Pokrewne
- Strona Główna
- Laurell K. Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdziały 1 26 (nieof. tłum. Scarlettta)
- [Alexandre Dumas] Il Conte di Montecristo
- Bradbury Ray 451 Fahrenheita
- Silverberg Robert Zamkniety swiat (2)
- OpenOffice PL podrecznik
- Bahdaj Adam Trzecia granica
- Cornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 2 Nieprzyjaciel Boga (2)
- Smith Lisa Jane Pamiętniki Wampirów 06 Dusze cieni (bez korekty)
- Adobe Photoshop CS2 Podrecznik
- Zelazny Roger Pan Swiatla
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wpserwis.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bardzo dobrzepamiętam Ellen Robillard - powiedziała Mrs.Butler.- A także jej matkę.Twojababka, droga Scarlett, prawdopodobnie była najbardziej fascynującą kobietą wGeorgii, zresztą w całej Południowej Karolinie.Scarlett pochyliła się doprzodu, oczarowana już tymi kilkoma słowami.Babkę znała jedynie zfragmentarycznych, bardzo skąpych w szczegóły opowieści.- Proszę mi powiedzieć,Miss Eleonoro.czy moją babkę naprawdę otaczała atmosfera skandalu? -Istotnie, nadzwyczajna była to osoba - pokiwała głową.- Ale kiedy miałamszczęście poznać ją lepiej, nie było w niej nic skandalicznego.Dzieci zabierałyjej każdą wolną chwilę: najpierw więc ciotka Paulina, potem Eulalia, wreszcieEllen, twa matka.Właściwie byłam świadkiem jej urodzin.Pamiętam fajerwerki.Twój dziadek miał zwyczaj zapraszać z Nowego Jorku jakiegoś bardzo sławnegoWłocha, aby urządzał wspaniały popis ogni sztucznych za każdym razem, gdy babkadawała mu dziecko.Nie pamiętasz tego, Rett, i nie sądzę, że będziesz miał mi zazłe gdy powiem, że byłeś okrutnie przestraszony.Specjalnie wzięłam cię, abyśzobaczył ten fajerwerk, a ty płakałeś tak głośno, że omal nie umarłam ze wstydu.Wszystkie dzieci klaskały w ręce i krzyczały z radości.Oczywiście, były odciebie starsze.Ty ciągle jeszcze siedziałeś w powijakach, miałeś nieco więcejniż rok.Scarlett spojrzała najpierw na Mrs.Butler, potem na Retta.Nie, toniemożliwe! Rett nie mógł być starszy od jej matki.Ale cóż.matka to matka.Wjej oczach zawsze była stara, już miała za sobą lata wielkich uniesień.JakżeRett mógł być od niej starszy? Jakże mogła go tak rozpaczliwie kochać, skorowiekiem przewyższał matkę? A wtedy do jednego zaskoczenia Rett dorzucił drugie.Złożył serwetkę na stole, wstał, podszedł do Scarlett i pocałował ją w czoło,podszedł do matki i pocałował ją w rękę.- Wychodzę, mamo.Och, nie - cisnął sięjej na usta krzyk pełen zawodu.Zbyt jednak oniemiała, by mogła wykrztusić bodajsłowo, choćby pytanie, dokąd idzie.- Nie powinieneś wychodzić na tę słotę -zaprotestowała Mrs.Butler.- Mglisto jest i ciemno, Scarlett będzie sięniepokoić.Zaledwie powiedziałeś "dzień dobry", a już odchodzisz! - Przestałopadać - odparł Rett.- I jest widno, bo księżyc w pełni.Nie mogę stracić szansyi nie wyruszyć z odpływem, a czasu mam zaledwie tyle, by złapać wysoką falę.Scarlett dobrze rozumie, że po długiej nieobecności w interesie trzebasprawdzić, jak posuwają się prace wszczęte przed odjazdem, w końcu interesy tojej żywioł.Mam rację, prawda, kochanie? Gdy na nią spojrzał, oczy rozbłysły mupłomieniami świec, które odbiły się w jego czarnych zrenicach.Patrzył tak nanią przez chwilę, po czym wyszedł do hallu.Zerwała się od stołu, a tak sięspieszyła, że omal nie przewróciła krzesła.Bez słowa wybiegła za nim,zostawiwszy w jadalni Mrs.Butler samą.Był już w sieni.Jedną ręką zapinałpłaszcz, w drugiej trzymał kapelusz.- Rett, Rett, zaczekaj! - krzyknęła za nim,nie zważając, że gdy obrócił ku niej twarz, widniało na niej coś jakbyostrzeżenie.- Kolacja minęła tak miło.- zaczęła błagalnym tonem.- Dokądidziesz? Minął ją, pchnął drzwi z sieni do hallu: zamknęły się z ciężkimszczękiem klamki, wstrząsając ciszę pogrążonego w wieczornej drętwocie domu.-Tylko bez scen, Scarlett.Tracisz czas.I jakby czytał jej myśli, wycedziłostatnie słowa: - Nie licz na to, kochanie, że będziesz dzieliła ze mną jednołoże.Otworzył drzwi na ulicę.Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wyszedł.Drzwi powoli się zamknęły.Scarlett tupnęła nogą, lecz ten drobny gest nie oddałw pełni gniewu i rozczarowania, które ją ogarnęły.Skąd u niego ta podłość?Wykrzywiła usta w uśmiechu - na wpół gniewnym, na wpół mimowolnym - niechętnieuznając spryt i przebiegłość Retta.Tak, wiedział, do czego zmierza.Dobrze,skoro tak, trzeba się wykazać większym sprytem, być bardziej przebiegłą, ot ityle.Pomysł z dzieckiem należało porzucić, musiała wymyśleć coś innego.Wróciłado jadalni ze zmarszczonym czołem.- Moja droga, nie denerwuj się - powitała jąEleonora Butler - nic mu nie będzie.Zna rzekę jak własną kieszeń.Stała przykominku - nie chciała wchodzić do hallu i przeszkadzać małżonkom w pożegnaniu.-Przejdzmy do biblioteki.Przytulnie tam, a tutaj niech służba sprzątnie zestołu.Usiadła w krześle o wysokim oparciu, bezpieczna od przeciągów.Nie, niepotrzebuję derki na nogi, tak jest zupełnie dobrze, dziękuję.- Pozwoli pani, żeją otulę - zaproponowała, zdejmując z ramion kaszmirowy szal.- Proszę usiąść,droga Eleonoro, niech się pani rozluzni.Zakrzątała się przy Mrs.Butler, dbającpilnie, by na nic nie mogła się uskarżać.- Miła dziewczyna z ciebie, Scarlett,zupełnie jak twoja droga matka.Pamiętam, jak zawsze troszczyła się o wszystko,jakże wspaniałych manier była to osoba.Oczywiście wszystkie Robillardównyumiały stanąć na wysokości zadania, ale Ellen była zupełnie wyjątkowa.Scarlett przymknęła oczy i wdychała subtelną woń cytrynowej werbeny.Wszystkozmierza ku dobremu.Eleonora ją kocha, sprawi, że Rett wróci do domu i będą żylidługo i szczęśliwie, na zawsze razem.Wtulona w głębokie, miękkie krzesło,słuchając opowiadanych łagodnym głosem wspomnień lepszych czasów niemal usnęła,ukołysana senną atmosferą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Bardzo dobrzepamiętam Ellen Robillard - powiedziała Mrs.Butler.- A także jej matkę.Twojababka, droga Scarlett, prawdopodobnie była najbardziej fascynującą kobietą wGeorgii, zresztą w całej Południowej Karolinie.Scarlett pochyliła się doprzodu, oczarowana już tymi kilkoma słowami.Babkę znała jedynie zfragmentarycznych, bardzo skąpych w szczegóły opowieści.- Proszę mi powiedzieć,Miss Eleonoro.czy moją babkę naprawdę otaczała atmosfera skandalu? -Istotnie, nadzwyczajna była to osoba - pokiwała głową.- Ale kiedy miałamszczęście poznać ją lepiej, nie było w niej nic skandalicznego.Dzieci zabierałyjej każdą wolną chwilę: najpierw więc ciotka Paulina, potem Eulalia, wreszcieEllen, twa matka.Właściwie byłam świadkiem jej urodzin.Pamiętam fajerwerki.Twój dziadek miał zwyczaj zapraszać z Nowego Jorku jakiegoś bardzo sławnegoWłocha, aby urządzał wspaniały popis ogni sztucznych za każdym razem, gdy babkadawała mu dziecko.Nie pamiętasz tego, Rett, i nie sądzę, że będziesz miał mi zazłe gdy powiem, że byłeś okrutnie przestraszony.Specjalnie wzięłam cię, abyśzobaczył ten fajerwerk, a ty płakałeś tak głośno, że omal nie umarłam ze wstydu.Wszystkie dzieci klaskały w ręce i krzyczały z radości.Oczywiście, były odciebie starsze.Ty ciągle jeszcze siedziałeś w powijakach, miałeś nieco więcejniż rok.Scarlett spojrzała najpierw na Mrs.Butler, potem na Retta.Nie, toniemożliwe! Rett nie mógł być starszy od jej matki.Ale cóż.matka to matka.Wjej oczach zawsze była stara, już miała za sobą lata wielkich uniesień.JakżeRett mógł być od niej starszy? Jakże mogła go tak rozpaczliwie kochać, skorowiekiem przewyższał matkę? A wtedy do jednego zaskoczenia Rett dorzucił drugie.Złożył serwetkę na stole, wstał, podszedł do Scarlett i pocałował ją w czoło,podszedł do matki i pocałował ją w rękę.- Wychodzę, mamo.Och, nie - cisnął sięjej na usta krzyk pełen zawodu.Zbyt jednak oniemiała, by mogła wykrztusić bodajsłowo, choćby pytanie, dokąd idzie.- Nie powinieneś wychodzić na tę słotę -zaprotestowała Mrs.Butler.- Mglisto jest i ciemno, Scarlett będzie sięniepokoić.Zaledwie powiedziałeś "dzień dobry", a już odchodzisz! - Przestałopadać - odparł Rett.- I jest widno, bo księżyc w pełni.Nie mogę stracić szansyi nie wyruszyć z odpływem, a czasu mam zaledwie tyle, by złapać wysoką falę.Scarlett dobrze rozumie, że po długiej nieobecności w interesie trzebasprawdzić, jak posuwają się prace wszczęte przed odjazdem, w końcu interesy tojej żywioł.Mam rację, prawda, kochanie? Gdy na nią spojrzał, oczy rozbłysły mupłomieniami świec, które odbiły się w jego czarnych zrenicach.Patrzył tak nanią przez chwilę, po czym wyszedł do hallu.Zerwała się od stołu, a tak sięspieszyła, że omal nie przewróciła krzesła.Bez słowa wybiegła za nim,zostawiwszy w jadalni Mrs.Butler samą.Był już w sieni.Jedną ręką zapinałpłaszcz, w drugiej trzymał kapelusz.- Rett, Rett, zaczekaj! - krzyknęła za nim,nie zważając, że gdy obrócił ku niej twarz, widniało na niej coś jakbyostrzeżenie.- Kolacja minęła tak miło.- zaczęła błagalnym tonem.- Dokądidziesz? Minął ją, pchnął drzwi z sieni do hallu: zamknęły się z ciężkimszczękiem klamki, wstrząsając ciszę pogrążonego w wieczornej drętwocie domu.-Tylko bez scen, Scarlett.Tracisz czas.I jakby czytał jej myśli, wycedziłostatnie słowa: - Nie licz na to, kochanie, że będziesz dzieliła ze mną jednołoże.Otworzył drzwi na ulicę.Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wyszedł.Drzwi powoli się zamknęły.Scarlett tupnęła nogą, lecz ten drobny gest nie oddałw pełni gniewu i rozczarowania, które ją ogarnęły.Skąd u niego ta podłość?Wykrzywiła usta w uśmiechu - na wpół gniewnym, na wpół mimowolnym - niechętnieuznając spryt i przebiegłość Retta.Tak, wiedział, do czego zmierza.Dobrze,skoro tak, trzeba się wykazać większym sprytem, być bardziej przebiegłą, ot ityle.Pomysł z dzieckiem należało porzucić, musiała wymyśleć coś innego.Wróciłado jadalni ze zmarszczonym czołem.- Moja droga, nie denerwuj się - powitała jąEleonora Butler - nic mu nie będzie.Zna rzekę jak własną kieszeń.Stała przykominku - nie chciała wchodzić do hallu i przeszkadzać małżonkom w pożegnaniu.-Przejdzmy do biblioteki.Przytulnie tam, a tutaj niech służba sprzątnie zestołu.Usiadła w krześle o wysokim oparciu, bezpieczna od przeciągów.Nie, niepotrzebuję derki na nogi, tak jest zupełnie dobrze, dziękuję.- Pozwoli pani, żeją otulę - zaproponowała, zdejmując z ramion kaszmirowy szal.- Proszę usiąść,droga Eleonoro, niech się pani rozluzni.Zakrzątała się przy Mrs.Butler, dbającpilnie, by na nic nie mogła się uskarżać.- Miła dziewczyna z ciebie, Scarlett,zupełnie jak twoja droga matka.Pamiętam, jak zawsze troszczyła się o wszystko,jakże wspaniałych manier była to osoba.Oczywiście wszystkie Robillardównyumiały stanąć na wysokości zadania, ale Ellen była zupełnie wyjątkowa.Scarlett przymknęła oczy i wdychała subtelną woń cytrynowej werbeny.Wszystkozmierza ku dobremu.Eleonora ją kocha, sprawi, że Rett wróci do domu i będą żylidługo i szczęśliwie, na zawsze razem.Wtulona w głębokie, miękkie krzesło,słuchając opowiadanych łagodnym głosem wspomnień lepszych czasów niemal usnęła,ukołysana senną atmosferą [ Pobierz całość w formacie PDF ]