Pokrewne
- Strona Główna
- Esslemont Ian Cameron Imperium Malazańskie 02 Powrót Karmazynowej Gwardii 02
- Ian Cameron Esslemont Imperium Malazańskie 02 Powrót Karmazynowej Gwardii 01
- Auel Jean M Rzeka powrotu (SCAN dal 948)
- Thorne Nicola Powrot do Wichrowych Wzgorz
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- Demostenes Mowy wybrane
- Lacy K. Ford Deliver Us from Evil, The Slave
- Chmielewska Joanna Zlota mucha.WHITE
- Farkas Viktor Poza granicami wyobrazni (SCAN
- Zygmunt Miłkowskisylwetyemigracy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- siekierski.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak! Tak było!Pętla na szyi zaciskała się.Zostały jej chwile, zanim zostanie zaciągnięta w nicość.Zdesperowana, skoczyła z powrotem w stronę potwora o twarzy Rory'ego.- To ty! - powiedziała.Twarz uśmiechnęła się, nie tracąc pewności siebie.Zamierzyła się na niego ręką i usiłowała uderzyć.Cofnął się, unikając jej dotyku.Dzwony biły nieubłaganie, kotłując jej mózg pod sklepieniem czaszki.Znowu wyciągnęła rękę do przodu.Tym razem nie udało mu się odskoczyć.Schwyciła go za twarz.Paznokcie wpiły się w mięso policzka.Skóra, z taką pieczołowitością naciągana na kształty, zsunęła się troszkę, niczym miękki jedwab.Oczom jej ukazało się silnie ukrwione ciało.Julia za jej plecami zaczęła krzyczeć.I nagle dzwony ucichły.Nie! Nie ucichły, ale nie biły już w głowie Kirsty, lecz w całym domu.Światła na korytarzu zajaśniały nadspodziewanie mocno i nagle całkiem zgasły.Przez chwilę, kiedy zapadły całkowite ciemności, słyszała łkanie, być może dobywające się z jej własnych ust.A potem jakieś przerażające widowisko, jakby pokaz ogni sztucznych, zaczęło rozgrywać się na ścianach i na podłodze.Korytarz tańczył.Ściany po kolei zaczęły giąć się, łamać i wywijać.Wszystko w szaleńczym tempie i w blasku ognia.W pewnej chwili, w świetle kolejnego rozbłysku, zobaczyła, że Frank zbliża się do niej.Z twarzy zwisały mu fragmenty fizjonomii Rory'ego.Odskoczyła i umknęła do dużego pokoju.Uścisk na jej gardle zelżał.Najwidoczniej Cenobici dostrzegli swój błąd.Wkrótce, miała nadzieję, wkroczą do akcji.Czekała aż zaprowadzą ład w tej farsie pomylonych tożsamości.Teraz już nawet nie chciała widzieć męczarni Franka.Miała już dosyć.Zamiast tego chciała uciec tylnymi drzwiami z domu i pozostawić Franka na ich pastwę.Ale jej optymizm był krótkotrwały.Fajerwerki z korytarza dotarły też i do jadalni.W ich świetle zobaczyła, że ten pokój zwariował także.Coś przesuwało się po podłodze, jak kurz na wietrze.Krzesła wznosiły się i opadały.Być może była niewinna, ale tajemne siły nie miały głowy do takich bzdur.Wiedziała, że jeśli zrobi jeszcze jeden tylko krok, to narazi się na ich zemstę.Jej wahanie ułatwiło Frankowi dotarcie do uciekającej dziewczyny.Kiedy tylko wyciągnął do niej ręce, rozbłyski w korytarzu ustały i wymknęła się mu pod osłoną ciemności.Lecz jej radość trwała krótko.Nowe światła rozjaśniły korytarz.Znów jej dopadał, tarasując drogę ucieczki.Dlaczego nie zabierali go, na miłość boską? Czyż nie przyprowadziła im go, zgodnie z obietnicą, i nie zdemaskowała?Frank rozpiął marynarkę.Za pasem miał okrwawiony nóż.Wyciągnął go i skierował w stronę Kirsty.- Od tej chwili - powiedział nacierając na nią - jestem Rory.Nie miała wyboru, tylko cofać się w stronę drzwi.- Rozumiesz? Jestem Rory.I nikt nigdy tego nie będzie wiedział lepiej ode mnie!Piętami dotknęła brzegu schodka, lecz nagle poczuła na sobie jeszcze inne dłonie.Wyciągały się do niej przez poręcz i zaciskały na jej włosach.Odwróciła twarz.To była Julia, oczywiście.Odciągnęła z kamienną twarzą głowę Kirsty do tyłu, odsłaniając gardło.Nóż Franka był tuż, tuż.W ostatniej chwili Kirsty wyciągnęła ramiona do góry i wykręciła rękę Julii.Zwaliła ją z jej stanowiska o trzy stopnie wyżej.Julia straciwszy równowagę zachwiała się i poleciała w dół.Ostrze noża w dłoni Franka było zbyt blisko, by miał czas usunąć je.Nóż przeszył jej pierś jak masło.Julia jęknęła i skulała się ze schodów z łomotem.Nóż, wyrwany z ręki Franka, stoczył się wraz z ciałem.On jednak prawie tego nie zauważył.Oczy skierował na oświetlaną coraz to nowymi błyskami Kirsty.Nie miała innej drogi ucieczki niż tylko na górę.Pośród fajerwerków i bicia dzwonów ruszyła przed siebie, schodami pod górę.Widziała, że Frank nie od razu za nią ruszył.Błagania Julii o pomoc odwróciły jego uwagę od dziewczyny.Podszedł do jej ciała, w połowie drogi między drzwiami i schodami.Wyciągnął nóż z jej piersi.Krzyczała i płakała z bólu.Frank na klęczkach obszedł ją.Uniosła rękę w oczekiwaniu na ostatni uścisk miłości przed skonaniem.Frank położył jej ramię pod głową i przybliżył się do niej.Kiedy ich twarze niemal zetknęły się, Julia z przerażeniem odkryła, że jego zamiary dalekie są od współczucia.Otwarła usta do krzyku, ale on zamknął je swymi i zaczął wysysać pożywienie.Kopnęła powietrze.Rękami usiłowała chwycić pustą przestrzeń.Wszystko na nic.Oderwawszy oczy od tej przerażającej sceny, Kirsty czołgała się na górę.Na piętrze nie było jednak żadnej prawdziwej kryjówki.Nie było też żadnej drogi na zewnątrz, chyba że przez okno.Po tym, co Kirsty widziała przed chwilą, była gotowa nawet na to [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Tak! Tak było!Pętla na szyi zaciskała się.Zostały jej chwile, zanim zostanie zaciągnięta w nicość.Zdesperowana, skoczyła z powrotem w stronę potwora o twarzy Rory'ego.- To ty! - powiedziała.Twarz uśmiechnęła się, nie tracąc pewności siebie.Zamierzyła się na niego ręką i usiłowała uderzyć.Cofnął się, unikając jej dotyku.Dzwony biły nieubłaganie, kotłując jej mózg pod sklepieniem czaszki.Znowu wyciągnęła rękę do przodu.Tym razem nie udało mu się odskoczyć.Schwyciła go za twarz.Paznokcie wpiły się w mięso policzka.Skóra, z taką pieczołowitością naciągana na kształty, zsunęła się troszkę, niczym miękki jedwab.Oczom jej ukazało się silnie ukrwione ciało.Julia za jej plecami zaczęła krzyczeć.I nagle dzwony ucichły.Nie! Nie ucichły, ale nie biły już w głowie Kirsty, lecz w całym domu.Światła na korytarzu zajaśniały nadspodziewanie mocno i nagle całkiem zgasły.Przez chwilę, kiedy zapadły całkowite ciemności, słyszała łkanie, być może dobywające się z jej własnych ust.A potem jakieś przerażające widowisko, jakby pokaz ogni sztucznych, zaczęło rozgrywać się na ścianach i na podłodze.Korytarz tańczył.Ściany po kolei zaczęły giąć się, łamać i wywijać.Wszystko w szaleńczym tempie i w blasku ognia.W pewnej chwili, w świetle kolejnego rozbłysku, zobaczyła, że Frank zbliża się do niej.Z twarzy zwisały mu fragmenty fizjonomii Rory'ego.Odskoczyła i umknęła do dużego pokoju.Uścisk na jej gardle zelżał.Najwidoczniej Cenobici dostrzegli swój błąd.Wkrótce, miała nadzieję, wkroczą do akcji.Czekała aż zaprowadzą ład w tej farsie pomylonych tożsamości.Teraz już nawet nie chciała widzieć męczarni Franka.Miała już dosyć.Zamiast tego chciała uciec tylnymi drzwiami z domu i pozostawić Franka na ich pastwę.Ale jej optymizm był krótkotrwały.Fajerwerki z korytarza dotarły też i do jadalni.W ich świetle zobaczyła, że ten pokój zwariował także.Coś przesuwało się po podłodze, jak kurz na wietrze.Krzesła wznosiły się i opadały.Być może była niewinna, ale tajemne siły nie miały głowy do takich bzdur.Wiedziała, że jeśli zrobi jeszcze jeden tylko krok, to narazi się na ich zemstę.Jej wahanie ułatwiło Frankowi dotarcie do uciekającej dziewczyny.Kiedy tylko wyciągnął do niej ręce, rozbłyski w korytarzu ustały i wymknęła się mu pod osłoną ciemności.Lecz jej radość trwała krótko.Nowe światła rozjaśniły korytarz.Znów jej dopadał, tarasując drogę ucieczki.Dlaczego nie zabierali go, na miłość boską? Czyż nie przyprowadziła im go, zgodnie z obietnicą, i nie zdemaskowała?Frank rozpiął marynarkę.Za pasem miał okrwawiony nóż.Wyciągnął go i skierował w stronę Kirsty.- Od tej chwili - powiedział nacierając na nią - jestem Rory.Nie miała wyboru, tylko cofać się w stronę drzwi.- Rozumiesz? Jestem Rory.I nikt nigdy tego nie będzie wiedział lepiej ode mnie!Piętami dotknęła brzegu schodka, lecz nagle poczuła na sobie jeszcze inne dłonie.Wyciągały się do niej przez poręcz i zaciskały na jej włosach.Odwróciła twarz.To była Julia, oczywiście.Odciągnęła z kamienną twarzą głowę Kirsty do tyłu, odsłaniając gardło.Nóż Franka był tuż, tuż.W ostatniej chwili Kirsty wyciągnęła ramiona do góry i wykręciła rękę Julii.Zwaliła ją z jej stanowiska o trzy stopnie wyżej.Julia straciwszy równowagę zachwiała się i poleciała w dół.Ostrze noża w dłoni Franka było zbyt blisko, by miał czas usunąć je.Nóż przeszył jej pierś jak masło.Julia jęknęła i skulała się ze schodów z łomotem.Nóż, wyrwany z ręki Franka, stoczył się wraz z ciałem.On jednak prawie tego nie zauważył.Oczy skierował na oświetlaną coraz to nowymi błyskami Kirsty.Nie miała innej drogi ucieczki niż tylko na górę.Pośród fajerwerków i bicia dzwonów ruszyła przed siebie, schodami pod górę.Widziała, że Frank nie od razu za nią ruszył.Błagania Julii o pomoc odwróciły jego uwagę od dziewczyny.Podszedł do jej ciała, w połowie drogi między drzwiami i schodami.Wyciągnął nóż z jej piersi.Krzyczała i płakała z bólu.Frank na klęczkach obszedł ją.Uniosła rękę w oczekiwaniu na ostatni uścisk miłości przed skonaniem.Frank położył jej ramię pod głową i przybliżył się do niej.Kiedy ich twarze niemal zetknęły się, Julia z przerażeniem odkryła, że jego zamiary dalekie są od współczucia.Otwarła usta do krzyku, ale on zamknął je swymi i zaczął wysysać pożywienie.Kopnęła powietrze.Rękami usiłowała chwycić pustą przestrzeń.Wszystko na nic.Oderwawszy oczy od tej przerażającej sceny, Kirsty czołgała się na górę.Na piętrze nie było jednak żadnej prawdziwej kryjówki.Nie było też żadnej drogi na zewnątrz, chyba że przez okno.Po tym, co Kirsty widziała przed chwilą, była gotowa nawet na to [ Pobierz całość w formacie PDF ]