[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wracamy do domu - powiedział.Natalia i Paul milczeli.Zresztą nie oczekiwał odpowiedzi.Rozdział LIINa ekranach monitorów systemu radarowego operacji “Ło­no” - niegdyś Centralnego Radaru Północnoamerykańskiego Dowództwa Wojsk Ochrony Powietrznej na Mount Thunder w Górach Skalistych - ukazał się świetlisty punkt oznaczający samolot.Dyżurny technik nacisnął włącznik alarmu.W mgnieniu oka pojawił się przy nim oficer.- Towarzyszu poruczniku - meldował pośpiesznie technik.- Leci nisko, pewnie ma radarowy wysokościomierz.Ponaddźwiękowy.Sygnał odpowiada amerykańskim F-lll.Może to jakiś wariat.Na chwilę oderwał oczy od ekranu, spoglądając na oficera.- Skontaktuj się z obroną.- Porucznik podniósł słuchawkę czerwonego aparatu telefonicznego na konsoli.- Radar ma pewny amerykański sygnał - powiedział do słuchawki.- Ofen­sywny myśliwiec bombardujący F-lll.Prosimy o użycie sy­stemu wiązek elektronowych.Tak, czekam przy aparacie.Technik obserwował świetlny punkt na ekranie.- Porusza się szybko, towarzyszu.Około osiemset mil na godzinę.- Towarzyszu, za chwilę stracimy sygnał - powiedział poru­cznik do telefonu.- Wychodzi poza ekran, towarzyszu poruczniku.- Technik patrzył, jak niknie zielony punkcik przy lewej krawędzi ekranu.- Dobrze, towarzyszu.Technik posłyszał szczęk odkładanej słuchawki.Nadal nie odrywał oczu od ekranu.- Nie zezwolono na użycie systemu wiązkowego - rzekł oficer.- Brak sygnału! - zameldował technik.- Niech jeszcze trochę pożyje - roześmiał się oficer.Technik nadal wpatrywał się w ekran.Przypuszczał, że może pojawić się nowy sygnał albo samolot powróci, by zaata­kować lotnisko.Może wtedy posłużą się wiązkami.Przyglądał się próbie systemu, kiedy kilka dni wcześniej instalowano go w bazie.Ledwie widoczny promień świetlny grubości ołówka - a samolot wyparował, zniknął.Było to najbardziej imponują­ce widowisko, jakie technik widział w całym swoim życiu.Z uwagą obserwował matowy ekran radaru.Nic.Tylko od czasu do czasu podchodził do lądowania transportowiec z dostawami dla “Łona”.Rozdział LIIISarah Rourke spacerowała obok spalonego domu.Tak bar­dzo przypominał jej własny dom, utracony na zawsze.John znowu zniknął.Z tą Rosjanką, jak ona się nazywała? Major Natalia Anastazja Tiemerowna.Kilkakrotnie powta­rzała nazwisko, jak gdyby smakując je.Nie odważyła się zapytać komandora, czy ta kobieta jest piękna.Był jeszcze z nimi mężczyzna - Paul Rubenstein.Jeżeli ta kobieta była z którymś z nich, mogła być tylko z Johnem.Sarah nie miała co do tego wątpliwości.Przystanęła na chwilę, uśmiechając się.Która kobieta, gdyby dano jej możliwość wyboru, nie chciała­by należeć do Johna Rourke?A ona sama? Przed Nocą Wojny kilkakrotnie nad tym rozmyślała.Ale nie ośmieliła się wyrzec słowa “rozwód”.Za bardzo go kochała, a on też ją kochał, wiedziała o tym.Może myśli, że ona nie żyje? Ale w takim razie, dlaczego mówił Gundersenowi, że będzie jej szukał?Tyle było pytań.Jeśli ją odnajdzie, będzie czas je zadać.Podjęła decyzję.Ruch Oporu toczył ważną walkę.Ona też była wśród nich.Zostanie tutaj, z ludźmi Critchfielda i będzie walczyć.Bili wróci.A pewnego dnia John ją odnajdzie.- Pewnego dnia - powtórzyła na głos.Czuła się dziwnie.Pod powiekami wezbrały łzy.Rozdział LIVZamaskowana ciężarówka została w tyle.Bili Mulliner i jego towarzysze szli teraz pieszo.Jedyna, wiodąca przez góry droga, była kontrolowana przez Rosjan.Partyzanci nie mogli ryzykować.W ogóle cała ta wyprawa była ryzykowna.Roz­proszone oddziały nie miały ustalonych haseł, nie tworzyły nawet jednej organizacji.Kiedy już dotrą na miejsce, Bili będzie musiał przekonać dowódcę, który podobno nazywał się Koenigsberg, że naprawdę wysłał go Pete Critchfield, i że ustne informacje, które ma przekazać, pochodzą rzeczywiście od Critchfielda oraz od prezydenta Chambersa i Reeda, szefa wywiadu.Westchnął głęboko.Zastanawiał się, czy kiedy wróci do nowej kwatery oddziału, pani Rourke jeszcze tam będzie.Wszyscy mówili, że Sarah wyjedzie.Miał nadzieję, że kiedyś znów ją zobaczy.Że być może kiedyś spotka kobietę taką, jak ona.Szedł zaciskając w ręce M-16.Wiedział, że kobieta będzie o nim pamiętać.Chociażby dlatego, że dał jej pistolet swojego ojca, starego Trappera 45.Miał nadzieję, że nie będzie to jednak jedyny powód.Jedynie tutaj można było wylądować.Maszynę ukryli w rzadkim lesie.Rourke odszedł kilka kroków od samolotu i przyjrzał mu się.Maskowanie było skuteczne, ale tylko wobec obserwacji z powietrza.Zabezpieczył silnik.Teraz nikt nie mógłby już wystartować, chyba że miałby ze sobą komplet części zamiennych do F-lll i całą narzędziownię, żeby je dopasować.Myśliwiec bombardujący był prototypem opartym jedynie na planach F-lll.Podszedł do Natalii i Rubensteina.Chłopak usadowił się już na siodełku Harleya, Natalia wciąż stała obok swojego motocykla.Żadne z nich nie zapuściło dotąd silnika.- Stąd jest już nie więcej niż godzina drogi do schronu - powiedział.- A tam Paul odpocznie - zauważyła Natalia.- I ty też - odrzekł Rourke.- Chcę ci pomóc.- Opatrunki Paula muszą być zmieniane przynajmniej raz dziennie, a sam tego nie zrobi - przerwał Rourke.- Poza tym muszę nadrobić stracony czas.Sama dobrze wiesz, że nie doszłaś jeszcze do siebie po operacji.- Właśnie, że tak - sprzeciwiła się Natalia.- Dobrze, niech ci będzie.- Uśmiechnął się, wsiadając na motor.- Gotowi? - spytał.Rubenstein skinął głową i przekręcił kluczyk.Natalia wsia­dała na swój motocykl.- Gotowi.Rourke ruszył z impetem.Znał drogę na skróty.Prowadziła przez park, okalający wodospad Anny Ruby, niedaleko małej miejscowości o wdzięcznej nazwie Helen.Skierował się w tamtą stronę.“Trup jest świeży, a przynajmniej tak wygląda” - pomyślał Bili Mulliner, spoglądając przez polową lornetkę na most łą­czący skaliste brzegi strumienia u stóp wodospadu.Popatrzył w górę wodospadu.Uskok liczył około stu stóp, jeśli dobrze ocenił odległość.Chłopiec zbadał obszar za wodo­spadami.Nad błotnistą ścieżką, prowadzącą do lasu wznosiły się wysokie skały.Spojrzał znów na most.Zabity był Amerykaninem i nie wyglądał na bandytę.“Za czysty” - pomyślał Bili.Nagle dostrzegł jakieś poruszenie.Szybko nastawił ostrość.Na płaskiej skale, pięćdziesiąt stóp poniżej wodospadu i mo­stu, leżało inne ciało, też Amerykanin.Ten jeszcze żył.- Musimy tam zejść - wyszeptał Bili do towarzyszy.- Bzdura! Pewno bandyci albo co gorszego - powiedział brodaty mężczyzna, wyższy od Billa o głowę.- Ten facet na skale żyje.- Mulliner spojrzał przez lornetkę.Człowiek poruszył się znowu i chłopak dojrzał jego twarz.Rozpoznał Koenigsberga, dowódcę partyzantów, z którym miał się spotkać.- To Koenigsberg - powiedział cicho.- No, to wracamy do domu - mruknął na to brodacz.Bili odłożył lornetkę i zmierzył wzrokiem starszego od siebie mężczyznę.- Możemy wracać drogą naokoło - w lewo, albo w prawo wąwozem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl