chwycił się za prawy bok, mniej więcej tam, gdzie znajdowała się wątroba.– Zaraz zwariuję z bólu.– Nie chlej tyle – szepnęła, podchodząc bliżej.Dopiero teraz zrozumiała, że podświadomie liczyła na to, iż jej przezroczysta, tylko częściowo ukryta pod zarzutką nocna koszula zrobi na nim wrażenie.W tym stanie jednak wrażenie na nim mógł zrobić jedynie największy dzwon w stolicy rozbity bezpośrednio na głowie.– Masz ten swój szlak! – warknęła nagle, wściekła.– Masz przejście przez Las.– O, kur.– kichnął nagle i osmarkał się.Wytarła mu twarz kawałkiem szmatki, którą wzięła z półki.Szlag! Nawet teraz, nawet nieprzytomny z upicia, ze śliną cieknącą z ust, robił na niej wrażenie.– A.Achajko.kocham cię!Mówił o szlaku.Mówił o swoim wielkim osiągnięciu.Nie o niej.Nie mogła zrozumieć samej siebie.Naprawdę jej na nim zależało? Na tym gnoju, samolubie, skurwysynu? O, kurwa mać! Czy to naprawdę możliwe?Biafra usiłował wstać.Nogi rozjechały się i runął na ziemię, waląc tyłkiem w wypolerowane płyty posadzki.Syknął cicho.Na jego policzkach zobaczyła łzy, ale wytarł je szybko, rozsmarowując jednocześnie na twarzy własne smarki.Zacisnęła zęby i szarpnęła zdobiony sznurek dzwonka.Pierwsza służąca, już w nocnej koszuli, ze świecą w ręku pojawiła się bardzo szybko.Musiała biec.– Doprowadź go do takiego stanu, żebym mogła z nim porozmawiać.U zawołanej sadystki, u mistrza umierania, przy którym sam Anai mógł jedynie usługiwać, u demona śmierci zwanego dotąd dla niepoznaki pierwszą służącą, pojawił się uśmiech szczęścia.Dziewczyna zacisnęła zęby, po raz pierwszy w życiu dostała swojego największego wroga we własne ręce.Uuuuuuu! Życzenia jednak się spełniają.Wszystkie.Życzenia się spełniają! Bogowie, jak piękny jest nasz świat! Służąca wzięła Biafrę pod pachę i poprowadziła go, jak barana, na rzeź.Achaja usiadła na łóżku.Odruchowo włożyła palec do ust i zaczęła gryźć.Szlag! Szlag! Szlag! Naprawdę jej zależało na tej świni? Zerwała się i ustawiła lustro spod ściany tak, żeby mogła widzieć swoje odbicie.Wróciła do łóżka.A gdyby się położyć na boku? Zmieniła pozycję.I troszeczkę zadrzeć koszulę? Jeszcze trochę? Jeszcze? Nie.Była już prawie goła.A może na wznak? Odrzucić kołdrę, choć zimno, ręce za głowę, niech półprzeźroczysty materiał koszuli zrobi swoje? E.Tak to mógłby się chłopak położyć.Więc może na boku, przykryć się, odsłonić biodro, wypiąć się trochę, podciągnąć koszulę.Oż, psiakrew! Będzie widać jej niewolnicze piętno na tyłku.Czy miała jeszcze jakiś niepokancerowany fragment ciała? Zatrzepotać rzęsami? To czkawki dostanie ze strachu, widząc jej idealnie czarne oczy.Może opuścić ramiączko? To zobaczy tatuaż na piersi.Szlag! Mogła mu pokazać najwyżej nogę.Położyła się na drugim boku.Dłuższy czas układała kołdrę tak, żeby wyglądało na „naturalny” nieład.Podciągnęła koszulę, zgięła kolano.No nie.Chlipnęła.Te jej cholerne mięśnie.Uszczypnęła się w udo, aż w oczach pojawiły się łzy.Kurde.Mogłaby mieć tam choć trochę tłuszczu.Choć trochę.Tyci, tyci.A, szlag.Usiadła, opuszczając ramiączka koszuli.Piersi miała ładne.Tę z tatuażem zakryła ramieniem, opierając brodę na dłoni.Że niby myśli o czymś skupiona.Nieźle – zerknęła na swoje odbicie w lustrze.Rozpuściła włosy.O, tak! Zgarnąć z karku włosy przez lewe ramię.Nieźle.I jeszcze prawa noga, udo, biodro.Szlag! Te cholerne mięśnie.Ale się prężą.Dobra.Spokojnie.Żadnych ruchów, żadnego napinania mięśni.Może, pijany, nie zauważy?Biafra wszedł prowadzony przez służącą pod ramię.Miał mokre włosy, sińce pod oczami, i spory krwiak na lewej skroni.W kuchni wypadki musiały przybrać ostrą formę.Dziewczyna oparła go o lewy bok łóżka, ale Achaja syknęła cicho i wskazała jej drugą stronę.Pierwsza służąca nie dostała swojej funkcji tylko dlatego, że była ładna.Zrozumiała w lot.Szarpnęła Biafrę za włosy, podprowadziła i oparła go z drugiej strony.Była naprawdę dobra [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl