[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oba bloki bez wątpienia sprawdziły, czy satelity niewysłała któraś z drobnych płotek: Francja, Izrael, Egipt albo Turcja.Okazało się, że nie.A więc nikt go nie wysłał.Q.E.D.Quod est demonstrandum.Lars przeszedł piechotą wietrzne lądowisko i przywołał autonomicznego skoczka. Dokąd jedziemy, proszę pana lub pani?  spytał skoczek, gdy Lars wsiadł dośrodka.To było dobre pytanie.Nie miał ochoty jechać do firmy Lars Incorporated.Wobectego, co działo się na niebie, jego działalność ekonomiczna była sprawą nieistotną.Nawet praca Rady najwyrazniej straciła na znaczeniu.Pewnie zdołałby nakłonić skocz-ka, by zabrał go aż do Festung Waszyngtonu, gdzie powinien się znajdować mimo sar-kastycznej uwagi generała Nitza.W końcu jak na to nie patrzeć był członkiem Radybona fide i kiedy odbywało się jej posiedzenie, zgodnie z prawem powinien być obec-ny.Tylko że.Nie jestem tam potrzebny, uświadomił sobie.To było proste. Znasz jakiś dobry bar?  zapytał skoczka. Tak, proszę pana lub pani  odparł autonomiczny skoczek. Ale jest dopiero je-64 denasta przed południem.Tylko nałogowi alkoholicy piją o tej porze. Ale ja się boję  powiedział Lars. Dlaczego, proszę pana lub pani? Bo o n i się boją  odparł Lars.Moi klienci, pomyślał.Albo raczej pracodawcy, czy kim tam jest dla mnie Rada.Ichniepokój zgodnie z hierarchicznym porządkiem władzy zstąpił z góry i teraz ja go od-czuwam.Ciekawe jak w takim razie czują się prosapy?Czy ignorancja jest w tej sytuacji w jakiś sposób pomocna? Podaj mi wideofon  rozkazał pojazdowi.Aparat wysunął się ze zgrzytem i spoczął na kolanach Larsa, który wykręcił numerMaren. Słyszałaś?  zapytał, gdy jej twarz wreszcie pojawiła się na ekranie w postaci sza-rej miniaturki.Pojazd nie miał nawet kolorowego wideofonu.Był doprawdy przedpotopowy. Cieszę się, że zadzwoniłeś!  rzekła Maren. Stacja Greyhound w Topece nada-je cuda niewidy.I to od nich.Niewiarygodne. To nie pomyłka?  przerwał jej Lars. Czy to czasem nie oni wysłali tego no-wego satelitę? Przysięgają, że nie.Zaręczają.Błagają, byśmy im uwierzyli.Klną się na Boga.Namatki.Na ziemię rosyjską.Na co chcesz.To obłęd: najwyżej postawieni urzędnicy, dwu-dziestu pięciu członków i członkiń SeRKeb-u upokarzają się.%7ładnej godności, żadnychoporów.Może mają coś na sumieniu; nie wiem.Wyglądała na zmęczoną; jej oczy przygasły. Nie  odparł Lars. Po prostu wyłazi z nich słowiańska dusza.Trudno poznać,kiedy o coś proszą, a kiedy obrzucają obelgami.Co konkretnie proponują? Czy zwróci-li się bezpośrednio do Rady i nas pominęli? Prosto do Festung.Uruchomiono wszystkie linie wideofoniczne.Są tak przeżar-te rdzą, że nie powinny przekazać żadnego sygnału, a jednak przekazują.Działają, możedlatego, że wszyscy po tamtej stronie kabla tak głośno krzyczą.Lars, klnę się na Boga,jeden z nich autentycznie płakał. W tej sytuacji nietrudno zrozumieć, dlaczego Nitz odłożył słuchawkę. Rozmawiałeś z nim? Udało ci się z nim połączyć? Słuchaj. Po jej głosie możnabyło poznać, że jest bardzo podekscytowana. Próbowali umieścić w obcym satelicieładunek wybuchowy. Obcy  powtórzył oszołomiony Lars. I ekipa robotów zniknęła.Były zabezpieczone na wszystkie możliwe sposoby i niema po nich śladu. Pewnie zamieniły się w atomy wodoru  stwierdził Lars.65  To było zdecydowane posunięcie  powiedziała Maren. Lars? Tak. Ten sowiecki urzędnik, który się pobeczał, był z Armii Czerwonej. Wiesz, co mnie dobija?  rzekł Lars. %7łe nagle znalazłem się poza nawiasem,jak Vincent Klug.To naprawdę straszne uczucie. Chcesz coś robić.A tymczasem nawet nie możesz się pobeczeć.Skinął głową. Lars, czy nie rozumiesz? Wszyscy są poza nawiasem; Rada, SeRKeb, wszyscy.Niktnie jest w centrum wydarzeń.Przynajmniej nikt stąd.Dlatego właśnie padło już słowo obcy.To najgorsza rzecz jaką kiedykolwiek słyszałam! Mamy trzy planety i siedemksiężyców, o których możemy mówić  nasze.A tu nagle.Maren, przygnębiona, zamil-kła w pół zdania. Mogę ci coś powiedzieć? Mów  zgodziła się. W pierwszej chwili  rzekł ochrypłym głosem  chciałem wyskoczyć. Jesteś w powietrzu? W skoczku?Skinął głową, niezdolny dobyć z siebie głosu. Dobrze.Przyleć tu, do Paryża.Nieważne ile zapłacisz.Przyleć i wtedy będziemyrazem. Nie dolecę  odparł Lars.Wyskoczę gdzieś po drodze, zdał sobie naraz sprawę.Wiedział, że ona również siętego domyśliła. Posłuchaj, Lars  rzekła Maren nie tracąc głowy.Zachowała właściwy odwiecz-nej kobiecości spokój ducha, nadnaturalną równowagę umysłu, na którą w wyjątkowejsytuacji stać każdą kobietę. Czy mnie słuchasz? Tak. Ląduj. Dobrze. Masz jakiegoś lekarza? Oprócz Todta? Tylko jego. A prawnika? Billa Sawyera.Znasz go.To ten facet z głową jak jajo.Ale w kolorze ołowiu. Zwietnie  rzekła Maren. Wyląduj przy jego biurze.Niech ci zredaguje nakazsądowy. Nic nie rozumiem.Przy niej poczuł się znowu jak mały chłopiec, posłuszny, ale zdezorientowany.Stojący wobec spraw, które przerastają jego wątłe siły. Do Rady trzeba skierować nakaz sądowy  powiedziała Maren. Który zobo-66 wiąże Nitza do wpuszczenia cię na salę obrad.Lars, masz do tego święte prawo.Mówiępoważnie.Masz święte prawo wejść do sali konferencyjnej w kremlu i brać udział w po-dejmowaniu wszystkich decyzji. Ale  rzekł Lars chrapliwie  ja nie mam im nic do zaoferowania.Nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl